Martyna już dwóch tygodni siedzi w domu. Nie wychodzi, z nikim nie rozmawia, nie ma z nią żadnego kontaktu. Widzę, jak bardzo cierpi, ale nijak nie potrafię jej pomóc.
Poprosiłam Mario, aby z nią porozmawiał. Wiedziałam, że miała do
niego słabość i może on ją jakoś pocieszy, bo przecież nie może cały czas być
odcięta od świata.
- Hej Olka.- pocałował mnie w policzek.
- No cześć.- uśmiechnęłam się.
- To jaką masz sprawę? Bo sądząc po Twoim głosie przez telefon to
nie jest za wesoło.
- Bo nie jest. Porozmawiaj z Martyną. Od dwóch tygodni siedzi w
swoim pokoju, praktycznie w ogóle z niego nie wychodzi, odcięła się od świata.
- Mogę spróbować, ale nie oczekuj ode mnie jakichś cudów.
- No tak, ale warto spróbować, a teraz idź.- popchnęłam go w
stronę pokoju Martyny.
- Mam wejść tak?
- Najpierw zapukaj.
Mario
Kiedy wszedłem do pokoju Martyny doznałem lekkiego szoku.
Siedziała na łóżku, zapatrzona w jedno miejsce, cała zapłakana, a
w ręku trzymała zdjęcie swojego nienarodzonego maleństwa. Przypominała mi
troszkę te kobiety z horrorów. Pomyślałem, że może lepiej się wycofać, ale
kiedy wreszcie skupiła swój wzrok na mnie postanowiłem, że nie mogę jej
zostawić w tak trudnej chwili, za bardzo mi na niej zależy.
- Martyna...
- Kto Cię tu zapraszał? Nie przypominam sobie, abym mówiła, że
chce kogokolwiek widzieć.- spojrzałam na niego wrogim wzrokiem.
- Rozumiem Cię, ale...
- Co Ty do cholery pieprzysz? Nic nie rozumiesz. Jak możesz cokolwiek
rozumieć, jeśli nie straciłeś najbliższej Ci osoby. Nie straciłeś swojego
dziecka, nie masz pojęcia jak się czuje, więc nie pocieszaj mnie, to nic nie da.
- Tak, wiem, ale posłuchaj mnie. Martwimy się o Ciebie. Musisz się
wziąć w garść, masz rację nie wiem jak to jest stracić najbliższą osobę w swoim
życiu, ale pewnie niedługo się przekonam, bo stracę Ciebie. Nie chcę tego
rozumiesz? Masz dopiero 19 lat, musisz wreszcie stanąć na nogi. Fakt, co się
stało to się nie odstanie, i ślad po tym pozostanie, ale musisz żyć dalej, nie
masz innego wyjścia. Przede wszystkim masz dla kogo żyć. Masz nas, zawsze
możesz na nas liczyć, więc nie odtrącaj wszystkich bo nam również sprawiasz tym
przykrość.
- Chcesz wzbudzić teraz we mnie wyrzuty sumienia?
- Czy ty jesteś nienormalna? Niczego nie chcę w Tobie wzbudzać,
chcę wreszcie abyś wzięła się w garść.
Miał rację, miał tą cholerną rację. Mimo wszystko nie powinnam
użalać się nad sobą, i rzeczywiście zacząć żyć normalnie.
- Mario...przepraszam Cię bardzo.- przytuliłam się do niego,
jednocześnie wypłakując się mu w koszulkę.
- Marti, księżniczko moja kochana, nie masz mnie za co
przepraszać. Chcę abyś była szczęśliwa, dlatego tu jestem.- przytulił mnie
jeszcze mocniej. W jego ramionach czułam bezpiecznie, ta chwila mogłaby trwać
wiecznie.
- To jak? Mam nadzieję, że lepiej się poczułaś więc pora się
ogarnąć.
- Co masz na myśli?
- Może mały spacerek? Ubierz się, umaluj, czy cokolwiek, bo tak z
Tobą na miasto nie wyjdę.
- No ok.- powiedziałam w sumie sama do siebie, bo Mario już
wyszedł.
- I jak? Mów, szybko.
- Spokojnie, daj mi dojść do słowa. Wszystko się udało, jeśli
można to tak nazwać. Namówiłem ją teraz na spacer, ale myślę, że bez wizyty u
psychologa się nie odbędzie. Ma bardzo zszarganą psychikę, my jej w pełni nie
pomożemy, a po co ma się męczyć.
- No tak, masz rację, ale najważniejsze, że chciała Cię chociaż
wysłuchać.
- Uwierz mi, nie było łatwo.
- Domyślam się.
- Jestem już gotowa. Możemy iść.-
wrzasnęłam, bo niestety, ale nikt nie zauważył mojej obecności.
- W takim razie chodźmy.- Mario złapał mnie za rękę i wyszliśmy.
- To gdzie zamierzamy iść?- spytałam z ciekawością.
- Chce Cię zabrać w Twoje mam nadzieję ulubione miejsce.
- Jak na razie moim ulubionym miejscem jest łóżko.
- Skoro nalegasz, to możemy tam pójść.- uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo chłopczyku, a teraz powiedz mi gdzie
idziemy.
- Pomyślałem, że będziesz potrzebowała wsparcia kilku innych
osób...
- Wiedziała, że zabierasz mnie na Idunę, wiedziałam, ale jest
jeden problem, nie bardzo chcę tam iść.
- Oj, tam nie marudź.- pociągnął mnie w stronę stadionu.
Kiedy doszliśmy czułam się niepewnie przekraczając progi stadionu.
Może bardziej bałam się reakcji Reusa, bałam się, że mnie znienawidzi.
- Ja nie mogę, tam iść.- wydukałam przechodząc obok szatni.
- Martyna, mówiłem Ci, musisz się wreszcie otworzyć na ludzi.
- Ale kiedy ja się boję, bardzo...
- Masz mnie, niczego nie musisz się bać.- pocałował mnie w czoło,
objął w pasie i udaliśmy się na murawę.
- Martynka!- wszyscy piłkarze podbiegli do mnie i czule mnie
przywitali, w szczególności Kevin, który o mało co mnie nie udusił. Szczerze to
uwielbiałam tego gościa. Na sam jego widok mordka sama mi się cieszyła.
- No cześć misiaki.- momentalnie rozchmurzyłam się, widząc ich
zadowolone twarze.
- Dawno Cię tu nie było. Jak się czujesz?- spodziewałam się
takiego pytania, ale bez przesady, nie taki szybko.
- Dobrze, wiesz nie chcę o tym mówić.- rozglądałam się dookoła w
poszukiwaniu Marco.
- Nie znajdziesz go. Od dwóch tygodni nie chodzi na treningi, nie
mamy z nim żadnego kontaktu.- powiedział Łukasz.
- Jak to?
- No to. Nie raczy nam nawet otworzyć drzwi.
- Mario...- spojrzałam się na niego znaczącym wzrokiem.
- Jasne, już idziemy. Przepraszamy was chłopaki, ale jak widzicie
mamy coś do załatwienia.
- No ok, życzymy wam powodzenia z Reusem.- zaśmiali się.
- Wasza wypowiedź zabrzmiała jednoznacznie.- Mario roześmiał
się i i ruszyliśmy w stronę domu Marco.
- On przeżywa to tak samo jak Ty, dla niego to również trudne.
- Wiem, żałuję, że mu tego nie powiedziałam.- łzy pociekły mi po
policzkach.
- Oj nie płacz, księżniczko, wszystko jest ok.
Kiedy doszliśmy do domu Reusa poczułam pewny ucisk w żołądku.
Bałam się konfrontacji z nim.
- To idziemy.- Mario złapał mnie za rękę i bez skrupułów weszliśmy
do mieszkania Marco.
Kiedy weszliśmy do środka, widok który zastałam kompletnie mnie
odtrącił.
Na kanapie leżał Marco, wyglądał jak długoletni alkoholik. Wokół
niego porozrzucane były butelki od różnego rodzaju alkoholu. Szkoda mi się go
zrobiło, więc postanowiłam mu pomóc.
- Marco, wstawaj.
- Martyna? Co Ty tu robisz?- wstał tak nagle, że aż odskoczyłam.
- Przyszłam Cię odwiedzić...- uśmiechnęłam się.
- Ale przecież...- nie dokończył ponieważ mu przerwałam.
- Przepraszam Cię bardzo, zachowałam się jak idiotka, ale było
minęło. Musisz się wziąć w garść. Życie toczy się dalej.- mówiłam mu to samo,
co rano mówił mi Mario.
- Ale ja nie potrafię... przecież straciliśmy dziecko. W ogóle Cię
to nie obchodzi czy jak?
Moje nerwy w tym jednym momencie sięgnęły zenitu. Emocje znowu
mnie poniosły i się popłakałam, ale postanowiłam nie odpuścić.
- Jak Ty w ogóle mogłeś tak powiedzieć? Chyba nie zdajesz sobie
sprawy co ja przeżywam, a Ty jeszcze bardziej mnie dołujesz. Normalnie powinnam
Ci przywalić, ale dziś Ci odpuszczę, a teraz marsz do łazienki, idź się umyj bo
śmierdzisz samą wódką.
Powoli zwlókł się z łóżka i poszedł w stronę łazienki. Ja
natomiast zabrałam się za sprzątanie butelek.
- Byłaś dzielna.- przytulił mnie Mario.
- Zdołował mnie, totalnie. Co on sobie w ogóle wyobraża.
- Nie przejmuj się nim. Dobra daj to, pomogę Ci sprzątać.
Po godzinie sprzątania salon Reusa wreszcie wyglądał jak
salon.
- No postaraliście się.- uśmiechnął się.
- Teraz Ty się ogarnij, a jutro chcę Cię widzieć na treningu.-
Mario poklepał przyjaciela po plecach.
- Jasne. Martyna... przepraszam.
- Nie przepraszaj. Gotze! idziemy.
- No jasne. Narka Reus.- pożegnał się i wyszliśmy.
- Mam pomysł. Chodźmy na pyszne lody. Za ten dzień pełen emocji chociaż
coś nam się należy.
- A chętnie.- przyznałam mu rację.- Ale na takie wielkie z dużą
ilością bitej śmietany.
- No jasne, dla Ciebie wszystko.
Jejku, jak ja go uwielbiam, no lepszego przyjaciela nie
mogłam sobie wymarzyć. Jest taki opiekuńczy, a zarazem kochany, doprowadzi mnie
do pionu jeśli jest taka potrzeba. No najlepszy po prostu.
- O czym tak rozmyślasz księżniczko?- objął mnie w pasie.
- A o Tobie piękny.
- Mmm to ciekawie. Opowiedz mi co tam wymyśliłaś?
- Nie mogę Ci powiedzieć, wstydzę się.- zaśmiałam się i pokazałam
mu jęzor.
- No jasne. Śmieszna jesteś.- poczochrał mi włosy.
Wreszcie doszliśmy do cukierni w której zdaniem Mario są najlepsze
lody w całym Dortmundzie. Mój przyjaciel kupił mi obiecane lody,
oczywiście waniliowe z dużą ilością śmietany. Momentalnie zapomniałam o tym co
powiedział mi Reus i postanowiłam się cieszyć chwilą. I pomyśleć, że takie lody
potrafią postawić człowieka na nogi. Chociaż w moim przypadku to główną zasługę
mogę powinnam przypisać jednak Mario, a nie temu przysmaczkowi. Naprawdę byłam
mu wdzięczna.
- Ej, piękny, na co tak się gapisz?
- Bo wiesz... ta ekspedientka...fajna z niej laska.- uśmiechnął
się tak szczerze jak potrafił.
- Jesteś genialny.- wybuchłam śmiechem i wysmarowałam jego piękną
buźkę bitą śmietaną.
- O nie, przegięłaś.- i jego lody wylądowały na mojej koszulce.
- I zobacz jak ja wyglądam.- pokazałam mu palcem na bluzkę śmiejąc
się przy głośno, lecz naszą sielankę przerwała ta ,,laska''.
- Proszę się uspokoić i natychmiast stąd wyjść. To jest lokal dla
kulturalnych ludzi, a nie dla... takich jak wy.
- Dobrze, niech się pani tak nie gorączkuje. Już wychodzimy.-
rzekł Mario ze spokojem, chwycił mnie za rękę i wyszliśmy. Staliśmy przed
cukiernią zanosząc się od śmiechu, ani ja, ani on nie mogliśmy się powstrzymać.
- Dobra, koniec tego.- przerwał.- Mam ochotę na jakiś film. Co o
tym myślisz?
- A wiesz, że to nie jest zły pomysł, tylko bym musiała się
przebrać.
- Daj spokój, dam Ci jakąś koszulkę. Ja, Ty, kanapa i dobry film,
lepszego wieczoru nie mogłem sobie wymarzyć.- uśmiechnął się cwaniacko.
- Tak, tak.- poklepałam go po plecach i ruszyliśmy w stronę jego
domu. Po dziesięciu minutach doszliśmy. Gotze oprowadził mnie po swojej, że tak
powiem willi. Muszę przyznać, że jego dom był bardzo stylowo urządzony, bardzo
mi się podobał.
- A teraz może dałbyś mi jakąś koszulkę? Bo zapach tych lodów już
troszeczkę przyprawia mnie o mdłości.
- No jasne, łap.- rzucił mi swoją klubową koszulkę.
- No tak, mogłam się tego spodziewać. Dobra to gdzie jest
łazienka? Chciałabym się przebrać.- tego miejsca akurat mi nie pokazał, bo w
sumie po co.
- Nie krępuj się, równie dobrze możesz się przebrać przy mnie, a
jak chcesz to mogę Ci nawet pomóc zdjąć tą koszulkę.- obdarzył mnie swoim
chytrym spojrzeniem.
- Nawet nie próbuj. - pokazałam mu język i udałam się w
poszukiwanie łazienki.
- Drugie drzwi na prawo.- krzyknął.
- Ok, dzięki.
Przebrałam się, poprawiłam makijaż i ruszyłam do salonu.
- To jaki film oglądamy ślicznotko?
- Może jakiś horror. Ooo może House of Bones. Podobno genialny.
- No jasne, już szukam, Ty usiądź sobie, a ja zaraz pójdę po
popcorn.- oznajmił.
- No ok.- rozsiadłam się na kanapie i czekałam na Mario.
Film tak jak przepuszczałam, był fantastyczny, oczywiście
tradycyjnie kiedy były momenty grozy wtulałam się w mojego przyjaciela.
Zauważyłam, że mu się to podoba więc postanowiłam to robić częściej, niech ma
chłopak trochę przyjemności. Potem to już nawet nie próbowałam się od niego odrywać, jego mocny uścisk nie dawał mi na to możliwości. I może nawet dobrze, bo nie wiem kiedy, ale zasnęłam w objęciach mojego przyjaciela.
Obudziłam się i spojrzałam na telefon. Była druga w nocy, więc postanowiłam oswobodzić się z objęć Mario tak aby się nie przebudził. Niestety nie udało mi się to.
- Martyna?- powiedział zaspanym jeszcze głosem.- Gdzie Ty się wybierasz?- przyciągnął mnie do siebie.
- Wybacz, nie chciała Cię obudzić. Chciałam udać się do sypialni, bo tutaj troszkę nie wygodnie.
- Masz rację, chodźmy.- złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojej sypialni.
- Będziemy tak razem spać?- zapytałam niepewnie.
- Mi to nie przeszkadza.- rzucił się na łóżko i pokazał miejsce obok siebie chcąc abym ja uczyniła to samo. W sumie tak chciało mi się spać, że było mi wszystko jedno. Położyłam się koło niego i wtuleni w siebie zasnęliśmy.
***
Taki sobie, wiem, że powiewa nudą nie da się ukryć, ale ostatnimi dniami mam brak weny, totalny. Zastanawiam się nawet nad usunięciem tego bloga, bo nie wiem dlaczego, ale pisanie jego nie daje mi takiej przyjemności jak na początku...
O nieee! Nie usuwaj tego bloga! Te opowiadanie jest genialne, kocham je <3
OdpowiedzUsuńI wcale nie jest nudne! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! W przeciwieństwie do mnie, masz niezły talent, powinnaś go wykorzystać :>
Pozdrawiam i życzę weny! <3
Nie usuwaj,a rozdzial swietny,jestem tu 1 raz i mi sie strasznie podoba
OdpowiedzUsuńNie usuwaj, ja uwielbiam twojego bloga.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie lenka-borussia-story.blogspot.com
Nowe-zycie-z-bvb.blogspot.com
nie usuwaj ! NIEEE !!
OdpowiedzUsuńcudny rozdział !
zapraszam http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/04/rozdzia-21.html mile widziany komentarz
NIE USUWAJ!
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent i powinnaś pisać dalej
Zapraszam d siebie http://wwwkochamcieborussiodortmund.blogspot.com/
NIE USUWAJ!!!!!!!!! Czy Ty czcesz mnie zranić? Blog jest wspaniały! Powinnaś pisać. Czytanie tego bloga to sama przyjemność!
OdpowiedzUsuńEe ja dopiero przeczytałam wszystkie rozdziały i nie żałuje, naprawdę świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się ogarnęła :)
Blog sam w sobie jest świetny. Czytając go, wpadam w inny świat. Lepszy.Pochłaniam każde zdanie. Uśmiecham się, gdy czytam kolejny wyraz, wers.. Dzięki niemu wiem, że warto mieć marzenia. Bo one nic nie kosztują. Ta historia, jest jak dobra książka, czytam z zapartym tchem cały tekst i z żalem stwierdzam, że to jest koniec. Wiem jednak, że osoba, która to piszę, niedługo wyda nowy rozdział i znów poczuję ten dreszczyk emocji, czytając niesamowitą, inną historię bohaterów. Dziękuję za to autorce. Za możliwość wiary w to, że mimo wszystkiego, warto choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGosiaaa <3
Usuń