.

.

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 17


                                               
  


Kiedy dojechaliśmy wprost do szpitala, wysiadłam z samochodu i szybkim ruchem udałam  się z tatą do środka. 
- Czy będę mogła ją zobaczyć?- zapytałam z niepewnością. 
- Słońce, na to pytanie nie mogę Ci odpowiedzieć. Najpierw porozmawiamy z lekarzem, a potem zobaczymy co da się zrobić.- westchnął.- O zobacz, lekarz właśnie idzie.- wskazał lekko palcem na niebyt wysokiego i dość przy sobie mężczyznę. 
- Dzień dobry panie doktorze.- rzekł mój ojciec.
- A dzień dobry, dzień dobry.- przywitał się zadowolony.- Pan pewnie do żony?- zapytał już nie z tak przyjemnym tonem z jakim się przywitał.
- Tak. To znaczy przyjechałem z córką i bardzo chciałaby ją zobaczyć.- oznajmił troszkę zmieszany tata.
- A córka pewnie z daleka tak? Bo wcześniej jej tu nie widziałem.
- Tak. Właśnie przed chwilą odebrałem ją z lotniska ponieważ mieszka w Dortmundzie.
- Nie powinienem Cię wpuszczać jeszcze do mamy.- tym razem zwrócił się do mnie.- Ale jak mniemam przyjechałaś tu specjalnie, aby ja zobaczyć więc zrobię wyjątek, ale tylko na chwilę, góra piętnaście minut.- westchnął.
- Dziękuję bardzo.- powiedziałam wyraźnie zadowolona z decyzji lekarza.
Po chwili dotarliśmy do sali w której leży mama. Otworzyłam drzwi, ale to co ujrzałam przeszło moje najskrytsze oczekiwania. 
Moja kochana mamusia leżała na łóżku w kompletnym bezwładzie. Obie ręce miała w gipsie, a do tego dochodziły jeszcze liczne rany na twarzy. 
Stałam jak wryta i nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Przytuliłam się natychmiast do taty i się poryczałam. 
Może po pięciu minutach ciągłego wypłakiwania się z rękaw koszuli taty wreszcie zdobyłam się na odwagę. Podeszłam do łóżka na którym leżała mama podłączona do masy różnorodnych aparatów które zapewne podtrzymują ją przy życiu. Usiadłam na podłodze i leciutko przytuliłam się do niej roniąc kolejne łzy. Mimo iż tego nie słyszała powiedziałam jej, że cały czas tutaj będę i, że bardzo ją kocham. Miałam głupie wrażenie, że po tych słowach uniosła lekko kąciki ust, ale to zapewne złudzenie. 
Potem wyszłam z sali i znowu głośno załkałam. 
- Kochanie, chodź. Pojedziemy do domu. Chyba za dużo wrażeń jak na dzisiaj.- oznajmił.
- No nie wiem, a co jeśli obudzi się przez ten czas, a nas nie będzie?- zapytałam z lekką nadzieją w głosie.
- Jak na razie to nie jest raczej możliwe. Chodź.- tato chwycił mnie za rękę jak małą dziewczynkę i udaliśmy się do domu.  
Kiedy byliśmy już na miejscu zabrałam swoje rzeczy i pobiegłam na górę, aby się rozpakować. Bo chwili jednak wróciłam, musiałam jednak pogadać z tatą. 
Zawsze kiedy chcieliśmy porozmawiać ja pakowałam się pod koc w fotelu, a on robił gorącą czekoladę. Przez takie drobnostki rozmowa zawsze stawała się lepsza oraz bardziej się kleiła. Dziś zrobiliśmy to samo.
- Kochanie, jak Ci się żyje w tym Dortmundzie, że tak bardzo nie chcesz wrócić do Polski? dawno minęły wakacje, a Ty dalej siedzisz na głowie ciotki.
- No wiesz, nie do końca na głowie ciotki.
- Co masz na myśli.?
- Mam już swoje mieszkanie, oraz pracę.- oznajmiłam.
- Jak to?- zapytał nieco zszokowany tym faktem.
I właśnie wtedy zdobyłam się na odwagę i opowiedziałam mu wszystko. O ciąży, o Mario. Dosłownie wszystko. Spodziewałam się, że nawrzeszczy na mnie jak mu to powiem i zabroni mi wrócić, ale jego reakcja nieco mnie zdziwiła.
- I dopiero teraz mi mówisz, że zostałbym dziadkiem?- krzyknął.
- No tak jakoś wyszło.- zrobiłam minę niewiniątka.
- Z jednej strony dobrze, że w tym momencie Cię tu nie było bo byśmy pewnie na zawał popadali.- zaśmiał się.
- Ejjj- krzyknęłam. Niemiły jesteś.- zrobiłam obrażoną minę.
- Teraz mama na pewno musi się wybudzić. Ta historia nie może jej ominąć.- oznajmił.
- Masz rację.- zaśmiałam się.
Siedzieliśmy tak jeszcze kilka godzin nadal rozmawiając. Takie chwile mogłyby trwać wieczność. Powiem szczerze, że brakowało mi tego. 


Mijały dni , tygodnie, a nawet i miesiące. Stan mojej mamy poprawiał się z dnia na dzień, ale niestety nie nastąpiło jeszcze to na co tak długo wyczekiwaliśmy.
Bardzo brakowało mi mojego chłopaka, mimo iż rozmawialiśmy ze sobą codziennie po kilka godzin to jednak czułam ten niedosyt, że nie mogę być teraz przy nim. Bardzo mnie wspierał i byłam mu za to wdzięczna, ale jednak chciałabym być z nim.

Siedzieliśmy z tatą przed telewizorem oglądając mecz BvB. Siedziałam jak na szpilkach ponieważ był remis 1:1 i tylko dwie minuty doliczonego czasu. Jednak w pewnym momencie zauważyłam jak w stronę bramki biegnie Kuba, a obok niego z zawrotną prędkością Mario. Jedno szybkie podanie i gol. Zaczęłam krzyczeć, biegać po całym domu, nawet tatę prawie udusiłam. Jednak emocje opadły, mecz się zakończył, a ja w nieziemsko dobrym nastroju poczłapałam do kuchni coś zjeść. Z przygotowania posiłku wyrwał mnie dźwięk telefonu taty. Nie zastanawiając się dłużej odebrałam go. 
W słuchawce usłyszałam zupełnie mi obcy, nicki głos mężczyzny.
- Dzień dobry.- przywitał się.- Czy pan Marcin Chylewski?- zapytał.
- Nie. Przy telefonie jego córka.
- Mamy dla pani dobrą wiadomość. Pani Jolanta właśnie wybudziła się ze śpiączki, jeśli byliby państwo w stanie przyjechać...
- Tak, zaraz będziemy.- nie pozwoliłam mu dokończyć.
- W takim razie do widzenia.
Nie odpowiedziałam już mu. Szybko chwyciłam torebkę oraz kluczyki do samochodu i bez zbędnych wyjaśnień oznajmiłam tacie, że jedziemy do szpitala. Ten nieco zdziwiony moją postawą nie miał wyjścia i szybko wpakował się do auta.
Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już w szpitalu. 
- Ale co się stało? Czemu mnie tak ciągniesz?- zapytał nieco zdezorientowany tata.
- Zaraz zobaczysz.- uśmiechnęłam się
Jak strzała wparowałam do gabinetu lekarskiego i zadałam jedno krótkie pytanie, czy mogę wejść do mamy, oni natomiast tylko pokiwali głowami, a więc ja znowu pociągnęłam tatę za rękę i udaliśmy się do sali w której leżała mama. 
Wbiegliśmy do sali. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, ale łzy szczęścia w tym wypadku. Tata również nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. 
Oboje podbiegliśmy do łóżka. Mama była jeszcze bardzo słaba, ale to nie przeszkadzało jej w tym, aby odbyć z nami krótką rozmowę. 

Z dnia na dzień było coraz lepiej, powoli odzyskiwała siły, więc ja stwierdziłam, że nic tu po mnie i postanowiłam wrócić do Dortmundu. Zabukowałam bilety. Na szczęście mogłam lecieć jeszcze dzisiaj. Co prawda późnym wieczorem, ale to nieważne. Zostało mi jeszcze powiadomienie o mojej decyzji Mario.
- Hej kochanie.- przywitałam się kiedy wreszcie odebrał telefon.
- No cześć.- powiedział bez entuzjazmu. 
- Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Jaką?- zapytał od niechcenia.
- Wracam dzisiaj do Ciebie.- krzyknęłam uradowana.
- Co?- tym razem w jego głosie można było usłyszeć przerażenie. 
- Jak to ,,co''?!- odparłam oburzona.- Nie cieszysz się?
- No jasne, że się cieszę.- odparł zmieszany.
- Właśnie słyszę. Dobra, nie będę Cię więcej męczyć. Będę około pierwszej w nocy. Jeśli byś zechciał po mnie przyjechać byłoby fajnie. Pa.

Zszokowana całą tą rozmową udałam się do swojego pokoju, aby się spakować. Potem jeszcze do szpitala, aby pożegnać się z mamą i wreszcie na lotnisko. Oczywiście po całym wylewie łez wsiadłam do samolotu. Kiedy już wreszcie usadowiłam się w fotelu, próbowałam zasnąć lecz na marne. Coś nie dawało mi spokoju, ale co? To pytanie błądziło w moich myślach przez cały lot.


***

Taki denny i praktycznie o niczym, więc przepraszam.
Liczę jednak na wasze komentarze, bo ostatnio nie ma ich zbyt wiele, więc jeśli czytasz to komentuj. Byłabym bardzo wdzięczna. :)

A no właśnie, dziś obchodzi urodziny jeden z naszych Borussen, Marco Reus, a więc wszystkiego najlepszego Marco :)



niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 16



Z wrażenia aż upadłam na ziemie, lecz momentalnie wstałam. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział mi tata. Nawet nie mam pojęcia czy żyję. W mojej głowie krążyło milion myśli. Siedziałam na ziemi opierając głowę o kanapę i modliłam się, aby wszystko było ok.  Byłam w takim szoku, że ani jednej łzy nie uroniłam. 
Wreszcie kiedy wszystko do mnie doszło rozryczałam się na dobre. Nie zważając na nic zwlokłam się z podłogi i poszłam do kuchni po jakieś proszki na uspokojenie.  Po trzydziestu minutach proszki zaczęły jako tako działać i postanowiłam nic innego jak szybko poszukać najbliższego lotu do Polski. W trybie natychmiastowym włączyłam laptopa i zaczęłam swoje poszukiwania. 
Najbliższy lot miałam jutro o godzinie 15.30. Szkoda, że tak późno, ale w tej chwili to nie ważne, ważne aby się tam jakoś dostać, więc szybko zabukowałam bilety. 
Nie czekając szybko zadzwoniłam jeszcze raz to taty, ale niestety nie odbierał. Po kilku próbach opadłam zrezygnowana na łóżko i znowu zaczęłam szlochać w poduszkę.
Po dość długiej męczarni bicia się z myślami wreszcie zasnęłam. Jak zwykle nie na długo, bo do pokoju wparował zadowolony od ucha do ucha Mario.
- Siemaaa.- krzyknął mi wprost do ucha.
Niechętnie się podniosłam.
- Cześć.- uśmiechnęłam się sztucznie.
Kiedy mnie zobaczył jego entuzjazm momentalnie opadł. 
- Co się stało?- zapytał z troską w głosie.
Znowu zaczęłam ryczeć jak małe dziecko. To było silniejsze ode mnie, nie potrafiłam opanować łez.  
- Moja mama...- chlipałam.- miała wypadek.
- Jak to?- zapytał zszokowany ty faktem.
- Nie pytaj, bo nic nie wiem. Dostałam tylko w nocy telefon od taty z tą wiadomością.
- I co teraz?
- Jadę do Polski. Za kilka godzin mam lot. 
- Jadę z Tobą.- oznajmił.
- Żartujesz sobie?- zapytałam zaskoczona. 
- Nie. Pojadę z Tobą. Nie zostawię Cię przecież samej.
- Miło z Twojej strony, ale masz treningi, mecze więc nie możesz.
- Ale załatwię to z trenerem.
- Przestań. Nie ma mowy. Jadę sama.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale.- przerwałam mu.- Zostajesz.
- Skoro tak stawiasz sprawę to chyba nie mam wyjścia.
- Dokładnie.- znowu uśmiechnęłam się sztucznie.
- Ale nie martw się, wszystko będzie ok.
- Obyś miał rację.- westchnęłam.
- Dobra idę zrobić nam śniadanie? Masz jakieś konkretne życzenie księżniczko?
- Tak. Zrób mi mocną kawę, bo przez Ciebie się nie wyspałam.
- A to dlaczego?- zapytał zdziwiony.
- Wyobraź sobie, że o drugiej w nocy musiałam sprzątać Twoje rzygi.- skrzywiłam się.
- No co Ty? Zazdroszczę Ci.- wybuchł śmiechem.
- To nie wszystko. Musiałam Ci jeszcze kołysankę śpiewać bo takie życzenie miałeś.
- Eh, zajebisty jestem.- rzekł dumnie.
- Jasne. Dobra, idź robić to śniadanie, bo czeka Cię jeszcze trening, a mnie pakowanie.
- Ok. Idę już.
Szybko ubrałam się w rzeczy z poprzedniego dnia ponieważ nic ze sobą nie miałam, poszłam do toalety się umyć i zeszłam na dół. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a potem pożegnaliśmy się i udaliśmy się on na trening, ja natomiast do mojego mieszkania. 
Kiedy dodarłam natychmiast poszłam się wykąpać, potem ubrałam się i zaczęłam się pakować. 
Po godzinie skończyłam i natychmiast pojechałam na trening, aby powiadomić mojego pracodawcę, że nie będę przez najbliższy czas w pracy.
Na szczęście nie stawiał oporów i powiedział, że mogę zostać w Polsce tak długo jak zechcę. Poszłam więc na trybuny i czekałam na Mario. 
- To jak? Jedziemy?- zapytał.
- No jasne.- przytaknęłam mu.
Pojechaliśmy jeszcze po moje rzeczy i udaliśmy się prosto na lotnisko.
- Na ile dokładnie wyjeżdżasz? 
- Nie wiem.- tylko to potrafiłam powiedzieć. Łzy mi to uniemożliwiły. Nie dość, że martwię się o mamę to jeszcze muszę rozstawać się z chłopakiem na dość długi czas.
- Będę tęskniła.- rzekłam wreszcie, a łzy znowu popłynęły mi po policzkach.
- Ja też.
Jeszcze chwilę staliśmy przytulając się, a potem udałam się na odprawę.  Czułam pewną ulgę, że za kilka godzin wreszcie dowiem się co dzieje się z moją kochaną mamą. 
Kiedy wsiadłam do samolotu od razu zmorzył mnie sen. 
Obudziłam się dopiero po słowach ,,proszę zapiąć pasy, lądujemy''. Szybko więc chwyciłam telefon i zadzwoniłam do taty, aby po mnie przyjechał. Na szczęście odebrał za pierwszym razem. Był nieco zszokowany kiedy oznajmiłam mu o swojej wizycie, ale nie protestował i przyjechał po mnie. 
Kiedy już wyszłam z samolotu czekał na mnie, oczywiście nie obyło się bez gorącego przywitania. Potem natychmiast pojechaliśmy do szpitala.
- Powiesz mi jak to się stało?- zapytałam zniecierpliwiona. 
- Potrącił ją samochód.- odparł.
- Tylko tyle? Nawet nie powiesz mi czy żyje? Czy jest wszystko ok?
- Żyje, ale jest w śpiączce. Lekarze mówią, że zanim się wybudzi to minie troszkę czasu, ale jej życie nie jest zagrożone.
- Ale wybudzi się tak?
- No właśnie... przeszła już kilka operacji. Mówią, że się wybudzi, ale po ich minach można stwierdzić, że to nic pewnego. 
Poczułam się strasznie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w szpitalu i ją zobaczyć.


***
Na początku chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom za te 5000 wyświetleń, oraz mojej kochanej przyjaciółce Martynce za to, że mnie genialnie wyśmiała. <3



No, a teraz ta smutniejsza wiadomość.  Fakt faktem iż Borussia przegrała finał Ligi Mistrzów, to dla mnie i tak są najlepsi. Mimo wszystko pokazali na co ich stać i za to jestem im ogromnie wdzięczna, a to, że o trzeciej w nocy musiałam sięgać po tabletki na uspokojenie to już szczegół. Wiadomo jak to ja ryczałam w niebo głosy, ale i tak byłam z nich dumna.   Jestem szczęśliwa, że mogłam im kibicować z całego serca. <3

Kochane pszczółki <3  

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 15




- Ej, chłopie wstawaj! Za pół godziny jest trening. Zaspaliśmy.- krzyknęłam wprost do ucha mojego chłopaka.
- Stul twarz. Ja śpię. Po co mnie w nocy tak wymęczyłaś.- powiedział zaspanym głosem.

Jak zwykle, nie przebiera w słowach.- pomyślałam. Nie zastanawiając się ani chwili szybko pobiegłam do kuchni, chwyciłam butelkę wody z lodówki i całą jej zawartość wylałam na Mario. Ten momentalnie wstał i zaczął biegać po całym mieszkaniu jak oparzony, co wprowadziło mnie w jeszcze większy atak śmiechu. Nagle jednak stanął, podszedł do mnie i zaczął łaskotać. Po pięciominutowej męczarni znowu znaleźliśmy się na łóżku, lecz tym razem w troszkę innej pozycji.
- Teraz musisz mi to wynagrodzić.- pocałował mnie namiętnie trzymając w dłoniach mokrą koszulkę.
- Nigdy.- zaśmiałam się i zrzuciłam go z łóżka, a sama poszłam do toalety. 
Szybko się przebrałam, nałożyłam lekki makijaż, związałam włosy umyłam się i wyszłam.
Widok który zastałam nieco mnie zdziwił. Mój kochany Mario właśnie nalewał nam kawę, a na stole leżały już zrobione kanapki. 
- Mogłabym tak codziennie.- powiedziałam i usiadłam na krześle. 
- A ja wrecz przeciwnie. Nie chciałbym być codziennie oblewany wodą.- zaśmiał się.- Ślicznie wyglądasz.- pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję. Ty... nie bardzo.- zaśmiałam się i spojrzałam na jego mokrą koszulkę.
- Twoja wina, więc się nie śmiej. Przez Ciebie będę musiał iść w mokrej koszulce na trening. 
- To Ty nie chciałeś wstać, więc musiałam Ci jakoś pomóc, a teraz zbieraj się bo jeszcze chwila i się spóźnimy. 
- Jasne jasne.- chwycił kluczyki do samochodu i zeszliśmy na dół.
Po dziesięciominutowej jeździe byliśmy już na stadionie. Oczywiście ja pędem pobiegłam po aparat,a Mario do szatni. 
I znowu musiałam użerać się z nimi. Cały czas przeszkadzali mi w pracy, to robili głupie miny to zaczepiali. Miałam już ich serdecznie dosyć. Wreszcie po dwugodzinnym treningu wszyscy zeszli z boiska. Kiedy się przebrali wszyscy chórem oznajmili mi, że jedziemy teraz do mieszkania Mario i robimy ,,dziką imprezę''. Niezbyt spodobał mi się ten pomysł, ale musiałam przystać na ich propozycję, nie miałam innego wyjścia.

Wszyscy bawili się doskonale, oczywiście jak zwykle alkohol lał się strumieniami. Nie przepadałam za tymi ich imprezami, bo to zawsze ja musiałam ich ogarniać. Dzisiaj znowu to samo... Jednak nie chciało mi się patrzeć na ich pijane mordki więc poszłam na górę, wzięłam pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. Po około dwóch godzinach przyszedł do mnie Mario zataczający się z kąta w kąt i bęłkocząc coś pod nosem. 
- Kochasz mnie?- zapytał znienacka.
- No pewnie. Bardzo Cię kocham.- uśmiechnęłam się.
- To połóż mnie spać.- oznajmił przytulając się do mnie.
- Widzę, że będziemy mieli ciężką noc.- mruknęłam pod nosem w sumie sama do siebie, bo Mario momentalnie zasnął w moich ramionach. Szybko więc jakimś cudem dotargałam do do łóżka, niby nie było daleko, a jednak nie było to łatwe zadanie. Położyłam go na łóżku, przykryłam kołdrą pod samą szyję, a sama udałam się do gościnnego. 
No i tak jak podejrzewałam, zaczęło się już od drugiej w nocy. Obudził mnie głośny krzyk z sypialni Mario. Niczym torpeda wyleciałam z łóżka i poleciałam do jego sypialni. 
- Co się stało?- zapytałam zmachana. 
- Zobacz.- wskazał palcem na łóżko które za przeproszeniem przed chwilą obrzygał.
- Jesteś obrzydliwy.- krzyknęłam, a on się tylko zaśmiał i  natychmiast pobiegł do toalety.
Ja natomiast wzięłam się za sprzątanie jego wymiocin. Powiem szczerze, że nie należało to do przyjemnej czynności. 
Kiedy już kończyłam sprzątać ten syf w tym samym czasie przyszedł Mario. Natychmiast się do mnie przytulił i zaczął jęczeć. Kiedyś mnie do grobu doprowadzi, ale nie miałam serca go tak zostawić.
- Chodź na dół. Dam Ci jakieś proszki.- oznajmiłam.
- Mhm.- mruknął pod nosem i udał się za mną.
Podałam mu jakieś tabletki i kazałam się położyć na kanapie. Niestety to nie koniec. Wielmożny pan miał życzenie abym cały czas głaskała go po głowie bo czuje się taki bezpieczny. Następną prośbą to mnie już w ogóle zaszokował.
- Zaśpiewasz mi kołysankę?- spytał potulnym głosem.
- Słucham?- krzyknęłam zaskoczona.
- No zaśpiewaj mi kołysankę. Proszę.
No cóż nie miałam innego wyjścia i zaczęłam mu śpiewać tą kołysankę.
- Aaaa kotki dwa, szarobure obydwa...- śpiewałam, niestety po niemiecku nie brzmiało to najlepiej. 
- Czemu ciągle to samo śpiewasz?
- Bo dalej nie znam.
- To się naucz.- oznajmił.
- W środku nocy nie będę się uczyła kołysanki. Chyba Cię pogrzało.
- Oj dobra. Śpiewaj dalej. 
Śpiewałam i śpiewałam tak z dobrą godzinę kiedy wreszcie usnął. Sama ze zmęczenia upadłam na kanapę i zasnęłam. Niestety mój sen nie trwał długo. Obudził mnie dźwięk telefonu, więc szybko pobiegłam na górę.
- Martyna?- usłyszałam głos mojego taty.- szybko, przyjeżdżaj do Polski.
- Ale dlaczego? Coś się stało?- zapytałam nieco zszokowana.
- Mama... miała wypadek.- powiedział i się rozłączył.




***
Przepraszam, że taki krótki, ale pisany na prędce bo troszkę się spieszę.

Moje emocje po meczu jeszcze nie opadły. Płakałam znowu jak bóbr. Zawsze tak mam jak BvB przegrywa. 

                   

No myślałam, że umrę kiedy zobaczyłam bezbronnego Kevina idącego w stronę bramki.
Mimo iż nie obronił tego strzału i tak jest wielki.   
A tak na marginesie uwielbiaam go. Jest taki faaaaaajny <3 :D

A właśnie linki do waszych blogów zostawiajcie w zakładce ,,wasze blogi'', ponieważ nie zawsze na nie wejdę jeśli zostawiacie je w komentarzach. 





niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 14






- Mogę wiedzieć co Ty robisz?- spytałam lekko podirytowana jego zachowaniem.
- Właśnie próbuję zdjąć z Ciebie moją koszulkę.- uniósł brwi.
- Mógłbyś to robić bardziej dyskretnie to po pierwsze, a po drugie mogłeś mnie obudzić i poprosić o zdjęcie jej w normalny sposób.
- Ale ja chcę sam ją zdjąć skarbie.- mówił nie przerywając czynności.
- Zejdź ze mnie natychmiast.
- A jeśli tego nie zrobię...
- Zejdź bo jesteś ciężki i zaraz wgnieciesz mnie do tego łóżka.- zaśmiałam się.
- Jak chcesz.- rzucił i natychmiast się ubrał.
- Gdzieś się wybierasz?
- Jak najdalej od Ciebie.- powiedział i wyleciał jak proca z pokoju.
Przez moment nasłuchiwałam jak szybko zbiegł po chodach i trzasnął drzwiami. Stwierdziłam, że nie będę miała z nim lekko, ciągle pan obrażalski.
                                          
                                                Mario
Jak najszybciej chciałem się znaleźć na stadionie. Jestem z nią dopiero drugi dzień, a już pokazuje swoje humorki, no i jeszcze ta niedostępność, doprowadza mnie do szału.
Kiedy dotarłem na stadion zauważyłem Marco, Kubę i Łukasza. Czym prędzej udałem się w ich stronę. 
- A Ty co taki naburmuszony?- spytał Łukasz.
- Martynka nie sprawdziła się w łóżku?- zaśmiał się Marco.
- Ty lepiej się na ten temat nie wypowiadaj.- rzuciłem, na co Marco zareagował dwuznaczną miną.- Nie o to chodzi. Powiedziała mi, a raczej dała do zrozumienia, że jestem gruby.
- No stary, niezła jest.
- To nie jest śmieszne.- odparłem urażony.- Nie uważacie, że przesadziła?
- Ani trochę, a nawet ma rację. Ostatnimi tygodniami troszkę Ci się przytyło.- parsknął śmiechem Łukasz.
- Irytujecie mnie, a teraz wybaczcie, ale idę się przebrać.- po tych słowach udałem się do szatni. Po piętnastu minutach doszli już wszyscy i po chwili wyszliśmy na stadion.
Martyna już tam była. Wyglądała prześlicznie. Chciałem natychmiast do niej podbiec i ją przytulić, ale przecież musiałem udawać, że jestem zły. Mam przecież swoją godność. Ona tylko co chwilę zerkała w moją stronę i głupkowato się uśmiechała.
Po dwugodzinnym treningu wreszcie mogliśmy udać się do szatni. Kiedy się przebrałem i wyszedłem czekała już na mnie Martyna.
- Przepraszam kochanie.- powiedziała i starała się mnie przytulić.
- Teraz przepraszasz, ale mogłaś sobie zdać sprawę z tego, że było mi przykro.- udawałem powagę co wychodziło mi nawet nieźle.
- Wiem, wiem. To co? Może Ci to jakoś wynagrodzę?- uniosła brwi.
- Niby w jaki sposób?
- Ty już dobrze wiesz w jaki.- mówiła przygryzając wargę. 
W normalnych okolicznościach bym się zgodził, ale nie teraz. Musiałem udawać obrażonego, a poza tym wiem co ta małpka kombinuję. Najpierw mnie uwodzi, a potem zostawia na pastwę losu. Przez ten czas zdążyłem ją poznać również od tej złej strony.
- To jak będzie kociaku?- wyrwała mnie z przemyśleń.
- Wybacz, ale jestem zmęczony. Jedyną rzeczą którą chce to wziąć prysznic i iść spać.
Nie dzisiaj, wybacz mi kochanie.- pocałowałem ją w czoło.
- Götze co Ty wyprawiasz? Zostawiasz mnie tutaj?
- No chyba znasz na tyle dobrze miasto, że dotrzesz bez problemu do mieszkania.- odparłem otwierając drzwi od samochodu.
- Dobrze. Jak chcesz. Taka okazja już nigdy może się nie powtórzyć.
- Nazywasz siebie okazją?- zapytałem niemniej rozbawiony całą sytuacją.
- Nie odzywaj się do mnie.- powiedziała i odeszła. Ja natomiast dumny z siebie wsiadłem do auta i pojechałem do domu.


Co za wredny typ. Zostawił mnie samą, jak palec i jeszcze bezczelnie się z tego śmiejąc. Owszem, mógł żywić do mnie jakąś tam urazę, ale bez przesady. Nie musiał traktować mnie jak popychadło. 
Wreszcie doszłam do mojego mieszkania. Panował w nim niezły chaos, więc jak najszybciej się przebrałam tak aby było mi wygodnie, włosy spięłam w koka i wzięłam się za sprzątanie. Wszystko zajęło mi jakieś dwie godziny. Zmęczona postanowiłam na chwilę odsapnąć. Usiadłam na kanapie i włączyłam na chwile telewizor. Niestety z tej chwili zrobiła się godzina, a ja byłam głodna. Udałam się do kuchni i zrobiłam sobie coś do jedzenia. Po ukończonym posiłku znowu poszłam do salonu, tym razem poczytać gazetę. W międzyczasie spojrzałam jeszcze na telefon. Był tam sms od Mario. 
                           
                         Kochanie co powiesz na wspólny wieczór? Tylko ja, Ty i jakiś dobry  
                        film, a potem... :*

O pan obrażalski nie jest już na mnie zły, czy rzeczywiście chodzi mu tylko o jedno...
Nie miałam już najmniejszej ochoty na żadne spotkania. Dzisiejszy dzień był męczący, więc postanowiłam zostać w domu, a poza tym to jak mnie dzisiaj potraktował... nie zasługuję na żadną łaskę z mojej strony.
Więc szybko mu odpisałam. 

Mówiłeś przecież, że jedyne o czym dziś marzysz to prysznic, a potem odpoczynek. Więc nie będę Ci przeszkadzała mój drogi...

Szybko wysłałam wiadomość, ale również w szybkim tempie otrzymałam odpowiedź.

Słońce, Ty mi nigdy nie przeszkadzasz... Czekam na Ciebie :*


No to sobie długo poczekasz. Nie mam zamiaru Cię widzieć i nie pisz więcej. Pa.

Odłożyłam telefon i postanowiłam, że pójdę wziąć długą, relaksującą kąpiel. 
Po niecałej godzinie wyszłam z wanny, ubrałam się w pidżamę i poszłam się położyć. Chwyciłam książkę i zagłębiłam się w lekturze.
Długo nie poczytałam, ponieważ przerwał mi dzwonek do drzwi. 
Ciekawe kogo niesie o ten porze.- pomyślałam i poszłam dzielnie otworzyć drzwi. Kiedy je otworzyłam natychmiast moją uwagę przykuł piękny bukiet,a za nim chowający się z niewinną miną mój chłopak. 
- Mogę wejść?- zapytał swoim niewinnym głosikiem z miną al'a kot ze Shreka.
- Skoro już jesteś to wejdź.- rzuciłam i z powrotem poszłam do swojego pokoju.
Mario zdziwiony moją postawą natychmiast poszedł za mną. Nie zwarzając na to, że jest w moim pokoju dalej zaczęłam czytać.
- Możemy pogadać?- wreszcie się odezwał.
- No mów, ja mam podzielną uwagę.- powiedziałam, lecz on podszedł i wyrwał mi książkę   z rąk.
- Przyszedłem Cię przeprosić.- ledwo co z siebie wykrztusił.
- No domyśliłam się.- rzekłam obojętnie. 
Znowu nastała cisza, cholerna niezręczna cisza. Strasznie mnie irytowała, więc postanowiłam przejąć inicjatywę.
- Usiądź.- powiedziałam i wskazałam na miejsce obok.
- To śmieszne, ale jesteśmy ze sobą dwa dni, a Ty obrażasz się o byle co.
- Sugerujesz coś?
- Tak, owszem, zachowujesz się jak wyrośnięty dzieciak. 
- Bardzo się cieszę, że tak uważasz.- odwrócił się do mnie plecami.
- Widzisz i znowu to samo. Chyba nie na tym polega związek tak? Ogarnij się chłoptasiu bo prędzej czy później będę miała już Cię dość i oboje wiemy czym to się skończy.- uśmiechnęłam się i go przytuliłam.
- Czyli już mi wybaczyłaś?- uniósł brwi.
- Nie potrafię się na Ciebie długo gniewać.
- Kocham Cię.


***
I właśnie takim romantycznym akcentem kończę czternasty rozdział.  
Troszkę takie masło maślane, ale ostatnio brakuję mi czasu na cokolwiek, więc wybaczcie.
Chciałam jeszcze podziękować wszystkim moim czytelniczkom, że czytają te moje wypociny wyssane z palca, oraz za komentarze które zostawiacie, które motywują mnie do dalszego pisania. 
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :*
                                                         Camilla







poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział 13




- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś przy mnie.- odwzajemniłam jego uścisk.
W tym momencie poczułam dziwne uczucie. Łączyła nas przyjaźń, ale powoli zaczynałam czuć do niego coś więcej. Zauroczyłam się nieziemsko, ale czy tylko... 
Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, szczęścia. Czułam się z nim wspaniale...
- O czym myślisz?- zapytał.
- Raczej o kim. O Tobie.
- O mnie? I co wymyśliłaś?- zachichotał.
- Podobasz mi się...- wypaliłam, sama nie wiedząc dlaczego...
- Słucham?
- Cholernie mi się podobasz. Nie mam pojęcia czemu to mówię, ale czuję, że powinnam.
- To nic nie mów.- przerwał i pocałował mnie czule. Po chwili jednak to przerwał.- Chciałbym być z Tobą, każda chwila którą spędzamy razem jest dla mnie naprawdę wyjątkowa. Już raz Ci powiedziałem, że Cię kocham, ale mnie odrzuciłaś, boję się, że zrobisz to po raz kolejny...
- A ja z kolei boję się o to, że związkiem zepsujemy naszą przyjaźń...
- Skoro bardzo się lubimy i ciągnie nas do siebie to ja nie widzę przeszkód. Tak naprawdę to nic się przecież nie zmieni.
- Może i masz rację. Może warto spróbować.- powiedziałam po czym pocałowałam go.
- Mój aniołek kochany. Kocham Cię, nawet nie wiesz jak bardzo.- pocałował mnie w czoło.
Nic nie odpowiedziałam. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Było tak cudownie i ku mojemu zdziwieniu nawet nikt nam nie przeszkodził. Po chwili jednak odezwał się Mario.
- To co robimy? Chyba nie będziemy tu tak siedzieć...- uśmiechnął się cwaniacko.
- Twoje uśmieszki mnie przerażają.- zaśmiałam się.- Ale masz rację, chodźmy do mnie.
- Nie, do mnie.- pociągnął mnie za rękę i kierował się do wyjścia.
- Poczekaj momencik, tylko powiem Łukaszowi, że wychodzimy.
Podbiegłam szybko do piłkarza.
- My już wychodzimy.- wypaliłam.
- My? Czyli kto?
- Ja i Mario.
- Słucham?
- To słuchaj dalej.- zaśmiałam się. Idziemy, pa.
- No Pa.- powiedział zdezorientowany.
Szybko podbiegłam do Mario i udaliśmy się do jego domu. Szliśmy wygłupiając się. Jego poczucie humoru, styl bycia coraz bardziej doprowadzał mnie to jeszcze większego zauroczenia jego osobą. Nieziemski charakter, genialny wygląd, no po prostu chłopak doskonały.
Po półgodzinnej przechadzce wreszcie dotarliśmy do jego domu.
- No i już jesteśmy młoda.- uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów. Między nami są tylko dwa lata różnicy...
- Dobra, dobra skończ już.- zaśmiał się i otworzył drzwi. 
- Jesteś strasznie niemiły.- prychnęłam i weszłam do mieszkania.
- Się okaże...  To co robimy?- uniósł brew i posłał mi swój cwaniacki uśmieszek.
- A na co masz ochotę?- spytałam zupełnie bezinteresownie.
- Ty już dobrze wiesz na co...- objął mnie w talii i pocałował.
- Nie licz na to. Ja natomiast mam ochotę na jakiś porządny horror.
- Słucham? Znowu horror? Nie może być komedia romantyczna?
- Udam, że tego nie słyszałam.- zaśmiałam się i zaczęłam przebierać w jego kolekcji płyt.
Po dość długim przeglądaniu wybrałam Krwawą Mary. Uznałam, że skoro nosi taką nazwę, to musi być niezły. Włączyłam film, usadowiłam się wygodnie na kanapie i czekałam na mojego chłopaka.
- No to co oglądamy słońce?- podał mi szklankę napoju i usiadł obok mnie.
- Krwawą Mary.- odparłam dumna z siebie.
- Ok, ale jak w nocy będę się bał to zajmiesz się mną tak?
- No byś się wstydził. Taki duży chłopczyk, a się boi. To Ty powinieneś być dla mnie oparciem.
- Oj dobra, dobra.
Strasznie się zawiodłam. To miał horror, a nie komedia. Film był tak nierealny, że szok. Za to Mario był tak przestraszony jak nigdy. Co chwilę wtulał się we mnie błagając wręcz abym to wyłączyła. Kwestie te były tak śmieszne, że nie mogłam się powstrzymać i nie reagowałam na jego prośby. Wreszcie film się skończył i chłopak mógł się ode mnie odkleić.
- No dobra, późno się zrobiło, będę już leciała.- po tych słowach wstałam i udałam się do wyjścia. Mario natychmiast wystartował z kanapy, złapał mnie za rękę i nie miał zamiaru jej puścić.
- Coś nie tak?- spytałam rozbawiona. Niestety nie otrzymałam odpowiedzi, ale w ramach jej przerażony wzrok mojego chłopaka. 
- Ej, nie przejmuj się, duchy nie istnieją.- zwróciłam się do niego jak do małego dziecka.
Dalej nic nie mówił, tylko trzymał kurczowo moją dłoń.
- Dobrze, zostanę, ale przestań już panikować.- dopiero po tych słowach puścił moją dłoń i udał się z powrotem na kanapę.
Podeszłam do niego i próbowałam jakoś rozładować atmosferę. 
- No w takim stanie Cię jeszcze nie widziałam.- uśmiechnęłam się lekko.
- Widzisz, może i wydaję się być twardy, ale w rzeczywistości tak nie jest. Co jak co, ale horrory doprowadzają mnie do ataku paniki.- odparł.
- Widzę, że nie będę miała z Tobą lekko.- zaśmiałam się.
- Teraz to Ty jesteś niemiła.- powiedział i odwrócił głowę w druga stronę.
- Oj nie obrażaj się Romeo.- przytuliłam go.
- Jesteś nie do wytrzymania.
- Ja? To Ty boisz się horrorów.
- Jasne, jasne. A teraz co robimy? Należy mi się chyba nagroda za obejrzenie z Tobą tego piekielnego filmu...
- Masz rację, zrobię Ci kolację w ramach podziękowania...
- Nie to miałem na myśli, ale może być...
- Świetnie.
Poszłam do kuchni i wzięłam się za przygotowanie kolacji. Niestety Mario nie miał w lodówce nic specjalnego więc zostało mi tylko przygotowanie kanapek.
Po zrobieniu posiłku, wzięłam talerz z kanapkami i udałam się do salonu. Mario siedział na kanapie wpatrywał się w jedno miejsce, kurczowo w dłoniach trzymał poduszkę i wtulał się w nią. Odłożyłam talerz na stolik i podeszłam do niego.
- Kochanie.- przytuliłam go mocno.- Nie bój się skarbie, jestem z Tobą.
- Przepraszam, zachowuję się jak dzieciak, ale to jest silniejsze ode mnie.
- W porządku, uspokój się. Nie pozwolę, aby jakaś zjawa zrobiła krzywdę mojemu przystojniakowi, a teraz chodź na tą nieszczęsną kolację.
- A co zrobiłaś dobrego?- natychmiast się ruszył.
- Kanapki, bo nic innego nie miałeś w lodówce.
- Dobre i to.- natychmiast zaczął jeść.
Po skończonym posiłku siedzieliśmy jeszcze godzinę i rozmawialiśmy, aż w końcu oboje zrobiliśmy się senni.
- To ja pójdę się odświeżyć, a potem spać.- powiedziałam jednocześnie ziewając. 
- A ja wyszukam Ci jakąś fajną pidżamkę.
- Masz damskie pidżamki?
- Oczywiście, że nie, dam Ci swoją naturalnie.
- Jesteś niemożliwy.- uśmiechnęłam się i udałam się do toalety. 
Po półgodzinnej kąpieli, poszłam do pokoju chłopaka. Zastałam bardzo ciekawy widok. 
Słodko spał i to w dodatku z pidżamą w ręku. Szybko chwyciłam jego telefon, zrobiłam zdjęcie i rozesłałam do jego znajomych, po czym chwyciłam delikatnie jego koszulkę która miała być moją pidżamą, ubrałam się, położyłam obok niego i natychmiast zasnęłam. 

Obudził mnie głośny huk. Szybko zerwałam się na równe nogi i odruchowo spojrzałam na łóżko. Mario w nim nie było... Przestraszyłam się, chwyciłam jakiegoś pierwszego lepszego kwiata i poszłam na dół. Wparowałam do kuchni bo właśnie stamtąd dobiegały hałasy... już miałam rzucić kwiatem w nieznajomą mi postać gdy spostrzegłam, że to Mario.
- Obudziłem Cię?- spytał tak jakby nigdy nic.
- Obudziłeś? Mało co zawału nie dostałam.- wydarłam się dalej mierząc w niego kwiatkiem.
- Przepraszam, a teraz odłóż tą doniczkę bo mi krzywdę zrobisz.- zaśmiał się.
Nadal stałam jak słup soli będąc w niemniej szoku. 
- Martyna, kochanie chodź już, idziemy spać.- objął mnie ramieniem i prowadził mnie do wyjścia. 
- Myślałam, że ktoś się włamał, a Ty sobie szklanki tłuczesz.
- Przez przypadek, a teraz śpij już.
- Łatwo Ci mówić. Teraz już nie zasnę.- rzuciłam się na łóżko i odwróciłam się w przeciwną stronę.
Jak powiedziałam tak zrobiłam, całą noc nie spałam, dopiero nad ranem na chwilkę zamknęłam oczy. Niestety nie na długo. Obudziłam się z dziwnym widokiem. Mario leżał na mnie i z chytrym uśmieszkiem delikatnie zdejmował mi koszulkę. Temu tylko jedno w głowie...

***
No wreszcie są razem, ale tylko na momencik. Przepraszam, że dosyć długo nic nie dodawałam, ale niestety nie miałam czasu, ale obiecuję to nadrobić, ponieważ mam teraz trzy dni wolne. Mam nadzieję, że się podoba, chociaż pisałam bez jakiekolwiek weny. Przepraszam również, że taki krótki. 
Liczę na wasze komentarze.
                                                                          Pozdrawiam :*