.

.

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 8



~ Miesiąc później ~



Wszystko układało się znakomicie. Na dobre zaprzyjaźniłyśmy się z piłkarzami, nawet z Mario udało mi się poprawić stosunki, no i jeszcze ta praca, która dawała mi tyle przyjemności. Choć brakowało mi troszkę adrenaliny, to jednak byłam zadowolona z tego jak układa mi się życie. Jednym słowem lepiej być nie mogło.


Położyłam się spać o 22.30. Choć nazajutrz nie musiałam iść do pracy, to przyzwyczajenie nie pozwoliło mi na dłuższe siedzenie. Kiedy próbowałam zasnąć ożywił mnie nagle dźwięk telefonu. To był Mario. Ciekawe co on chce o tej porze, że nie pozwala ludziom spać.- pomyślałam i z trudem sięgnęłam po telefon.
- Tak? Czego chcesz?- zapytałam oschle.
- Martyna? Posłuchaj, jest może u Ciebie Reus?- zapytał zdenerwowany, chyba nawet biegł, bo słychać było, że jest zdyszany.
- Nie no co Ty, co on niby miał u mnie robić?- byłam troszeczkę zdziwiona jego pytaniem.
- Dziewczyna z nim zerwała. Nie ma go w mieszkaniu, nie odbiera telefonów.
- Poważnie? Zerwali? Przecież taką szczęśliwą parę tworzyli, ale dobra nieważne, pewnie gdzieś się szlaja.
- Obawiam się, że nie. Boję się o niego. Pewnie jest w jakimś klubie i zapija smutki.
- To chyba dobrze co nie?
- Nie! On nie może pić! Pomóż mi go szukać, proszę.
- Ty chyba żartujesz.
- No proszę, Marti, księżniczko moja.- mówił tak potulnie, że nie potrafiłam się nie zgodzić.
- No dobrze, i tak w sumie już nie zasnę, także co mam do stracenia.
- Ok, to otwórz mi drzwi.
- Ty stoisz pod moimi drzwiami?
- Tak jakby.- zaczął się śmiać.
- Fajnie, że jestem w piżamie, ale co tam.
- Mi to pasuje.
- Weź wchodź, a ja tym czasem się ubiorę.
Rozłączyłam się i na prędce ubrałam się. Kiedy dopinałam spodnie usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Oczywiście był to Mario. Widać bardzo się rozgościł, bo wchodzi jak do siebie.
- Nie nauczyli Cię pukać?- spojrzałam na niego złowrogim wzrokiem.
- Liczyłem, że zobaczę Cię na staniku, ale cóż, przeliczyłem się.- zrobił minę kotka ze Shreka.
- Masz rację, przeliczyłeś się. Może już pójdziemy co? Nie mam zamiaru całej nocy  przechodzić po Dortmundzie.
- No jasne, chodźmy. Najpierw pójdziemy do tego klubu gdzie zawsze lubiliśmy razem chodzić, miejmy nadzieję, że tam będzie. To 15 minut stąd.
- Też mam nadzieję, że go tam znajdziemy po nie będę przez całą noc szukała tego pajaca.
- Ależ Ty jesteś wredna.- Götze uśmiechnął się złowieszczo, chwycił mnie pod rękę i udaliśmy się do klubu.
Rzeczywiście Mario, się nie mylił. Znaleźliśmy tam Reusa, ale w pewnym momencie miałam jednak wątpliwości, czy to naprawdę on. Był cały poobijany, wyglądał jak bezdomny, a o tym, że był zalany w trzy dupy już nie wspomnę. Nie wiedziałam co mam robić, był tak agresywny, że ledwo ochroniarze dawali sobie z nim radę. Poprosiłam ich aby wyprowadzili go na zewnątrz, a potem się już nim zajmiemy. Zrobili to o co ich poprosiłam. Kiedy razem z Mario wyszliśmy na zewnątrz nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na niego, nie mogłam pojąć jego zachowania, szkoda tylko, że w odpowiedzi zwymiotował mi na buty. Nie no tego było już za wiele, wymierzyłam mu siarczystego policzka, chwyciłam za rękę i zaczęłam go ciągnąć do domu.
- Może z łaski swojej byś mi pomógł ciągnąć tego obrzydliwca?
- Sama dajesz sobie świetnie radę, więc nie będę Ci przeszkadzał.
- I to ja jestem wredna. Pomóż mi Götze.
- Dobra już, nie gorączkuj się tak.- chwycił Reusa za drugie ramie.
I tak szliśmy przez Dortmund jak idioci. Wszyscy się na nas gapili, a niektórzy nawet robili zdjęcia. No kurde, co w tym dziwnego, że dwoje prowadzi pijanego gościa. W Gdańsku to było na porządku dziennym. W końcu doszliśmy do mieszkania Marco, weszliśmy do środka, położyliśmy Marco na kanapie, a sami udaliśmy się do kuchni, aby zrobić sobie coś do picia.
- Słuchaj, Marti ja muszę uciekać, jutro mam ważne spotkanie, proszę Cię zajmij się Marco.
- Ty sobie żartujesz tak?!- wrzasnęłam. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.
- Nie żartuję. Zrozum mnie księżniczko, muszę iść, nie mam innego wyjścia.
- A weź idź do diabła. Najpierw wyrywasz mnie z łóżka, potem jeszcze każesz mi zostać z tym pajacem, Za karę czyścisz mi te obrzygane buty.
- Uwielbiam Cię.- Mario pocałował mnie w policzek i wybiegł z domu.
I zostałam sama ze śpiącym Reusem na kanapie. Pięknie, lepszej nocy nie mogłam sobie wymarzyć. Nie chciało mi się dalej przy nim siedzieć, więc poszłam do jego sypialni, rzuciłam się na łóżko i natychmiast zasnęłam.
Obudziło mnie głośne jęczenie z dołu. Co miałam zrobić, musiałam wstać i iść zająć się moim skacowanym przyjacielem, lecz obawiałam się jego reakcji. Po cichutku zeszłam na dół, tak aby Reus nie doznał szoku.
- Martyna? Co Ty tu robisz?- był w takim szoku, że aż spadł z kanapy.
- Wywlokłam Cię wczoraj z klubu, chciałam z Tobą pogadać, ale niestety nie byłeś w stanie aby prowadzić jakąkolwiek konwersację, więc mam nadzieję, że dziś porozmawiamy.
- Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. A mam prośbę, byś mogła mi przynieść wodę, czuję się fatalnie.
- Reus, nie uciekniesz od tego tematu! Zarzygałeś mi wczoraj do jasnej cholery buty więc mam prawo żądać coś w zamian i dlatego musisz mi wyjaśnić co się stało między Tobą a Twoją dziewczyną.- usiadłam obok niego podając mu butelkę z wodą.- Możesz mi wszystko powiedzieć, na pewno Ci ulży, nie możesz zatapiać swojego smutku w alkoholu, tylko wziąć się w garść, a teraz mów co się stało.
- Zdradziła mnie.- powiedział ze łzami w oczach.
- Słucham?!
- No zdradziła mnie kurwa no! Dobra i tak mnie nie zrozumiesz.- chciał już odejść, ale chwyciłam go za rękę i mocno przytuliłam.
- Jak to Cię nie zrozumiem. Uwierz znam się na tych sprawach jak mało kto, więc kto inny by miał Cię zrozumieć jak nie ja.- odparłam z dumą.
- Jak zawsze, samoocenę masz wysoką.- uśmiechnął się.
- A jak.- zaśmiałam się i poczochrałam mu włosy.
- Wiesz, jak na razie nie mam ochoty o tym mówić, to jeszcze do mnie nie dociera.
- Rozumiem, zawsze możesz na mnie liczyć, pamiętaj. Jak będziesz chciał porozmawiać, to o każdej porze dnia i nocy jestem do Twojej dyspozycji.
- Doprawdy?- uśmiechnął się łobuzersko. Patrząc cały czas w moje oczy przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Byłam zupełnie zdezorientowana, nie wiedziałam co mam zrobić, po chwili jednak oderwałam się od niego.
- Co Ty robisz? Czy tak zachowuję się zdradzony facet?- odparłam z oburzeniem.
- Wybacz, ale nie mogę się powstrzymać.- dalej zaczął mnie całować, niestety i ja uległam i po chwili wylądowaliśmy w łóżku. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale mimo wszystko było całkiem fajnie.
- Jaka ja jestem głupia.
- No przestań, było fantastycznie.- zaczął mnie całować po szyi.
- Dobra, weź przestań, chyba troszkę za bardzo nas poniosło.
- No i co z tego, mnie się bardzo podobało i nie żałuję.
- Ty chyba niczego w życiu nie żałowałeś.- zaśmiałam się.
- Być może.- posłał mi swój łobuzerski uśmiech i zaczął mnie namiętnie całować.
- Dobra, koniec tych przyjemności. Muszę się zbierać, ciocia pewnie się martwi.
- No Ty chyba żartujesz. Musisz mnie teraz wspierać, przecież sama powiedziałaś, że jesteś do mojej dyspozycji.
- Nie przesadzaj.- wstałam i ubrałam się.- Do następnego.- puściłam mu oczko.
- Czyli to nie koniec?
- To dopiero początek.- uśmiechnęłam się i wyszłam.
Nie przypuszczałam, że prześpię się z jednym z moich przyjaciół. Miałam go pocieszyć po rozstaniu z dziewczyną, a nie wskakiwać mu do łóżka, rzeczywiście nieźle go pocieszyłam, nie ma co. Bądź co bądź było fajnie, więc nie mam czego żałować.
Oczywiście gdy weszłam do domu nie obyło się bez wypytywania  gdzie byłam, co robiłam i czy zdaję sobie sprawę z tego, że moja ciotka o mało zawału nie dostała, ale nie bardzo się tym przejmowałam, w moich myślach cały czas siedział Marco.
Poszłam się odświeżyć po czym przebrałam się po czym pobiegłam do pokoju Oli.
- Oliwia! Muszę Ci coś powiedzieć.
- No słucham Cię uważnie.- uśmiechnęła się.
- Przespałam się z Reusem.
- Co?
- No to, kurwa.
Sama nie wiem czemu jej to tak szybko powiedziałam, ale nie mogłam tego dłużej trzymać w sobie, w końcu i tak dużo rzeczy przed nią ukrywałam.
- Martyna, dziewczyno, czy Ty jesteś nienormalna? On ma dziewczynę.
- Już nie ma. Zdradziła go.
- A Ty pewnie postanowiłaś go pocieszyć? No pewnie Ci to się udało. Nie no nie mogę uwierzyć.
- Ja też nie, ale nie wyżywaj się teraz na mnie. Proszę.
- Z jednej strony to jednak jesteś zajebista dziewczyno.- przytuliła mnie.
- Wiem.

~Dwa tygodnie później~

Coraz częściej spotykałam się z Marco. Miałam cichą nadzieję, że jednak może coś z tego wyjdzie. Widać, że mu też na ty zależało, ale postanowiliśmy nie afiszować się z tym.

Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej, wzięłam sobie nawet wolne w pracy. Cały czas było mi niedobrze, miałam jakieś dziwne huśtawki nastrojów. Kiedy leżałam w łóżku miałam mnóstwo czasu na przemyślenia. No i doszłam do wniosku, że przecież się nie zabezpieczaliśmy, a ja nie brałam żadnych pigułek. No kurwa, ja chyba śnie. Szybko się ubrałam i pobiegłam do najbliższego sklepu, aby kupić test. Kiedy go zrobiłam nie mogłam uwierzyć w to co widzę...dwie kreski...

***

Trochę dziwny, ale mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli już czytacie to skomentujcie, zachęca mnie to do dalszego pisania.

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 7




Po pół godzinnym siedzeniu na ławce w parku udałam się do domu. Tam czekała już na mnie ciotka i Oliwka. Z ich min wyczytałam, że nie są one zadowolone z mojego nagłego zniknięcia.
- Dziecko co się z Tobą działo? Czy Ty chcesz mnie o zawał doprowadzić? Już na policję chciałam dzwonić.
- Ciociu spokojnie, zaraz wam wszystko wyjaśnię.
- No mam nadzieję.
- Otóż dziś rano zadzwonił do mnie Łukasz z pewną propozycją, a mianowicie pracą jako fotograf w ich klubie, powiedział, że za godzinę miałam się stawić na stadionie, więc bez namysłu wybiegłam. Przepraszam, że narobiłam tym tak dużo zamieszania, ale musiałam się spieszyć. I o to właśnie od dzisiejszego dnia rozmawiacie z panią fotograf Borussii Dortmund.- rzekłam uradowana.
- Poważnie? Dostałaś tam pracę?! Nawet nie wiesz jak się cieszę.- przytuliła mnie Oliwka.
- I to znaczy, że teraz praktycznie w ogóle nie będzie Cię w domu?- zapytała zmartwiona ciotka.
- Na to wygląda, ale nie martw się ciociu. Wreszcie zacznę sama zarabiać, poszukam mieszkania i nie będziesz musiała już nas dłużej znosić.
- Co Ty wygadujesz! Mieszkanie z wami to sama przyjemność. Już się do tego przyzwyczaiłam, ale skoro uważasz to za słuszne, to oczywiście popieram Twoją decyzję, tylko chyba powinnaś to skonsultować z matką.
- No tak, masz rację. Zaraz do niej zadzwonię.- bez namysłu chwyciłam telefon i wybrałam numer do mamy. Opowiedziałam jej całą historię i powiem szczerze, nie spodziewałam się, że tak zareaguje.
- Miałaś tam jechać odpocząć, przemyśleć kilka spraw, a potem wrócić do Polski.
- Myślałam, że chcecie abym się usamodzielniła.
- Przestań! Masz natychmiast rzucić tą pracę i jeszcze w tym tygodniu chcę Cię widzieć w Polsce.
W tym momencie moje życie legło w gruzach. Wreszcie zaczęło mi się układać i mam to tak nagle rzucić i wrócić do Polski? Przyzwyczaiłam się do Dortmundu, znalazłam tu przyjaciół i nie mogę teraz tego zostawić.
W związku z tym iż miałam rozmowę na głośno mówiącą, ciotka i Oliwia wszystko słyszały. Bez namysłu ciocia wyrwała mi telefon i zaczęła ostrą konwersację z mamą.
- Posłuchaj mnie droga siostro. Dziewczyna dostała szansę od losu, zmieniła swoje życie na lepsze, zyskała wiele przyjaciół, przecież wam właśnie o to chodziło. Wybacz, nie chcę się wtrącać, ale jest już dorosła i pozwól się jej wreszcie usamodzielnić.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Martyna zostaje w Dortmundzie i koniec kropka. Powinnaś być z niej dumna, a kiedy ochłoniesz to zadzwoń i ją przeproś. Żegnam.- rozłączyła się. 
Od razu rzuciłam się jej w ramiona, aż głupia poryczałam się ze szczęścia. Ciocia dobrze wiedziała, ile dla mnie to wszystko znaczy.
- Dziękuję.- wymamrotałam chlipiąc.
- Nie ma za co rybko, zawsze możesz na mnie liczyć skarbie.
Ciotka najwredniejsza pod słońcem- takie od zawsze miałam o niej zdanie, ale w rzeczywistości to potulna i miła kobieta.
- No to Oliwka, musimy jakoś uczcić moją nowa posadę.- spojrzałam na nią swoim chytrym wzrokiem.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli małą imprezkę. Chodź, idziemy się ogarnąć.
Od razu pobiegłyśmy się odświeżyć. Po wyjściu z wanny ubrałam się w to,a Ola w to. Pomalowałyśmy się i byłyśmy gotowe na imprezę.
- Gdzie idziemy?
- Nie wiem. Jest tu dużo klubów, więc do jakiegoś na pewno trafimy.
- No ok.
Tak oto ,,wystrojone'' wyszłyśmy z domu. Szłyśmy może z jakieś dziesięć minut przez miasto i wreszcie znalazłyśmy odpowiedni klub dla nas, przynajmniej taki się wydawał.
Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy pierwszy lepszy wolny stolik, a potem poszłyśmy zamówić drinki. Po zamówieniu dosiadło się do nas dwoje miłych panów. Wieczór mijał nam bardzo spokojnie, aż do pewnego momentu. Byłam tak rozgoryczona sytuacją z Mario, że chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć.Wysoki stan upojenia alkoholowego sprawił, że nie panowałam nad tym co robię. 
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i w zupełnie obcym miejscu. Leżałam naga obok jakiegoś umięśnionego bruneta. Byłam w szoku, nie wiedziałam co mam zrobić, więc szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Oliwii. Ta naturalnie nie odbierała. Wstałam z łóżka, ubrałam się i wyszłam. Nie mogłam uwierzyć w to co zrobiłam. Jaka jestem głupia. Jestem zwykłą, tanią dziwką. Brzydziłam się takimi ludźmi, a teraz sama się taką stałam. Nagle poczułam, że kręci mi się w głowie i tracę grunt pod nogami. Kiedy się obudziłam leżałam na łóżku szpitalnym, a nade mną schylała się ciocia nie mogąca powstrzymać łez.
- Boże! Martyna! Co się stało?
- Ja nie wiem, co ja tu robię?
- Jakiś przechodzień znalazł Cię leżącą na ulicy. Dziecko drogie, o mało co zawału nie dostałam, ale najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło.
- Przepraszam, jestem przemęczona, niewyspana, to dlatego.
- Może powinnaś zrezygnować z tej pracy? Odpoczęłabyś sobie troszkę.
- Nie ma mowy, a właśnie muszę zadzwonić do trenera, że nie będzie mnie dziś w pracy.
- O nic się nie martw, już wszystko załatwiłam, powiadomiłam go, powiedział, że zaraz będą więc spodziewaj się gości.
- Ciociu, wybacz nie chcę nikogo widzieć. Chcę pobyć sama...
Nie dokończyłam zdania, kiedy do sali wpadł zdyszany trener ze swoją ,,ekipą''. Jeszcze ich tu brakuje.
- Martyna, ale nam strachu napędziłaś! Od razu wiedziałem, że coś się stało kiedy nie pojawiłaś się w pracy.
- Bardzo przepraszam, ale czy mógłby pan przyprowadzić moją ciocię?
- No jasne, już idę.
Piłkarze zadawali mi mnóstwo pytań, ale nie miałam ochoty na nie odpowiadać. Chciałam im po prostu powiedzieć, żeby sobie poszli, żeby zostawili mnie samą. Myślałam tylko o jednym. Zrobiłam z siebie dziwkę. Od zawsze stroniłam od takich ludzi, a dziś jestem jedną z nich. Jak bardzo musiałam być zdesperowana, żeby zdobyć się na taki czyn. 
- Jestem. Co chciałaś?
- Kiedy wychodzę? 
- Nie wiem dokładnie, lekarz powiedział, że muszą jeszcze zrobić kilka badań więc poleżysz tu co najmniej dwa dni. 
- Słucham? O nie, nie ma mowy. Nie zostanę tu ani minuty dłużej.- słynąc ze swojej upartości, jak powiedziałam tak zrobiłam. Wstałam z łóżka i udałam się w stronę wyjścia.
- Martyna! Co Ty robisz?- krzyknęła ciocia.
- Idę do domu i nawet nie próbuj mnie powstrzymywać, a teraz idę po wypis na żądanie.
- Martynka, uspokój się.
- Nie.- wrzasnęłam i wyszłam ze szpitala. Szłam i szłam, nagle poczułam na moich biodrach czyjeś ręce. 
- Marti, nie bądź uparta, wróć do szpitala.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! To, że jesteś tam jakąś gwiazdką nie oznacza, że mam Cię słuchać, a zresztą nie chce mi się z Tobą gadać! Z czego się śmiejesz?!
- Nie wiem czy wiesz, ale jesteś w pidżamie i to tej szpitalnej.- mówił, ciesząc się jak dziecko.
- No i fajnie, ładnemu we wszystkim ładnie.- poczułam, że się czerwienie.
- Widzę, że masz wysokie mniemanie o sobie.
- A jak. I co stoisz jak ten słup soli? Byś mnie do domu odprowadził chociaż.
- O nie, nie ma mowy. Nie będę robił sobie wstydu.- zaśmiał się.
- Ok, jak chcesz, ale taka okazja może się więcej nie powtórzyć.- pokazałam mu język.
- Oj dobra, chodź złośnico.- chwycił mnie pod rękę.
Kiedy byliśmy już w domu, piłkarz od razu poczuł się jak u siebie. Udał się do salonu, rozłożył się na kanapie i włączył tv.
- Widzę, że się rozgościłeś.- rzekłam z sarkazmem.
- Jasne.- wyszczerzył zęby. 
- To Ty tu sobie posiedź, a ja pójdę się ogarnąć.
Udałam się na górę. Gdy patrzałam w lustro na swoje odbicie, widziałam w nim tylko tandetną dziewczynę która po pijaku dała dupy pierwszemu lepszemu facetowi. Poczułam jak po policzku lecą mi łzy, ale powstrzymałam to. Nie mogłam pozwolić na upust emocjom. Musiałam się wziąć w garść i zapomnieć o wszystkim. Co się stało, to się nie odstanie, żyć trzeba dalej. Przebrałam się i zeszłam na dół. 
- I co tam uciekinierko?- zaśmiał się Mario.
- Przestań, nie jestem w nastroju na żarty.- usiadłam obok niego.
- Może powiesz mi co się z Tobą dzieję? Kiedy ostatni raz się widzieliśmy olałaś mnie, teraz znowu to robisz. Może nie znamy się długo, ale możesz mi wszystko powiedzieć. Możesz mi zaufać.
- Posłuchaj, nic się ze mną nie dzieje. Jestem przemęczona. Odkąd przyjechałam do Dortmundu moje życie stanęło do góry nogami. Co chwilę coś się dzieje. Nie radze sobie z tym, przykro mi, ale nie mam aż tak silnej psychiki.- znowu się rozkleiłam.
- Marti, nie płacz. Na początku tak jest, zaczęłaś nowy etap w życiu i zanim wszystko się ułoży minie troszkę czasu, ale zobaczysz z czasem wszystko się ułoży, obiecuję Ci to.- przytulił mnie.
- Jak możesz mi to obiecać? Nie znasz mojej sytuacji.- zaczęłam coraz bardziej szlochać.
- Po deszczu zawsze jest słońce. W Twoim przypadku też tak będzie, a teraz nie płacz maleńka, nie chcę aby moja bluzka była Twoją chusteczką.- zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.
- Głupek.- zaśmiałam się.
- Może i głupek, ale za to Twój.- delikatnie musnął moje usta.
Od razu się odsunęłam, nie chciałam powtórzyć sytuacji sprzed paru dni.
- Wybacz, ale nie mogę.
- Przecież nie masz chłopaka, nie masz żadnych zobowiązań.
- Zrozum, dając Ci nadzieję mogę Cię zranić, a tego nie chcę, wiec wolę abyśmy pozostali przyjaciółmi.- przytuliłam go.
- Jak sobie życzysz księżniczko.- uśmiechnął się.
To był sztuczny uśmiech, wymuszony. Widziałam, że nie tego oczekiwał, ale cóż nie mam zamiaru go ranić, możemy zostać przyjaciółki owszem, ale żadnych związków. Przynajmniej nie teraz. 

***
Znowu rozdział nie wyszedł mi tak jak chciałam, ale cóż, wybaczcie. Mile jednak widziane komentarze.  
I jak emocje przed meczem? Ja mam nadzieję, że Polska wygra, ale jednak po piątkowym meczu z Ukrainą są pewne wątpliwości.

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 6


Mimo wszystko obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Chciałam już wstawać, kiedy do mojego pokoju wparowała Ola. Wskoczyła na łóżko i zaczęła mnie łaskotać.
- Ola! Przestań!- krzyczałam zwijając się ze śmiechu jednocześnie.
- Zostawię Cię jak tylko mi coś powiesz.
- Ok, ok, tylko mnie puść.- Olka wiedziała, że łaskocząc mnie zgodziłabym się na wszystko.
-  A więc Marti kochanie moje, co Ty wczoraj odwaliłaś za cyrk?- cały czas szczerzyła się jak dziecko.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi.- udawałam głupią
- Weź nie udawaj, czemu całowałaś się z Mario?
- Jejku, Oliwia... wypiłam troszkę, nie panowałam nad sobą.
- Żałujesz tego?
-Yyyy... nie wiem.
- Tak czy nie?
- Nie.- uśmiechnęłam się.
- To dobrze.- przytuliła mnie.- Wiesz, że chcę, abyś była szczęśliwa. Może właśnie z nim ułożysz sobie życie.
- Oliwia, na litość Boską, to był tylko pocałunek nic więcej.- Sama próbowałam to sobie wmówić, ale nie potrafiłam, on miał coś w sobie, coś co mnie w nim pociągało.
- Tak, jasne.
Rozmowę z przyjaciółką przerwał telefon, Wstałam i odebrałam.
- Tak słucham?
- Martyna? Hej, tu Łukasz, mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. To znaczy nie ja, tylko trener.
- No cześć. Jaką propozycję?
- A mianowicie kilka dni temu zwolnił się u nas fotograf i potrzebujemy kogoś na jego miejsce, pomyślałem o Tobie bo przecież skończyłaś tą szkołę fotograficzną czy coś.
- No nie zupełnie tak to się nazywa, ale niech Ci będzie.
- Poleciłem Cię i trener się zgodził, przyjąć Ciebie na okres próbny.
- Żartujesz prawda?!-wrzasnęłam.
- Przepraszam, że tak bez Twojej wiedzy, ale trener musiał szybko dostać odpowiedź.
- Jej, nawet nie wiesz jak się cieszę. Dziękuję Ci bardzo.
- Później mi podziękujesz, a teraz przyjeżdżaj, za godzinę masz być na stadionie.Pa.- rozłączył się.
Rzuciłam telefon na łóżko i zaczęłam piszczeć. Kochałam fotografię od dzieciństwa, a teraz mam okazję zabłysnąć. Oliwia nie wiedziała o co chodzi więc patrzała na mnie jak na wariatkę, ale nie miałam czasu tłumaczyć jej o co chodzi. Szybko chwyciłam ręcznik i pobiegłam do łazienki. Wykąpałam się, po czym się ubrałam. Musiałam przecież jakoś wyglądać i wypaść dobrze, przed moim ,,nowym szefem''. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, nałożyłam makijaż, chwyciłam torbę i mój sprzęt. Zanim wychodziłam zdążyłam cioci powiedzieć tylko, że dostałam nową pracę i wrócę niebawem.
Kiedy dotarłam na stadion czekał tam na mnie Łukasz. Przywitał się ze mną i zaprowadził mnie do biura trenera. Byłam panicznie zdenerwowana, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Dzień Dobry.
- A witam witam. Miło mi, nazywam się Jurgen Klopp.- trener podał mi rękę.
- Mnie również, Martyna Chylewska.- odwzajemniłam uścisk.
- Jak już zapewne Łukasz Ci opowiadał, nasz fotograf zwolnił się i potrzebujemy kogoś na jego miejsce. Łukasz mówił, że jesteś świetna więc postanowiłem mu zaufać i Cię przyjąć.
- Taa, skąd on może wiedzieć czy jestem świetna jak zna mnie zaledwie tydzień.- pomyślałam.
- Podpisz tą umowę, a i właśnie miałaś kiedykolwiek do czynienia z fotografią?
- Nigdy nie miałam takich poważnych zleceń, jak już były to raczej amatorskie.
- To dobrze. A masz dużą cierpliwość? 
- Tak, raczej tak.- uśmiechnęłam się.
- To dobrze, bo chłopacy często są nie do zniesienia.- zaśmiał się.
- A od kiedy mogę zacząć?
- Od teraz. Masz ze sobą sprzęt.
- No jasne.
- To chodź, zaprowadzę Cię na boisko. I na przyszłość, nie ubieraj się tu tak wyzywająco,  bo chłopacy zamiast grać będą Cię podziwiać jak eksponat w muzeum.- zaśmiał się.
- Oczywiście.- przytaknęłam mu.
No i wyszliśmy na boisko. Czułam się fenomenalnie. Pierwszy raz dostałam taką szansę od losu, jednym słowem byłam z siebie dumna.
- No chłopcy, przedstawiam wam naszego nowego fotografa. To jest Martyna.
- Z większością się już znam.- uśmiechnęłam się i przywitałam się z każdym po kolei. Na końcu stał Mario, podałam mu rękę, a on nic, więc krzyknęłam.
- Hej piękny!- zaśmiałam się.
- Cześć.- uśmiechnął się.
Postanowiłam się odsunąć i zachować odpowiednią odległość od niego, ponieważ widziałam jak pożerał mnie wzrokiem. 
Nie mogłam uwierzyć w to, że swoją karierę zaczynam na takim wysokim szczeblu. 
- No to nasza nowa pani fotograf może już przygotować sprzęt, a wy 15 kółek na rozgrzewkę.
- Ale trenerze...
- Żadne ale, biegać.- zaśmiał się.- Muszę Cię ostrzec przed tą dwójką, a mianowicie przed Mario i Marco. Kiedy widzą aparat nie mogą się opanować od pozowania i różnych wygłupów, także musisz udawać, że Cię to nie śmieszny i zagonić ich do dalszego treningu.
- Spokojnie, poradzę sobie z nimi.
- Marco i Mario, za gadanie dodatkowe 5 kółek.- wrzasnął trener.
A więc ja postanowiłam, rozłożyć sprzęt i przygotować się do nowe pracy, chociaż pierwsze co zrobiłam to zdjęłam buty, po obcasy strasznie wbijały się w murawę. Kiedy wszystko przygotowałam, zaczęłam pstrykać pierwsze fotki. Trener miał rację, w momencie kiedy włączyłam aparat dwóch piłkarzy podbiegło do mnie i zaczęli swoje dziwne pozy. Spojrzałam się na trenera, a ten puścił mi oczko, to znak, że mam zacząć działać.
- Przepraszam bardzo, ale nie jestem waszym osobistym fotografem.- rzekłam poważnie.
- Martyna, daj spokój.- podbiegł do mnie Mario i objął mnie w pasie.
- Wy tak samo jak ja jesteście w pracy więc brać się do roboty, migiem!- krzyknęłam.
- No dobrze, już dobrze.- pobiegli na murawę. 
Po półtorej godzinnym treningu, zaczęłam się zbierać. 
- Martyna, jak chcesz możesz zostawić swój sprzęt u mnie w biurze, po co masz go targać do domu. Tam będzie bezpieczny.
- No dobrze, zaraz go przyniosę. 
Chwyciłam aparat, statyw i udałam się do biura trenera. szłam sobie jakby nigdy nic, aż tu ktoś mnie przytula. Odwróciłam się. Oczywiście któż to mógł być inny jak nie Mario. Pocałował mnie namiętnie, ale szybko zareagowałam i odepchnęłam go.
- No co Ty, wczoraj Ci to nie przeszkadzało.
- Wczoraj to było wczoraj, byłam pijana to dlatego.
- Taaa, jasne, takie kity możesz wciskać komu innemu, ale nie mnie.
- Nie kłamię, a teraz wybacz, ale się spieszę. 
- Gdzie?
- Do domu, muszę wyjaśnić domownikom zaistniałą sytuację.
- To poczekaj chwilkę, podwiozę Cię.
- Nie, nie będę Ci sprawiała problemu.
- Przestań! Dla mnie to sama przyjemność.- pocałował mnie w policzek.
Poczułam, że się czerwienie, dlatego szybko się odwróciłam i zaniosłam sprzęt do biura trenera. Kiedy wychodziłam czekał już na mnie Mario.
- Wiesz co, musimy pogadać.
- A o czym?- spojrzałam na niego z pytającym wzrokiem.
- Muszę Ci coś powiedzieć. Chodź, pójdziemy do pobliskiej kawiarni.
- No ok.
Kiedy doszliśmy, usiedliśmy i zamówiliśmy kawę, piłkarz zaczął swoje przemówienie.
- Tak jak już mówiłem wcześniej muszę Ci coś powiedzieć.
- Wal śmiało.- zaśmiałam się.
- Dla Ciebie to może wydawać się śmieszne, ale nie dla mnie, więc chociaż mnie posłuchaj. Wtedy, kiedy wpadłaś na mnie w parku, od momentu kiedy Cię zobaczyłem bardzo mi się spodobałaś, wybacz, że na Ciebie nakrzyczałem, ale chciałem, abyś przez to mnie zapamiętała. Wtedy kiedy byłyście na meczu od razu zauważyłem Ciebie na trybunach, specjalnie wyszedłem wcześniej i specjalnie na Ciebie wpadłem, a na wczorajszej imprezie... może dla Ciebie to zwykły pocałunek, ale dla mnie nie, nigdy nie zadurzyłem się tak w żadnej dziewczynie jak w Tobie, jesteś urocza, słodka, udajesz niedostępną co mnie jeszcze bardziej w Tobie pociąga,a  na dodatek zostałaś fotografem naszego klubu, większe szczęście nie mogło mnie spotkać.- kiedy skończył mówić, wstał, nachylił się nade mną i namiętnie mnie pocałował. Na szczęście w porę zdążyłam się opanować.
- Wybacz, ale muszę już iść.
- Miałem Cię odwieźć. 
- Przejdę się, dobrze mi to zrobi.
- Martyna,- chwycił mnie za rękę.- Proszę nie odrzucaj mnie. Wiem, że nie znamy się długo, ale zrozum musiałem Ci to powiedzieć, nie wytrzymałbym dłużej. Kocham Cię.
- Muszę już iść. Na razie.- chwyciłam torebkę i wyszłam w kawiarni. Poszłam do parku, musiałam sobie przemyśleć kilka rzeczy. Nie jest mi obojętny, na samą myśl o nim mam motyle w brzuchu, ale go nie znam, nie chcę się pakować w kolejne toksyczne związki. Sama już nie wiem co mam robić...

***
Wiem, że nudny ten rozdział, ale chciałam szybko coś dodać, jeszcze w ten weekend po później nie będę miała czasu. 

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 5



W nocy co chwilę się budziłam. Wstałam o 10.30, spojrzałam w lustro i o mało co zawału nie dostałam, wyglądałam strasznie, makijaż rozmazał mi się praktycznie po całej twarzy. Chwile tak stałam, ale postanowiłam nie użalać się nad sobą, chwyciłam ręcznik i poszłam do łazienki. Po godzinnej kąpieli, ubrałam się i zeszłam na dół.
- Martyna, chodź na śniadanie, albo obiad jako wolisz.
- Dzięki ciociu, ale nie jestem głodna.- ciocia posłała mi dzikie spojrzenie. 
Udałam się do pokoju i włączyłam telewizor. Nie miałam ochoty na jedzenie. Nagle ciotka podeszła, chwyciła pilot i wyłączyła to pudło.
- Nie ma mowy! Masz w tej chwili coś zjeść! 
- Ale ja naprawdę nie mam apetytu.
- Nie szalej, tylko chodź do kuchni! Chyba nie chcesz anorektyczką zostać. 
- No ok.- posłuchałam rozkazu ciotki, i poszłam w stronę kuchni.
- No jedz.- podsunęła mi talerz z kanapkami. Na sam ich widok było mi niedobrze.
- Nie mogę...
- Jak tego nie zjesz to nigdzie dziś nie idziesz!
- To dobrze, bo ja raczej się nigdzie dziś nie wybieram.- wyszczerzyłam zęby.
- Jak to nigdzie? Oliwia mówiła zupełnie co innego!
- Jak to?- spojrzałam się na Olę z pytającym wzrokiem.
- Przepraszam, ale nie zdążyłam Ci wczoraj powiedzieć, bo padłaś jak trup. Chłopacy zaprosili nas wczoraj na swój dzisiejszy trening, mówili, że koniecznie mamy przyjść.
- O nie, nie ma mowy!- wrzasnęłam.
- Ale dlaczego?
- Dobrze wiesz, że nienawidzę piłki nożnej! Więc po co mam tam iść i patrzeć na ludzi którzy kopią jakąś durną piłkę i sprawia to im tyle satysfakcji! Nie pójdę i koniec kropka, nie mam zamiaru marnować swojego czasu!- zaczęłam krzyczeć.
- Chociaż raz mogłabyś zrobić coś dla mnie!
- Wczoraj poszłam z Tobą na tą durną imprezę, to chyba wystarczyło!
- Ok, jak chcesz, ale chyba o czymś zapomniałaś. To ja zostawiłam chłopaka i przyjaciół w Polsce by móc być tu właśnie z Tobą!- Oli poleciały łzy po policzkach i pobiegła do swojego pokoju zatrzaskując przy tym drzwi.
- Martyna,-rzekła ciocia.- Musisz z nią porozmawiać. Idź z nią na ten trening, przecież i tak nie masz nic ciekawego do roboty.
- Ale ciociu, nie chcę tam iść.
- To Twoja przyjaciółka, poświęciła dla Ciebie praktycznie wszystko, żeby Cię nie stracić, więc odwdzięcz się jej teraz.
- No ok. Pójdę z nią na ten trening.- zdecydowałam i poszłam do góry.
-Ola, otwórz te drzwi!- wrzasnęłam.
- Nie!- krzyknęła szlochając.
- Pójdę z Tobą na ten trening, ale weź otwórz te cholerne drzwi!- powoli traciłam cierpliwość.
- Nie potrzebuję Twojej łaski!
- Oliwia, jak zaraz nie otworzysz tych drzwi to sama to zrobię.
- Dobra, już idę.- wreszcie otworzyła mi drzwi.
Przytuliłam ja mocno i otarłam jej łzy. Widać, że bardzo zależy jej na tym treningu, a nie mogłam jej przecież zostawić.
- Przepraszam, poniosło mnie. Wiem ile Ty dla mnie poświęciłaś, i jestem strasznie głupia odmawiając Ci takich banalnych rzeczy. Dzisiaj pójdę z Tobą na ten trening, ale mam nadzieję, że nie będziesz mnie zawsze tak szantażować.
- Ok. Dziękuję.
- Nie ma za co, a teraz idź się ogarnij bo wyglądasz co najmniej strasznie.- zaśmiałam się.
- Głupia jesteś!- Ola spojrzała na zegarek.- O mamuniu za pół godziny jest trening.
- No to na co czekasz, idź się ogarnij, a ja pójdę się ubrać.
Byłam tak zła, że nie miałam nawet siły się ubrać. Myślałam, że nie będę już musiała patrzeć na tego głupiego piłkarza.
Wreszcie po długim namyśle wybrałam to ale zamiast conversów wolałam założyć moje ulubione Air max'y . Nałożyłam lekki makijaż, włosy spięłam w koka i poszłam po Olę.  Ona tez nie wiedziała co ubrać więc jej troszkę w tym pomogłam. Po dziesięciu minutach wybrałyśmy to. Poczekałam chwilę na Oliwkę nim się ubierze. Kiedy wyszła, poszłyśmy na trening.
Nigdy w życiu bardziej się nie denerwowałam jak teraz. Gdy weszłyśmy na Signal Iduna Park ogarnęła mnie panika, nogi zrobiły się jak z waty i nie byłam w stanie dalej iść. Chwilę przystanęłam i postanowiłam sobie, że muszę się ogarnąć i iść tam, przecież obiecałam to Oli.    
-Ok, idziemy.
- Wszystko ok?
- No jasne, jest zajebiście.- zacisnęłam zęby. 
Weszłyśmy na stadion. Od razu podbiegli do nas piłkarze i się przywitali. Mimo wszystko cieszyłam się, lubiłam tych kolesi, byli bardzo sympatyczni, a szczególnie uwielbiałam Marco. Był zabawny, słodki i mega przystojny, ale niestety miał dziewczynę. Stałam sobie i rozmawiałam z chłopakami jakby nigdy nic, aż tu nagle ktoś mnie obejmuję. Tak, nie myliłam się, to był ten natrętny piłkarz. Nie no tym razem przesadził.
- Bierz te łapy!- krzyknęłam.
- Nie denerwuj się, chciałem się tylko przywitać.- mówił nie zwalniając uścisku.
- Nie życzę sobie, abyś witał się ze mną w ten sposób ok?- powiedziałam to bardzo opanowanie, aż byłam z siebie dumna. 
- No ok.
- A teraz puść mnie wreszcie bo chyba zaczynacie trening i wasz trener będzie na pewno zdenerwowany jak się spóźnicie. 
Mario puścił mnie i wreszcie mogliśmy iść na ten cholerny trening. Poszłyśmy z Olą na trybuny i zajęłyśmy miejsca. 
- Co to miało być?
- O co Ci chodzi?
- O to sytuację z Mario. Czemu go tak odrzuciłaś?
- Posłuchaj, nie pozwolę sobie na to, aby koleś mnie obejmował, nie znam go.
- Wyluzuj, widać, że ma coś do Ciebie.
- Ale ja nie mam nic do niego i koniec tematu.
Po dziesięciu minutach na stadion przyszły partnerki piłkarzy, bez namysłu poszłyśmy do nich. Dosyć długo ze sobą rozmawiałyśmy, uznałam je za bratnie dusze, zaprzyjaźniłyśmy się.
- Martyna, mamy dla was propozycję.
- No słucham.- uśmiechnęłam się.
- Dziś organizujemy małą imprezkę u siebie w domu,- mówiła Ewa.- Może byście wpadły? Bardzo by nam na tym zależało.
- No nie wiem... a o której?
- O 19.00. Proszę was, bardzo. - Ewa spojrzała na mnie z błagalną miną.
- No dobrze.
- Super.- dziewczyny mnie przytuliły.
Trening dobiegł końca, pożegnałyśmy się z dziewczynami i chłopakami po czym ruszyłyśmy do domu. Gdy dotarłyśmy ciocia już na nas czekała.
- Chodźcie dziewczynki, obiad już na stole.
- Już idziemy.
Powiem szczerze, że byłam głodna. Musiałam też cioci powiedzieć o dzisiejszej imprezie.
- Ciociu jest taka sprawa.- mówiłam, wcinając obiad.
- Słucham?
- Możemy iść dziś na domówkę do znajomych?
- Znowu? Nie za dużo tych imprez?
- No wiemy, ale bardzo byśmy chciały. 
- No dobrze.
Po zjedzeniu obiadu pobiegłyśmy z Olą pogadać z dziewczynami na skypie. Po kilku godzinach rozmowy pożegnałyśmy się i poszłyśmy się odświeżyć. Po półgodzinnej kąpieli każda z nas poszła do swojego pokoju wybrać co ubierze. Ja zdecydowałam się na to, a Oliwia na to. Ubrałyśmy się i udałyśmy się na imprezę. 
Po dwudziestu minutach drogi byłyśmy na miejscu. Ewa dokładnie wytłumaczyła nam gdzie mieszkają więc, z dotarciem nie miałyśmy problemu. Stanęłyśmy przed domen i zapukałyśmy do drzwi. Otworzył nam Łukasz.
- Ooo cześć dziewczyny. Wchodźcie.- piłkarz przytulił nas na przywitanie.
Weszłyśmy do środka, powiem szczerze, że dom Piszczka był bardzo okazały na zewnątrz jak i w środku. Ola od razu pobiegła do dziewczyn, a jak postanowiłam, że przywitam się z resztą piłkarzy. Oczywiście stał tam Mario, ale postanowiłam, że nawet on nie popsuje mi dziś humoru.
Kiedy przywitałam się z resztą od razu podbiegł do mnie ,,pan piękny''. 
- Heej.- przytulił mnie.
- No cześć.- odpowiedziałam po czym uwolniłam się z jego uścisku.
- Ślicznie wyglądasz.- stał i wgapiał się we mnie jak w obrazek.
- A dziękuję.- uśmiechnęłam się. Postanowiłam, że nawet dla niego będę dziś miła.
- Może się czegoś napijesz?
- A z chęcią.- podał mi drinka. 
Znaleźliśmy wolne miejsce na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać. Po kilku drinkach język zaczął mi się rozplątywać i coraz więcej zaczęłam o sobie opowiadać. Mario słuchał moich historii z zainteresowaniem.
- Chodź zatańczymy.- nagle chwycił mnie za rękę.
Tańczyliśmy chyba z pół godziny, cały czas rozmawiając. W pewnym momencie nasze twarze przybliżyły się znacznie do siebie, pocałowaliśmy się. Próbowałam się opanować, ale nie dałam rady, uległam. To było coś wspaniałego. Po chwili przerwał i powiedział:
- Mówiłem Ci, że przeznaczenia nie oszukasz.- po czym znowu wtopił swoje wargi w moje. 
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Tak, ale oczywiście ktoś musiał przerwać mi tą wspaniałą chwilę.
- Martyna! Martyna!- krzyczała Ola.
W tym momencie nie miałam wyjścia, oderwałam się od piłkarza.
- Czego?
- Jest trzecia w nocy, idziemy do domu.
- Nie, zostajecie.- rzekł Mario łapiąc mnie w pasie.
Odsunęłam się od niego, musiałam się wreszcie opanować.
- Masz rację, chodź idziemy.
Pożegnałyśmy się ze wszystkimi i poszłyśmy do domu. Oliwia przez całą drogę ani słowem się do mnie nie odezwała. Kiedy weszłyśmy do domu od razu poszłyśmy do swoich pokoi. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Przez godzinę nie mogłam zasnąć. Myślałam o pocałunku z Mario. Zastanawiałam się co we mnie wstąpiło. Przecież to jest mój wróg numer jeden i niech lepiej tak zostanie. Po przemyśleniach wreszcie zasnęłam.

***





Rozdział 4



Myślałam, że zapuścimy tam korzenie. Prawie pół godziny stałyśmy i czekałyśmy aż przyjdzie po nas ten koleś. Robiło się zimno j nie chciało mi się już czekać na niego.
- Ola, idziemy do domu.-rzekłam już poddenerwowana.
- Martyna, poczekajmy jeszcze chwilkę.
- Mamy czekać tak długo aż zamarzniemy? Nie wiem jak Tobie, ale mi jest cholernie zimno.
- Wrzuć na luz, Marti. Zobacz kto idzie.- Oliwia szczerzyła się jak małe dziecko na widok lizaka.
- O no proszę, kto się pojawił.
- No siema laseczki.- rzekł chwiejący już się piłkarz.
- Dobra, weź nas zaprowadź już do tego klubu bo zaraz zamarznę.
- Oj spokojnie, nie denerwuj się.- przytulił mnie.
- Koleś, weź ogarnij!- odepchnęłam go.
- A Tobie co?
- Nie będzie mnie tulił jakiś obcy facet.- na dobre się zdenerwowałam.
- Spokojnie. Ok, to idziemy.
Szliśmy nie odzywając się do siebie, nie mogłam patrzeć na tego pożal się Boże piłkarza. Po cholerę zgodziłam się na tą całą imprezę, mogłam zostać z domu i poczytać choćby książkę, a nie spędzić całą noc w towarzystwie nachalnego kolesia.
Po dziesięciu minutach doszliśmy do klubu. Powiem szczerze, nie było to nic nadzwyczajnego, klub jak klub. Przez pięć minut stałam w drzwiach i zastanawiałam się czy wejść dalej. 
- Ola, nie chce mi się tam iść. Może idź sama, a ja pójdę do domu.
- Martyna, nie rób mi tego, proszę. 
- Ale kiedy ja naprawdę nie chcę...- nie dokończyłam zdania, bo Ola pociągnęła mnie do stolika gdzie siedzieli piłkarze.
- Uduszę Cię.- powiedziałam do Oliwii, zaciskając zęby.
- Jeszcze mi podziękujesz.
Przywitałyśmy się ze wszystkimi. Kiedy Oliwkę porwał do tańca Mario, ja spędzałam czas z partnerkami Polaków, a mianowicie z Ewą i Anią.  Bardzo dobrze mi się z nimi rozmawiało, opowiedziałam im całą historię dlaczego musiałam się przeprowadzić do Dortmundu. Kiedy rozmawiałyśmy w najlepsze i sączyłyśmy drinki podbiegł do mnie ,,Pan piękny'', chwycił mnie za rękę i wrzasnął:
- Chodź, idziemy tańczyć, nie będziesz tu tak stała.
- Przykro mi, ale jesteś pijany, nie będę z Tobą tańczyła.
- Nie bądź uparta.- i ,,porwał mnie do tańca'' jeśli w ogóle można było to nazwać tańcem.
Tańczyliśmy razem dosyć długo, piłkarz troszkę wytrzeźwiał i mogliśmy normalnie rozmawiać. Powiem szczerze, że było nawet ok.
- Nie uważasz, że to nie jest zwykły przypadek, że wpadamy na siebie, a potem razem bawimy się na imprezie?
- To tylko zwykły zbieg okoliczności.- uśmiechnęłam się.
- A ja myślę, że to przeznaczenie.- przybliżył się do mnie.
- Taaa, dobry żart.- odsunęłam się.
- Przeznaczenia nie oszukasz, pamiętaj.
Dobra, miałam już tego dosyć, podeszłam do stolika, chwyciłam swoją torebkę i wyszłam. Oliwia natychmiast za mną pobiegła.
- Mała, co się dzieje?
- Nic, źle się czuję, idę do domu.
- Na pewno? Może jednak zostaniesz?
- Nie, nie mam siły się bawić.
- No ok, w takim razie idę z Tobą.
- Nie no co Ty, zostań i baw się dobrze.
- Marti, jesteś moją przyjaciółką, nie zostawię Cię.
Poszłyśmy do domu, całą drogę nie odzywałyśmy się do siebie. Kiedy doszłyśmy natychmiast zdjęłam buty, pobiegłam na górę i rzuciłam się na łóżko, miałam dość emocji jak na jeden dzień, chciałam jak najszybciej zasnąć, ale oczywiście moja kochana przyjaciółka mi na to nie pozwoliła, od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
- Marti, dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz.
- Źle się czuję, to wszystko.
- Mario, znowu Ci coś powiedział.
- Nie no co Ty, po prostu nie trawię tego kolesia i tyle, koniec tematu.
- Ok, jak chcesz. Idę spać, Dobranoc.-przytuliła mnie.
Oliwia postanowiła mi dać spokój, ale dobrze wiedziała, że nie powiedziałam jej prawdy.
Nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tym, co powiedział mi piłkarz. Może jednak coś w tym jest? Nie, no teraz to majaczę, jak ja w ogóle mogę tak myśleć, Nienawidzę tego kolesia i koniec kropka.

***
I jak wrażenia po wczorajszym meczu? Ja nie komentuje tej porażki, ale cieszę się, że przynajmniej Niemcy wygrali :)