.

.

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 14






- Mogę wiedzieć co Ty robisz?- spytałam lekko podirytowana jego zachowaniem.
- Właśnie próbuję zdjąć z Ciebie moją koszulkę.- uniósł brwi.
- Mógłbyś to robić bardziej dyskretnie to po pierwsze, a po drugie mogłeś mnie obudzić i poprosić o zdjęcie jej w normalny sposób.
- Ale ja chcę sam ją zdjąć skarbie.- mówił nie przerywając czynności.
- Zejdź ze mnie natychmiast.
- A jeśli tego nie zrobię...
- Zejdź bo jesteś ciężki i zaraz wgnieciesz mnie do tego łóżka.- zaśmiałam się.
- Jak chcesz.- rzucił i natychmiast się ubrał.
- Gdzieś się wybierasz?
- Jak najdalej od Ciebie.- powiedział i wyleciał jak proca z pokoju.
Przez moment nasłuchiwałam jak szybko zbiegł po chodach i trzasnął drzwiami. Stwierdziłam, że nie będę miała z nim lekko, ciągle pan obrażalski.
                                          
                                                Mario
Jak najszybciej chciałem się znaleźć na stadionie. Jestem z nią dopiero drugi dzień, a już pokazuje swoje humorki, no i jeszcze ta niedostępność, doprowadza mnie do szału.
Kiedy dotarłem na stadion zauważyłem Marco, Kubę i Łukasza. Czym prędzej udałem się w ich stronę. 
- A Ty co taki naburmuszony?- spytał Łukasz.
- Martynka nie sprawdziła się w łóżku?- zaśmiał się Marco.
- Ty lepiej się na ten temat nie wypowiadaj.- rzuciłem, na co Marco zareagował dwuznaczną miną.- Nie o to chodzi. Powiedziała mi, a raczej dała do zrozumienia, że jestem gruby.
- No stary, niezła jest.
- To nie jest śmieszne.- odparłem urażony.- Nie uważacie, że przesadziła?
- Ani trochę, a nawet ma rację. Ostatnimi tygodniami troszkę Ci się przytyło.- parsknął śmiechem Łukasz.
- Irytujecie mnie, a teraz wybaczcie, ale idę się przebrać.- po tych słowach udałem się do szatni. Po piętnastu minutach doszli już wszyscy i po chwili wyszliśmy na stadion.
Martyna już tam była. Wyglądała prześlicznie. Chciałem natychmiast do niej podbiec i ją przytulić, ale przecież musiałem udawać, że jestem zły. Mam przecież swoją godność. Ona tylko co chwilę zerkała w moją stronę i głupkowato się uśmiechała.
Po dwugodzinnym treningu wreszcie mogliśmy udać się do szatni. Kiedy się przebrałem i wyszedłem czekała już na mnie Martyna.
- Przepraszam kochanie.- powiedziała i starała się mnie przytulić.
- Teraz przepraszasz, ale mogłaś sobie zdać sprawę z tego, że było mi przykro.- udawałem powagę co wychodziło mi nawet nieźle.
- Wiem, wiem. To co? Może Ci to jakoś wynagrodzę?- uniosła brwi.
- Niby w jaki sposób?
- Ty już dobrze wiesz w jaki.- mówiła przygryzając wargę. 
W normalnych okolicznościach bym się zgodził, ale nie teraz. Musiałem udawać obrażonego, a poza tym wiem co ta małpka kombinuję. Najpierw mnie uwodzi, a potem zostawia na pastwę losu. Przez ten czas zdążyłem ją poznać również od tej złej strony.
- To jak będzie kociaku?- wyrwała mnie z przemyśleń.
- Wybacz, ale jestem zmęczony. Jedyną rzeczą którą chce to wziąć prysznic i iść spać.
Nie dzisiaj, wybacz mi kochanie.- pocałowałem ją w czoło.
- Götze co Ty wyprawiasz? Zostawiasz mnie tutaj?
- No chyba znasz na tyle dobrze miasto, że dotrzesz bez problemu do mieszkania.- odparłem otwierając drzwi od samochodu.
- Dobrze. Jak chcesz. Taka okazja już nigdy może się nie powtórzyć.
- Nazywasz siebie okazją?- zapytałem niemniej rozbawiony całą sytuacją.
- Nie odzywaj się do mnie.- powiedziała i odeszła. Ja natomiast dumny z siebie wsiadłem do auta i pojechałem do domu.


Co za wredny typ. Zostawił mnie samą, jak palec i jeszcze bezczelnie się z tego śmiejąc. Owszem, mógł żywić do mnie jakąś tam urazę, ale bez przesady. Nie musiał traktować mnie jak popychadło. 
Wreszcie doszłam do mojego mieszkania. Panował w nim niezły chaos, więc jak najszybciej się przebrałam tak aby było mi wygodnie, włosy spięłam w koka i wzięłam się za sprzątanie. Wszystko zajęło mi jakieś dwie godziny. Zmęczona postanowiłam na chwilę odsapnąć. Usiadłam na kanapie i włączyłam na chwile telewizor. Niestety z tej chwili zrobiła się godzina, a ja byłam głodna. Udałam się do kuchni i zrobiłam sobie coś do jedzenia. Po ukończonym posiłku znowu poszłam do salonu, tym razem poczytać gazetę. W międzyczasie spojrzałam jeszcze na telefon. Był tam sms od Mario. 
                           
                         Kochanie co powiesz na wspólny wieczór? Tylko ja, Ty i jakiś dobry  
                        film, a potem... :*

O pan obrażalski nie jest już na mnie zły, czy rzeczywiście chodzi mu tylko o jedno...
Nie miałam już najmniejszej ochoty na żadne spotkania. Dzisiejszy dzień był męczący, więc postanowiłam zostać w domu, a poza tym to jak mnie dzisiaj potraktował... nie zasługuję na żadną łaskę z mojej strony.
Więc szybko mu odpisałam. 

Mówiłeś przecież, że jedyne o czym dziś marzysz to prysznic, a potem odpoczynek. Więc nie będę Ci przeszkadzała mój drogi...

Szybko wysłałam wiadomość, ale również w szybkim tempie otrzymałam odpowiedź.

Słońce, Ty mi nigdy nie przeszkadzasz... Czekam na Ciebie :*


No to sobie długo poczekasz. Nie mam zamiaru Cię widzieć i nie pisz więcej. Pa.

Odłożyłam telefon i postanowiłam, że pójdę wziąć długą, relaksującą kąpiel. 
Po niecałej godzinie wyszłam z wanny, ubrałam się w pidżamę i poszłam się położyć. Chwyciłam książkę i zagłębiłam się w lekturze.
Długo nie poczytałam, ponieważ przerwał mi dzwonek do drzwi. 
Ciekawe kogo niesie o ten porze.- pomyślałam i poszłam dzielnie otworzyć drzwi. Kiedy je otworzyłam natychmiast moją uwagę przykuł piękny bukiet,a za nim chowający się z niewinną miną mój chłopak. 
- Mogę wejść?- zapytał swoim niewinnym głosikiem z miną al'a kot ze Shreka.
- Skoro już jesteś to wejdź.- rzuciłam i z powrotem poszłam do swojego pokoju.
Mario zdziwiony moją postawą natychmiast poszedł za mną. Nie zwarzając na to, że jest w moim pokoju dalej zaczęłam czytać.
- Możemy pogadać?- wreszcie się odezwał.
- No mów, ja mam podzielną uwagę.- powiedziałam, lecz on podszedł i wyrwał mi książkę   z rąk.
- Przyszedłem Cię przeprosić.- ledwo co z siebie wykrztusił.
- No domyśliłam się.- rzekłam obojętnie. 
Znowu nastała cisza, cholerna niezręczna cisza. Strasznie mnie irytowała, więc postanowiłam przejąć inicjatywę.
- Usiądź.- powiedziałam i wskazałam na miejsce obok.
- To śmieszne, ale jesteśmy ze sobą dwa dni, a Ty obrażasz się o byle co.
- Sugerujesz coś?
- Tak, owszem, zachowujesz się jak wyrośnięty dzieciak. 
- Bardzo się cieszę, że tak uważasz.- odwrócił się do mnie plecami.
- Widzisz i znowu to samo. Chyba nie na tym polega związek tak? Ogarnij się chłoptasiu bo prędzej czy później będę miała już Cię dość i oboje wiemy czym to się skończy.- uśmiechnęłam się i go przytuliłam.
- Czyli już mi wybaczyłaś?- uniósł brwi.
- Nie potrafię się na Ciebie długo gniewać.
- Kocham Cię.


***
I właśnie takim romantycznym akcentem kończę czternasty rozdział.  
Troszkę takie masło maślane, ale ostatnio brakuję mi czasu na cokolwiek, więc wybaczcie.
Chciałam jeszcze podziękować wszystkim moim czytelniczkom, że czytają te moje wypociny wyssane z palca, oraz za komentarze które zostawiacie, które motywują mnie do dalszego pisania. 
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :*
                                                         Camilla







3 komentarze:

  1. Właśnie rozdział jest zajebisty! <3
    Uwielbiam te opowiadanie :3
    Masz talent!
    Czekam na kolejny <3
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdzial,kocham,to,czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniałe jak nic <33 czekam na więcej !
    w wolnym czasie zajrzyj do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń