Rozpłakałam się
jak małe dziecko. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam, przecież jestem za
młoda na macierzyństwo, a zresztą nigdy nie przepadałam za małymi dziećmi. W
głowie krążyły mi różne myśli, nawet aborcja.
- Martyna? Co się
stało?
- Nic.- mówiłam
ocierając łzy.- Tak mi się na wspomnienia zebrało i kilka łez uroniłam.
- Mówisz? Przecież
Ty od płaczu się zanosisz.- podeszła do mnie bliżej i chwyciła do ręki test.
Próbowałam jej go wyrwać, ale na marne.
- Co to jest?-
przyjrzała się dokładnie i o mało co jej gały z orbit nie wyszły.- Martyna Ty
jesteś...
- Tak, jestem w
ciąży.- wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem.
- Czy Ty jesteś
nienormalna? Dziewczyno zdajesz sobie sprawę z tego co do jasnej cholery
zrobiłaś? W tym momencie zniszczyłaś sobie życie.
- Przecież się
sama nie zapłodniłam, nie krzycz na mnie.- mój płacz zamienił się w ryk.
- Dobra, weź się
już uspokój.- przytuliła mnie.- Co zamierzasz z tym zrobić?
- Myślę o aborcji.
Uważam, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji.
- No teraz to Cię
pogrzało doszczętnie. Na co jak na co, ale na to na pewno Ci nie pozwolę i jak
będzie trzeba, będę Cię pilnować dzień i noc.
- No dzięki,
pomogłaś mi, naprawdę.
- Chcesz zabić
własne dziecko? Weź idź się lecz. A właśnie co z Marco? Powiedziałaś mu?
- Nie, i nie mam
zamiaru. Nie chcę żeby w tak młodym wieku pchał się w pieluchy. Dam sobie radę
sama, a potem mu powiem po prostu, że był jeden skok w bok i to na pewno nie
jego dziecko. Po co miałabym mu niszczyć karierę.
- Widzę, że sobie
już wszystko zaplanowałaś, ale kiedy Cię słucham mam ochotę Cię udusić, jesteś
tak głupia, że bardziej się już nie da. Musisz mu powiedzieć, nie ma innego
wyjścia.
- Nic nikomu nie
będę mówiła jasne? To moja sprawa, a Ty jak się odezwiesz to Ci nogi z d*py
powyrywam jasne?
- Oj dobrze, nie
gorączkuj się tak. To może na poprawę humoru masz ochotę na zakupy?
- Nie dzięki. Wolę
zostać w domu.
- Jak chcesz, ja
idę. Pa moja ciężarówko.- pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Ja natychmiast
chwyciłam laptopa i zaczęłam szperać w internecie w celu poszukiwania jakiegoś
mieszkania. Muszę się usamodzielnić, a tym bardziej teraz. Wreszcie po
godzinnym poszukiwaniu znalazłam korzystną ofertę. Zadzwoniłam pod wskazany
numer i umówiłam się z właścicielką na obejrzenie mieszkania. Szybko wstałam,
umyłam się, ubrałam i ruszyłam na umówione
spotkanie . Bez problemu dotarłam na miejsce.
- Dzień dobry,
pani pewnie w sprawie mieszkania tak?- kobieta wyciągnęła do mnie rękę.
- Tak, zgadza
się.- odwzajemniłam uścisk.
- No to zapraszam
do środka.- otworzyła drzwi.
Rozejrzałam się po
mieszkaniu. Wydawało się być bardzo przytulne, bez problemu pomieścimy się,
ponieważ trzy pokoje powinny nam wystarczyć. Mieszkanie było już urządzone i to
nawet ładnie, więc cieszyłam się, że nie będę musiała się bawić w jakiekolwiek
remonty.
- A pani sama
będzie tu mieszkała?- spytała z ciekawością kobieta.
- Z przyjaciółką,
no i niestety za parę miesięcy z maleństwem.- wymusiłam uśmiech.
- No to gratuluję.
To co możemy już podpisać umowę?
- Oczywiście.
Jestem w pełni zdecydowana.- uśmiechnęłam się.
Kobieta podała mi
papiery, złożyłam na kilku kartkach swój podpis, zapłaciłam pierwszy czynsz i
mogłam się już właściwie wprowadzić.
- To życzę pani
powodzenia.- podała mi kluczę.
- Dziękuję bardzo.
Przez chwilę
zapomniałam o Marco, ale kiedy usiadłam na kanapie znowu zaczęłam o tym
rozmyślać. Łzy pociekły mi po policzkach, ale nie dałam się dalej ponieść
emocjom. Wstałam i ruszyłam w stronę domu.
~Tydzień później~
Mieszkałam jeszcze
u ciotki. Zastanawiałam się jak powiedzieć jej o tym, że się wyprowadzam. Na
pewno będzie to dla niej swego rodzaju szok.
Dziś umówiłam się
na pierwszą wizytę u ginekologa. Poszłam tam razem z Oliwką. Strasznie się
bałam, ale kiedy zobaczyłam na monitorze taką maleńką fasolkę momentalnie
pokochałam to maleństwo, szczerze to nawet nie mogłam się doczekać kiedy
przyjdzie na świat.
Kiedy doszłyśmy do
domu wreszcie zdobyłam się na odwagę i postanowiłam powiedzieć cioci o mojej
wyprowadzce.
- Ciociu. Muszę Ci
coś powiedzieć.
- No słucham rybko.
- Nie będę owijała
w bawełnę. Wyprowadzam się.
- Słucham?! Źle Ci
tu jest?
- Nie, wręcz
przeciwnie, ale muszę się usamodzielnić, nie jestem małym dzieckiem.
Wyprowadzamy się dzisiaj, już tydzień temu wynajęłam mieszkanie, zarabiam więc
jakoś sobie poradzimy.
- Nie popieram
Twojej decyzji, ale też nie będę Ci się sprzeciwiała. Tylko zajrzyj czasami do
starej ciotki.
- No jasne,
ciociu. Będę tu codziennie. A teraz pójdziemy się popakować.- przytuliłam
ciocię i udałyśmy się na górę. Po spakowaniu walizek, zeszłyśmy na dół pożegnać
się z ciotką. Oczywiście nie obyło się bez łez. Wsiadłyśmy do taksówki i
ruszyłyśmy w stronę nowego mieszkania.
- No i jesteśmy na
miejscu.- odkluczyłam drzwi i chwyciłam za klamkę.- Rozgość się.
- Ładnie tu, nawet
bardzo. sama je urządzałaś?
- Nie no co Ty,
nie jestem w stanie bawić się w projektanta wnętrz.- rzuciłam walizki do
swojego pokoju i rozłożyłam się na kanapie.
- Martyna, nie
chcę na Ciebie naciskać, ale powinnaś pogadać z Marco. Powinien wiedzieć, że
zostanie ojcem.
- Zwariowałaś? Nie
ma mowy.
- Do jasnej
cholery Martyna! Ogarnij się w końcu i przestań udawać jakąś zarozumiałą lalę.
Albo pójdziesz dzisiaj do niego i mu to powiesz, albo ja to zrobię, a na dowód
pokarzę mu zdjęcia USG.
- Nie odważysz się.
- Czyżby?-
chwyciła torbę i kierowała się do wyjścia.
- Ola! Stój! Sama
to zrobię.
- No wreszcie
jakąś mądrą decyzję podjęłaś, a teraz idź.- popchnęła mnie w stronę drzwi.
- Teraz?
- Teraz. Im
prędzej tym lepiej.
- No ok.- udałam
się do wyjścia.
Idąc do Marco cały
czas układałam sobie w myślach to co mu powiem, ale otworzył mi drzwi, wszystko
mi wyleciało z głowy. Nie wiedziałam co mam w tym momencie zrobić.
- Cześć. Mogę
wejść?
- No jasne.
Usiądź, może zrobić Ci coś do picia?
- Nie, nie zabiorę
Ci zbyt wiele czasu.
- Martyna,
przestań. Możesz tu być ile chcesz, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości
to będzie również Twój dom.- pocałował mnie namiętnie.
- Przestań. Muszę
Ci coś powiedzieć..
I nie dokończyłam
bo usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. To był Mario z jakąś dziewczyną.
- O Martyna,
cześć. Co Ty tu robisz?
- Nie widzisz, że
siedzi? Przeszkadza Ci czy coś?
- Stary wyluzuj.
Co Ty taki cięty jesteś?
- Po co
przyszedłeś?
- Przyszedłem
przedstawić wam moją nową dziewczynę. Poznajcie Louise. Louise to jest,
Martyna, a to Marco.
Przywitaliśmy się
z nową dziewczyną Mario. Wydawała się być bardzo miła.
Emocje Marco
opadły więc i on postanowił się czymś pochwalić przyjacielowi, ale kiedy
usłyszałam czym myślałam, że go uduszę.
- Nie tylko
Ty Götze znalazłeś sobie drugą połówkę.- zaśmiał się Reus.
- Ty też? Kogo?
Czemu ja o tym nic nie wiem? No mów, szybko.
- Z Martyną już od
tygodnia jesteśmy razem.- rzekł szczerząc się.
Momentalnie
zamarłam, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Chciałam go za to udusić. Po co on
w ogóle wygaduję takie głupoty. Zresztą reakcja Mario nie była nic lepsza.
Kiedy dotarło do niego to co powiedział Reus, szybko chwycił Louise za rękę i
wyszedł trzaskając przy tym drzwiami.
Byłam tak
wściekła, że od razu rzuciłam się na niego z pięściami, niestety niewiele to
dało, bo jestem o wiele słabsza od niego.
- Po co to
zrobiłeś? Po co nagadałeś mu takich głupot?
- Wybacz,
myślałem, że między nami coś jest.- momentalnie uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Może i coś jest,
ale nie musisz tego ogłaszać całemu światu, tym bardziej bez konsultacji ze mną.
- Przepraszam.-
przysunął się do mnie.
- Nie przepraszaj,
Twoje przeprosiny na nic się nie zdadzą.- wyszłam z jego domu.
Niestety pobiegł
za mną.
- Martyna, chodź
do środka, porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym
rozmawiać. Teraz cała Borussia będzie huczała od plotek. Wybacz, ale nie mam
zamiaru być obiektem zainteresowania innych.
- Przestań,
przecież on nikomu nie powie.
- Czyżby? Jesteś
tego taki pewny?
- No pewnie, a
teraz chodź bo zdaję się, że chciałaś mi coś powiedzieć.
- Nie, to znaczy
tak, ale to już nie ważne, muszę lecieć, pa.
Ledwo weszłam do mieszkania,
a Ola już zasypała mnie milionem pytań. Połowy nie zrozumiałam, aż wreszcie
powiedziała głośno i wyraźnie.
- Martyna,
powiedziałaś mu?- krzyknęła mi do ucha.
- No nie.
- Jak to? To po
cholerę tam poszłaś? Nie, no nie mam słów na Ciebie.- padła na kanapę.
- Mario nagle
wparował ze swoją nową dziewczyną akurat w tym momencie kiedy chciałam mu to
powiedzieć.
- Dobra, nic już
nie mów, nie chcę mi się słuchać Twoich wyjaśnień.- powiedziała i wyszła z
domu.
No świetnie,
lepszego dnia nie mogłam sobie wymarzyć. Teraz to nawet nie mam wsparcia u
przyjaciółki. I co mam teraz zrobić? To dopiero pierwszy miesiąc,a już dużo
rzeczy się komplikuje, ciekawe co będzie przez kolejne osiem miesięcy.
Wreszcie po trzy
tygodniowej przerwie mogłam wrócić do pracy. Cieszyłam się jak małe dziecko na
widok cukierka. Tak bardzo brakowało mi mojej zabawki, no i chłopaków
oczywiście. Wstałam o 9.00. Ogarnęłam się, zjadłam śniadanie, ubrałam się i
pożegnałam się z Olą.
- Tylko uważaj na
siebie, pamiętaj, że teraz bierzesz także odpowiedzialność za dziecko.
- Spokojnie,
przecież wiesz, że nie pozwoliłabym zrobić mojemu maleństwu krzywdy.-
uśmiechnęłam się, pocałowałam Olkę w policzek i wyszłam z mieszkania.
Kiedy weszłam na
Idunę oczywiście nie odbyło się bez gorącego powitania. Bardzo się cieszyłam,
że mogłam tu wrócić. Trzy tygodnie rozłąki to zdecydowanie za długo.
Poszłam po mój
sprzęt i gdy weszłam z powrotem na murawę nagle ktoś chwycił mnie za rękę.
- Powiedz mi
szczerze, co jest między Tobą, a Reusem?
- Posłuchaj, ten
palant coś sobie ubzdurał, nie jesteśmy razem.
- Jasne, to niby
co robiłaś u niego w domu?
- Nie mogłam
odwiedzić przyjaciela?
- Jakoś wcześniej
tego nie robiłaś, teraz nagle zaczęłaś się nim interesować? Powiedz mi, co Cię
z nim łączy?- spojrzał mi prosto w oczy.
I w tym momencie
pękłam. Musiałam mu powiedzieć prawdę, nie miałam innego wyjścia.
- Ok, skoro chcesz
wiedzieć to Ci powiem. Łączy nas dziecko.- oderwałam od niego wzrok i spuściłam
głowę w dół.
- Słucham?! Ty
jesteś z nim w ciąży? Z nim?! Z Marco? Żartujesz!
- Wyglądam jakbym
żartowała? Tylko nic mu nie mów sama to zrobię.
- O nie, idę mu to
powiedzieć. Teraz zaraz.- Mario ruszył w stronę Reusa.
Stałam jak wryta i
zupełnie zapomniałam, że właśnie trwa trening. Stałam praktycznie na środku
boiska gdy nagle poczułam ostry ból brzucha, wypuściłam z ręki aparat i upadłam
na ziemię.
- No co Ty,
Martyna wstawaj, przecież to tylko uderzenie piłką.- zaśmiał się Leitner.
Szybko podbiegł do
mnie Mario, nie wiedział co ma zrobić.
- Chłopaki,
pomóżcie mi.
- Przestań,
przecież dostała tylko piłką w brzuch, od razu nie umrze.- krzyknął Łukasz.
- Ona jest w ciąży
Ty debilu.
- Co?! Dzwoń do
karetkę, lekarza, do szpitala, nie wiem już sam gdzie. Najlepiej wszędzie.-
wrzasnął Łukasz do Roberta.
Szybko podbiegł do
mnie Marco. Widziałam po nim, że ma mieszane uczucia. Chwycił mnie za rękę i
powiedział:
- Martyna... to
moje dziecko?- zapytał niepewnie.
- Tak, Twoje.-
odpowiedziałam resztką sił.
- Ja pierdole.- tylko to zdążył powiedzieć, bo momentalnie
zemdlał.
***
Wielka szkoda, że BvB nie wygrało wczorajszego meczu z Malagą.
Mieli naprawdę kilka ładnych okazji, ale mówi się trudno, Mam nadzieję, że w
rewanżu pokażą na co ich stać.
Jeśli już czytacie to komentujcie, bardzo dużo to dla mnie znaczy.
:)
Cudny rozdziałek *_* Oczekuję kolejnego, mam nadzieje że szybko :)
OdpowiedzUsuńCo do meczu to w rewanżu będzie lepiej :D
O cholera, ale się porobiło... Zajebisty rozdział! Genialny po prostu <3 Czekam na kolejny! Dodaj jak najszybciej ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://sylwunia09.blogspot.com/2013/04/rozdzia-58.html mile widziany komentarz :3
A co do meczu, w rewanżu na pewno Borussia wygra ;)
a sie narobiło :(
OdpowiedzUsuńrozdział świetny ! właśnie skończyłam czytać to opwowiadanie od początku i stwierdzam że jest zajebiste jednym słowem !
zapraszam http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/
Uuu dzieje się dzieje.! Dawaj nexta.xD
OdpowiedzUsuńAww.Świetnie piszesz.=)
Świetny, zapraszam do mnie lenka-borussia-story.blogspot.com
OdpowiedzUsuńjejeje ale się dzieje , czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;). Cudne opowiadanie <3.
OdpowiedzUsuńZapraszam w wolnej chwili do mnie .
http://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/
Świetny.Z niecierpliwością czekam na następny.zapraszam do mnie http://przeznaczenia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń