.

.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 10




No pięknie. Widać, że wiadomość bardzo go zszokowała. Tylko ciekawe kogo teraz ratować. Ja zwijałam się z bólu mogąc stracić dziecko, a obok mnie leżał nieprzytomny Reus. Domyślam się, że z perspektywy innych to mogło wyglądać co najmniej dziwacznie.
Dobrze, że karetka szybko przyjechała bo jeszcze chwila, a bym nie wytrzymała z bólu. 
Nie byłam w stanie sama do niej wejść więc zanieśli mnie do niej na noszach.
Niestety nie wytrzymałam napięcia, straciłam przytomność i zupełnie nie wiedziałam co się dalej działo.
Obudziłam się dopiero w szpitalu. Podszedł do mnie lekarz i powiedział.
- Zrobiliśmy pani najpotrzebniejsze badania i niestety mam przykrą wiadomość...
- Niech pan nawet nie mówi, że straciłam dziecko, nie chcę tego słyszeć...
- No niestety, nie mogliśmy nic zrobić, uderzenie było za silne...
- Nie mam ochoty tego słuchać.- wybiegłam z gabinetu z głośnym płaczem.
W poczekalni czekali na mnie przyjaciele i już przytomny Marco. Ominęłam ich z zawrotną prędkością, biegłam tak szybko, że ledwie mnie zauważyli, ale pech chciał, że jednak to zrobili i wszyscy udali się za mną. 
- Martyna, stój.- Olka chwyciła mnie za rękę.
- Zostaw mnie!- próbowałam się jej wyrwać, ale nie dałam rady.
- Co się stało? Możesz mi wyjaśnić?
- Mam Ci wyjaśnić? Naprawdę tego chcesz? No dobra. Niestety, ale nie zostaniesz ciocią. Poroniłam.- wtuliłam się w nią zanosząc się od płaczu.
Wszyscy stali jak wryci, a Marco znowu był bliski stracenia przytomności. 
Łkałam jak nienormalna. Wreszcie otarłam łzy i poprosiłam Olę, abyśmy poszły do domu. 
Kiedy doszłyśmy szybkim krokiem ruszyłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Oliwia nawet nie próbowała się dobijać, wiedziała co przeżywam, sama nawet popłakała się jak małe dziecko. Nagle do mieszkania wparował jak poparzony Marco.
- Ola...- przytulił ją tak mocno jak mógł.
- Jeszcze Ty? Mój t-shirt wygląda jak ścierka do podłogi.- powiedziała Oliwia chcąc rozładować jakoś atmosferę, ale ten jeszcze bardziej się popłakał.- Pewnie przyszedłeś do Martyny, ale niestety muszę Cię zmartwić, nie wpuszczę Cię do niej.
- Jak to? Niby dlaczego?
- Myślę, że potrzebuje czasu, żeby oswoić się z tą stratą, a durne teksty typu: ,, nie martw się, wszystko będzie dobrze'' zdadzą się na nic i jeszcze bardziej ją zdołują.
- Rozumiem, w sumie masz rację, ale nie zapominaj, że w ostatniej chwili dowiedziałem się, że to także było moje dziecko więc należą mi się jakieś wyjaśnienia.
- Dobrze, to usiądźmy, wytłumaczę Ci wszystko.- chwyciła go za rękę i usiedli na kanapie.- Martyna nie chciała Ci o tym powiedzieć. Była tak uparta, że mimo wszystko na nic zdały się moje prośby. Uważała, że dziecko zniszczy CI życie i karierę, nie chciała abyś pchał się w pieluchy, jednym słowem zrobiła to dla Twojego dobra. No niestety oboje wiemy, że powinna Cię o tym poinformować, ale nijak nie mogłam jej zmusić.
- Może gdyby mi powiedziała wszystko potoczyłoby się inaczej.- łzy zaczęły mu spływać po policzku.
- Teraz to możemy sobie pogdybać, na nic raczej to się nie zda.- Oliwia ciężko westchnęła i zaczęła mówić dalej.- Martyna na początku nie chciała tego dziecka, a nawet, myślała o aborcji, ale na szczęście udało mi się ją odwieść od tych myśli. Po kilku dniach pogodziła się z tą wiadomością, a kiedy poszłyśmy na pierwsze badania USG, już na dobre oswoiła się z tą myślą, że zostanie matką. Wychodząc dziś z domu, powiedziała, że nie pozwoliłaby na zrobienie krzywdy swojemu maleństwu. O czekaj mam nawet pierwsze zdjęcie, jeśli jesteś w stanie mogę Ci je pokazać.
- No jasne, pokaż. 
- Proszę, masz.- Olka wyjęła zdjęcie z portwela. 
Mimo iż nie było na nim praktycznie widać, ten jednak wpatrywał się w nie z zapartym tchem. Uśmiechał się i jednocześnie ocierał łzy. 
- Nie wierzę, kiedy patrzę na to zdjęcie to... nie dokończył bo znowu rozryczał się jak małe dziecko.
                                                  
Oliwia.
Jak na niego patrzałam to aż mi się serce krajało. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie tak cierpiał po utracie dziecka o którym dopiero dzisiaj się dowiedział. Widziałam, że pokochał jej momentalnie i cierpi tak samo jak Martyna, ale jak ja mogłam im pomóc? Nie potrafiłam patrzeć na to jak bardzo cierpią, ale też nie mogłam nic zrobić. 
Naprawdę żałuję, że puściłam ją na ten trening. Poniekąd to niestety, ale moja wina.


- Ola! Ej!- szarpałam ją za ramię, ale ta ani drgnęła.
- Co? Martyna?- spytała zszokowana.
- Wołam Cię od dobrych dziesięciu minut.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Potrzebujesz czegoś? Chcesz pogadać?
- Był tutaj Reus prawda?
- A już go nie ma?- zrobiła dziwną minę i spojrzała się na mnie jak na idiotkę.
- Jak widać. Powiedziałaś mu wszystko? Całkowicie wszystko?
- Tak. Nie miałam innego wyjścia, w końcu jemu też należały się jakieś wyjaśnienia. 
- Rozumiem. Nie mam o to do Ciebie żalu. A powiedz mi jaka była jego reakcja?
- Pokazałam mu zdjęcie.- kiedy mówiła łzy napływały jej do oczu.- Patrzał na nie niczym w obrazek. Uśmiechał się jednocześnie płacząc. 
- Gdybym wiedziała, że to się tak potoczy powiedziałabym mu.- wybuchłam głośnym płaczem.
- Oj, nie obwiniaj się. To nie Twoja wina.- przytuliła mnie.
- Nie masz pojęcia jak się czuje.- wreszcie zdobyłam się na szczerą rozmowę.- Mimo iż to był dopiero pierwszy miesiąc  pokochałam to maleństwo jak najbardziej potrafiłam, poczułam ten instynkt macierzyński, nie mogłam się doczekać narodzin mojego serduszka.  Nie, nie potrafię sobie z tym poradzić, straciłam mój największy skarb, nigdy sobie tego nie wybaczę.- w tym momencie wyłam już jak małe dziecko.
Oliwia nic nie mówiła, tylko przytuliła mnie z całej siły. Tego właśnie potrzebowałam. Nie chciałam, aby kto kolwiek spuszczał się na te denne teksty i mnie pocieszał, przecież oczywiste jest to, że one nic nie dadzą. 
Myślę, że z czasem pogodzę się z utratą mojego skarbeńka, ale na razie nie. Nawet nie mam zamiaru robić tego na siłę. Widocznie nie było mi pisane macierzyństwo.


***

Jeśli chodzi o wczorajszy mecz to jestem megaaaa zadowolona. Borussia przeszła to półfinału i to jest najważniejsze. Gol Reusa fantastyczny, ale jednak gol Santany zasługuję na największą uwagę. Jestem baaardzo szczęśliwa, że wygrali. Coś niesamowitego! <3
Wiem, że krótki i jednym słowem do dupy, ale jeśli czytacie, to komentujcie, przez to motywujecie mnie do dalszego pisania :)

6 komentarzy:

  1. Opamiętaj się!
    Twoje opowiadanie jest zajebiste! Tylko pozazdrościć talentu <3 Ten rozdział również klasa światowa :)
    Czekam na kolejny!
    Wczorajszy mecz zapamiętam na długo ♥ HEJA BVB!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział xD Masz talent! :) Już czekam na następny! ;)
    Mecz wygrany więc jestem spokojna :) Poza tym że chciałam z tej okazji udusić koleżankę (tak okazuję radość) to jest super! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko ten rozdział jest GENIALNY!!!
    Czekam na następny z wielką niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział zajebisty :)
    Będe czytać i komentować tego bloga
    Zazdroszcze talentu

    Zapraszam do mnie :
    http://aleksandraimarcostory.blogspot.com/2013/04/rozdzia-20-czii.html
    Miły był by komentarz
    Ps.Dodaje do obserwatorów

    OdpowiedzUsuń
  5. super ! nie mogę się doczekać nastepnego !
    zapraszam http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/04/rozdzia-18.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, czekam na kolejny.
    Zapraszam do mnie
    Lenka-borussia-story.blogspot.com
    Nowe-zycie-z-bvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń