.

.

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 12


Obudziłam się obok śpiącego jeszcze Mario. Przyglądałam mu się z wielkim zaciekawieniem. Wyglądał nawet słodko. Jak taki niedźwiadek. Uśmiechał się nawet przez sen co nadawało mu jeszcze większego uroku. W pewnym momencie poruszył się, od razu wiedziałam, że się budzi więc szybko zamknęłam oczy i starałam się udawać, że śpię, niestety nie wyszło mi to najlepiej.
- Ej, wiem, że nie śpisz.- zaśmiał się i poczochrał moje włosy.
- Ty... nie ruszaj moich włosów. Nie pozwalam jasne?
- Tak, tak, dla Ciebie wszystko. I jak się spało mojej księżniczce?- spojrzał na mnie swoim potulnym wzrokiem.
- Nie mogę narzekać, ale bez Ciebie byłoby zdecydowanie lepiej.
- No nie wierzę, powinnaś się cieszyć, że masz przy sobie takiego przystojniaka, a Ty jeszcze narzekasz.
- Wybacz, ale nie ma się z czego cieszyć. Spanie z Tobą to nic nadzwyczajnego.- po wypowiedzeniu tego uświadomiłam sobie jak to dziwnie musiało brzmieć.
- Jakaś Ty niemiła, zaraz puszcze focha. 
- Dobrze wiesz, gdzie mam tego Twojego focha. Która godzina?
- Jest dokładnie 11.03. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Nie. Ok, to ja się ubieram i spadam. Ola pewnie się martwi, a poza tym o 13.00 jest trening.
- Nawet nie zjesz ze mną śniadanka?- zrobił minę a'la kot ze Shreka.
- Chyba bardziej zależy Ci na zrobieniu tego śniadania przeze mnie niż zjedzenie ze mną.
- Jak Ty mnie dobrze znasz.- uśmiechnął się cwaniacko.
- Dobrze, niech stracę. Na co masz ochotę wielmożny panie?
- Naleśniki z bitą śmietaną i nutellą. O tak! To jest to.- krzyknął uradowany niczym małe dziecko.
- Wykluczone. Z tego co wiem to piłkarze przestrzegają jakiejś tam diety więc nie będzie żadnych naleśników. Zjemy sobie sałatkę i grillowanym kurczakiem. Zdrowo i smacznie.- odparłam dumna ze swojego pomysłu.
- Tyyy potworze. Nienawidzę Cię.- jego entuzjazm momentalnie opadł.
- Nie czas na żale. Ubieraj się czy co tam chcesz i schodź.- wstałam i pobiegłam na dół.
Przygotowanie śniadania zajęło mi może z dwadzieścia minut. Przepadałam za sałatkami więc wybrałam to co sama lubiłam. Zrobiłam nam jeszcze herbatkę, usiadłam i czekałam na Mario. Jak na faceta strasznie się guzdrał. Powoli traciłam cierpliwość gdy ktoś zasłonił mi oczy.
- Nawet mnie nie denerwuj, tylko siadaj i jedz.
- Ty chyba wstałaś dziś lewą nogą.- usiadł zabierając się za śniadanie. 
Nic nie odpowiedziałam tylko uczyniłam to samo co on. Patrząc na jego minę na widok sałaty nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Kręcił się przy tym jak małe dziecko. Musiałam go koniecznie pospieszyć, bo jeszcze na trening nie zdąży. 
- Jedz to gamoniu. Z taki żółwim tempem to do wieczora nie zdążysz. Nie smakuje Ci czy jak?
- Nie to, że mi nie smakuje, ja po prostu nie jadam zielska. Nie jestem królikiem.- powiedział wciskając w siebie kolejny listek sałaty z wielkim grymasem na twarzy.
- Nie marudź mój drogi, troszkę witaminek Ci się przyda, a poza tym brzuszek Ci rośnie i musisz go zgubić, a pijąc piwo i jedząc kaloryczne potrawy tego nie zrobisz.
- Jak zwykle szczera do bólu. Dzisiaj może i mnie nakarmisz tą sałatką, ale jutro zjem sobie co tylko będę chciał.- powiedział z szyderczym uśmiechem.
- Nie bądź tego taki pewien, a teraz kończ bo za godzinę trening. 
- Jejku, co Ty z tym treningiem masz, przecież zdążę. 
- Jasne. Dobra ja już lecę, muszę się jeszcze przebrać. Widzimy się na stadionie. Pa.
- Ok. Pa.
Chwyciłam torbę i udałam się niestety w brudnych ubraniach do mojego mieszkania.
Gdy tylko doszłam Oliwia zasypała mnie mnóstwem pytań. Gdzie byłam, co robiłam itp. Nie miałam czasu na opowiadanie jej całej historii więc obiecałam jej, że po przyjściu z pracy pogadamy. Poszłam wziąć szybki prysznic, ubrałam się, nałożyłam lekki makijaż i poszłam do pracy. Niestety przyszłam z piętnastominutowym spóźnieniem, więc udałam się do trenera, aby go przeprosić. Spodziewałam się tego, że będzie zły, a on tylko machnął ręką i kazał zająć się swoimi obowiązkami. 
Kiedy robiłam zdjęcia nic innego mnie nie interesowało, całą uwagę skupiałam na moim zajęciu, lecz zauważyłam pewien szczegół. Na boisku nie hasał sobie mój przyjaciel. No tak wiedziałam, zostawić go samego. Szybko wzięłam telefon i natychmiast do niego zadzwoniłam, oczywiście zanim odebrał minęła wieczność.
- Gdzie Ty do cholery jesteś?- krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam.
- Co? Gdzie?- usłyszałam jego zaspany głos.
- Właśnie od półgodziny trwa trening, a Ciebie na nim nie ma!
- O kurde! Zasnąłem, zaraz będę, poczekaj.
- Zanim się ogarniesz to będzie już koniec.- ale najprawdopodobniej nie usłyszał już ostatniego zdania, bo się rozłączył. Nieco wściekła wróciłam do swoich obowiązków gdy zobaczyłam, że w moją stronę idzie Reus. No jeszcze jego tu brakowało. Szybko chwyciłam aparat i próbowałam udawać, że coś przy nim majstruję i  jestem zajęta. Niestety na nic się to zdało.
- Hej. Możemy pogadać?
- Nie bardzo, jak widzisz jestem zajęta.- powiedziałam, lecz on wyrwał mi aparat z rąk. Nie zdarzyłam nawet zareagować, ponieważ byłam w lekkim szoku. Chwycił mnie za dłonie i zaczął mówić.
- Przepraszam Cię za wczoraj. Nie powinienem tak mówić, po prostu mnie poniosło, zrozum ta sytuacja mnie przerosła, nie potrafię sobie z tym poradzić, dlatego tak zareagowałem. Wiem jestem skończonym idiotą i żadne argumenty nie usprawiedliwią mojego wczorajszego zachowania. Przepraszam Cie jeszcze raz.

Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Cały czas utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy i widziałam jego szklane oczy. Zrobiło mi się go szkoda, widać, że cierpi i może nawet bardziej niż ja dlatego muszę mu pomóc za wszelką cenę. 
- Wiem, że to przeżywasz, ale zrozum, że jednak oboje jesteśmy w tej samej sytuacji, mnie też nie jest łatwo, ale mimo to muszę żyć dalej. To co powiedziałeś rzeczywiście mnie zabolało i dalej jestem cholernie na Ciebie wściekła, ale nie mogę Cię zastawić samego, zbyt wiele dla mnie znaczysz.- otarłam łzy i go przytuliłam. Już nic nie powiedział. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę. Żadne z nas się nie odzywało, ale ktoś musiał przerwać tą ciszę. Oczywiście był to Mario, zdyszany jak nigdy, ledwo się wlókł. 
- Daj...mi...wody!- mówiąc, robił prawie 30 sekundową przerwę między każdym wyrazem. Nie mogłam się powstrzymać i się roześmiałam. Rzuciłam mu butelkę z wodą, ale w kilka sekund już jej nie było, chłopak ma tempo, nie ma co. Kiedy zobaczyłam, że troszkę odsapnął postanowiłam się zapytać, czemu jest aż tak bardzo zdyszany.
- Najnormalniej w świecie biegłem. Strasznie się spieszyłem, bo kolejne spóźnienie nie wróżyłoby niczym dobrym. Wiadomo, na każdym kroku spotykałem jakiś fanów którzy prosili mnie o autograf, głupio było odmówić, ale też się spieszyłem, więc postanowiłem biec, ale nie skończyło się to dobrze. Staranowałem kilku ludzi, przy tym się przewracając. Nigdy w życiu tak szybko nie biegłem, mecz to przy tym pikuś. 
- O jejku, nasz pan piękny się zmęczył. Cóż za tragedia.- zaśmiałam się ironicznie.
- Martyna, nie przesadzaj tak? A właśnie, widzę, że już się pogodziliście gołąbeczki.
- Po pierwsze nie gołąbeczki, a po drugie, tak pogodziliśmy się, ale...
- Żadne ale. Buzi, buzi słodziaki.- posłał nam swój chytry uśmieszek i udał się do trenera.
- Przysięgam, że go kiedyś zabiję.
- Miał rację.
- Z czym niby miał rację?- spojrzałam na niego zdezorientowana. 
- Z jak on to nazwał ,,buzi buzi''.- nie zdarzyłam nic powiedzieć, a już poczułam pocałunek Marco. Szybko się opamiętałam i oderwałam się od niego.
- Po co to robisz?- spojrzałam mu w oczy.
- Bo było mi z Tobą dobrze.- kolejny raz się do mnie przybliżył, ale tym razem byłam szybsza.
- O nie mój drogi. Nie mogę sobie pozwolić na romanse.- powiedziałam stanowczo.
- Jeszcze niedawno Ci to nie przeszkadzało, a teraz...
- Teraz to zmądrzałam po pierwsze, a po drugie nie będę Twoją dziwką na zawołanie.
- Czy Ty siebie słyszysz?
- Tak, a teraz wybacz, ale muszę wrócić do swoich obowiązków.
Chwyciłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Może i za ostro go potraktowałam, ale niech sobie nie myśli, że będę go na jego zawołanie, co to to nie.
Po godzinie wszyscy zaczęli się już zbierać, ja uczyniłam to samo. Już chciałam zanosić sprzęt do biura kiedy zdyszany podbiegł do mnie Łukasz.
- Robimy dzisiaj imprezę. Musisz być.- powiedział krótko.
- Jaką imprezę?
- No normalną. Za godzinę masz być w naszym domu, bez żadnego ale. Cześć.
- Cześć.- rzuciłam, ale nie usłyszał.
No to pięknie. Szybko zaniosłam sprzęt i pobiegłam do domu. Drzwi były zamknięte, pewnie Ola gdzieś wyszła. Otworzyłam drzwi, rzuciłam torbę na kanapę i poszłam szukać sobie jakiegoś sensownego ubioru. W oczy rzuciła mi się kartka która leżała na moim łóżku. Był to list od Oli. 
Przepraszam Cię bardzo, ale musiałam wyjechać na kilka tygodni. 
Rodzice mnie o to poprosili i nie mogłam im odmówić. Mają małe problemy. Bardzo przepraszam, ze Cię tu samą zostawiłam, ale musiałam wrócić. Zadzwoń jak to odczytasz.
Oliwia :*

No genialnie, teraz jestem tu sama. Jak palec. Usiadłam na łóżku i nie wiadomo kiedy przysnęłam. 
Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Był to Łukasz, więc szybko odebrałam.
- Gdzie Ty jesteś?
- Jak to gdzie? W domu.
- Masz 15 minut i ani sekundy dłużej.- rozłączył się. 
No właśnie. Nagle mnie olśniło. Miałam dziś iść na imprezę do Piszczka. 
Szybko wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i się przebrałam. Nie były to rzeczy odpowiednie na imprezę, ale obstawiałam, że będzie to jakiś grill czy coś więc w tym mi będzie najwygodniej. Spięłam włosy w koka, nałożyłam lekki makijaż i ruszyłam na tą ich wixę.
Po dziesięciu minutach doszłam. Poszłam od razu do ogrodu bo tak znajdowała się większa część towarzystwa. Z każdym się przywitałam i usiadłam na huśtawce. Naturalnie szybko podszedł do mnie Mario.
- Co jest? Jesteś taka jakby smutna?- zapytał z troską.
- Jestem po prostu zmęczona.- powiedziałam i przesiedzieliśmy może pięć minut kiedy znowu się odezwałam.- Oliwia wyjechała.
- Jak to?- zapytał zdziwiony. 
- Normalnie. Ma jakieś rodzinne problemy. Najgorsze jest to, że zostałam tu całkiem sama, jak palec.
- Jak to sama, masz mnie głuptasku.- oznajmił i mnie przytulił.

***
A więc postanowiłam przemyśleć sobie kilka rzeczy i doszłam do wniosku, że nie mogę przestać pisać. Daje mi to dużą satysfakcję. To co wcześniej napisałam, po prostu było pod wpływem emocji, byłam zła i jednocześnie zrozpaczona. Obiecałam sobie, że kiedy Mario zagra pierwszy raz już w Bayernie to na pewno obejrzę ten mecz. Nie mogłabym tego przegapić.
Rozdział taki sobie...wiem... ale nie byłam w stanie nic lepszego wymyślić. 
JEŚLI JUŻ CZYTASZ TO KOMENTUJ.    To dla mnie wiele znaczy. 

5 komentarzy:

  1. fajne !
    zapraszam http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/04/rozdzia-24.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste! <3
    Czekam na nexta!
    Zapraszam do mnie
    sylwunia09.blogspot.com
    bvbstory.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne,fajne.Cieszę się ,że nie kończysz.=)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowość!
    http://m-i-marianna.blogspot.com/
    &
    http://sweet-y-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny
    czekam na kolejny
    zapraszam do mnie :
    http://triopoland.blogspot.com/
    http://aleksandraimarcostory.blogspot.com/2013/05/rozdzia-24.html
    Mile widziany komentarz

    OdpowiedzUsuń