.

.

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 16



Z wrażenia aż upadłam na ziemie, lecz momentalnie wstałam. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział mi tata. Nawet nie mam pojęcia czy żyję. W mojej głowie krążyło milion myśli. Siedziałam na ziemi opierając głowę o kanapę i modliłam się, aby wszystko było ok.  Byłam w takim szoku, że ani jednej łzy nie uroniłam. 
Wreszcie kiedy wszystko do mnie doszło rozryczałam się na dobre. Nie zważając na nic zwlokłam się z podłogi i poszłam do kuchni po jakieś proszki na uspokojenie.  Po trzydziestu minutach proszki zaczęły jako tako działać i postanowiłam nic innego jak szybko poszukać najbliższego lotu do Polski. W trybie natychmiastowym włączyłam laptopa i zaczęłam swoje poszukiwania. 
Najbliższy lot miałam jutro o godzinie 15.30. Szkoda, że tak późno, ale w tej chwili to nie ważne, ważne aby się tam jakoś dostać, więc szybko zabukowałam bilety. 
Nie czekając szybko zadzwoniłam jeszcze raz to taty, ale niestety nie odbierał. Po kilku próbach opadłam zrezygnowana na łóżko i znowu zaczęłam szlochać w poduszkę.
Po dość długiej męczarni bicia się z myślami wreszcie zasnęłam. Jak zwykle nie na długo, bo do pokoju wparował zadowolony od ucha do ucha Mario.
- Siemaaa.- krzyknął mi wprost do ucha.
Niechętnie się podniosłam.
- Cześć.- uśmiechnęłam się sztucznie.
Kiedy mnie zobaczył jego entuzjazm momentalnie opadł. 
- Co się stało?- zapytał z troską w głosie.
Znowu zaczęłam ryczeć jak małe dziecko. To było silniejsze ode mnie, nie potrafiłam opanować łez.  
- Moja mama...- chlipałam.- miała wypadek.
- Jak to?- zapytał zszokowany ty faktem.
- Nie pytaj, bo nic nie wiem. Dostałam tylko w nocy telefon od taty z tą wiadomością.
- I co teraz?
- Jadę do Polski. Za kilka godzin mam lot. 
- Jadę z Tobą.- oznajmił.
- Żartujesz sobie?- zapytałam zaskoczona. 
- Nie. Pojadę z Tobą. Nie zostawię Cię przecież samej.
- Miło z Twojej strony, ale masz treningi, mecze więc nie możesz.
- Ale załatwię to z trenerem.
- Przestań. Nie ma mowy. Jadę sama.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale.- przerwałam mu.- Zostajesz.
- Skoro tak stawiasz sprawę to chyba nie mam wyjścia.
- Dokładnie.- znowu uśmiechnęłam się sztucznie.
- Ale nie martw się, wszystko będzie ok.
- Obyś miał rację.- westchnęłam.
- Dobra idę zrobić nam śniadanie? Masz jakieś konkretne życzenie księżniczko?
- Tak. Zrób mi mocną kawę, bo przez Ciebie się nie wyspałam.
- A to dlaczego?- zapytał zdziwiony.
- Wyobraź sobie, że o drugiej w nocy musiałam sprzątać Twoje rzygi.- skrzywiłam się.
- No co Ty? Zazdroszczę Ci.- wybuchł śmiechem.
- To nie wszystko. Musiałam Ci jeszcze kołysankę śpiewać bo takie życzenie miałeś.
- Eh, zajebisty jestem.- rzekł dumnie.
- Jasne. Dobra, idź robić to śniadanie, bo czeka Cię jeszcze trening, a mnie pakowanie.
- Ok. Idę już.
Szybko ubrałam się w rzeczy z poprzedniego dnia ponieważ nic ze sobą nie miałam, poszłam do toalety się umyć i zeszłam na dół. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a potem pożegnaliśmy się i udaliśmy się on na trening, ja natomiast do mojego mieszkania. 
Kiedy dodarłam natychmiast poszłam się wykąpać, potem ubrałam się i zaczęłam się pakować. 
Po godzinie skończyłam i natychmiast pojechałam na trening, aby powiadomić mojego pracodawcę, że nie będę przez najbliższy czas w pracy.
Na szczęście nie stawiał oporów i powiedział, że mogę zostać w Polsce tak długo jak zechcę. Poszłam więc na trybuny i czekałam na Mario. 
- To jak? Jedziemy?- zapytał.
- No jasne.- przytaknęłam mu.
Pojechaliśmy jeszcze po moje rzeczy i udaliśmy się prosto na lotnisko.
- Na ile dokładnie wyjeżdżasz? 
- Nie wiem.- tylko to potrafiłam powiedzieć. Łzy mi to uniemożliwiły. Nie dość, że martwię się o mamę to jeszcze muszę rozstawać się z chłopakiem na dość długi czas.
- Będę tęskniła.- rzekłam wreszcie, a łzy znowu popłynęły mi po policzkach.
- Ja też.
Jeszcze chwilę staliśmy przytulając się, a potem udałam się na odprawę.  Czułam pewną ulgę, że za kilka godzin wreszcie dowiem się co dzieje się z moją kochaną mamą. 
Kiedy wsiadłam do samolotu od razu zmorzył mnie sen. 
Obudziłam się dopiero po słowach ,,proszę zapiąć pasy, lądujemy''. Szybko więc chwyciłam telefon i zadzwoniłam do taty, aby po mnie przyjechał. Na szczęście odebrał za pierwszym razem. Był nieco zszokowany kiedy oznajmiłam mu o swojej wizycie, ale nie protestował i przyjechał po mnie. 
Kiedy już wyszłam z samolotu czekał na mnie, oczywiście nie obyło się bez gorącego przywitania. Potem natychmiast pojechaliśmy do szpitala.
- Powiesz mi jak to się stało?- zapytałam zniecierpliwiona. 
- Potrącił ją samochód.- odparł.
- Tylko tyle? Nawet nie powiesz mi czy żyje? Czy jest wszystko ok?
- Żyje, ale jest w śpiączce. Lekarze mówią, że zanim się wybudzi to minie troszkę czasu, ale jej życie nie jest zagrożone.
- Ale wybudzi się tak?
- No właśnie... przeszła już kilka operacji. Mówią, że się wybudzi, ale po ich minach można stwierdzić, że to nic pewnego. 
Poczułam się strasznie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w szpitalu i ją zobaczyć.


***
Na początku chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom za te 5000 wyświetleń, oraz mojej kochanej przyjaciółce Martynce za to, że mnie genialnie wyśmiała. <3



No, a teraz ta smutniejsza wiadomość.  Fakt faktem iż Borussia przegrała finał Ligi Mistrzów, to dla mnie i tak są najlepsi. Mimo wszystko pokazali na co ich stać i za to jestem im ogromnie wdzięczna, a to, że o trzeciej w nocy musiałam sięgać po tabletki na uspokojenie to już szczegół. Wiadomo jak to ja ryczałam w niebo głosy, ale i tak byłam z nich dumna.   Jestem szczęśliwa, że mogłam im kibicować z całego serca. <3

Kochane pszczółki <3  

4 komentarze:

  1. Co do meczu, wypowiedziałam się u siebie na blogu!
    Rozdział zajebisty! Genialne <3
    Czekam na kolejny :3
    Zapraszam do mnie na nowy http://bvbstory.blogspot.com/
    Pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial jest po prostu cudowny,a co do meczu to i tak jestem z nich dumnw ze doszli tak daleko

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna mama ;\
    Mecz, wszyscy ich spisywali na straty, że będą stłamszeni, dobrze, że pokazali niedowiarkom, że potrafią walczyć, szkoda, że się nie udało, ale i tak jestem z nich dumna :)
    Nowy u mnie;
    http://m-i-marianna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń