Nie
spodziewałam się tego, że nasz związek będzie się tak szybko rozwijał.
Wiedziałam, że wkrótce dojdzie do przeprowadzki, ale nie sądziłam, że nastąpi
to w takim rekordowym tempie. Naturalnie próbowałam jeszcze przekonać Mario, iż
to nie jest najlepszy pomysł, ale się uparł i nie miałam nic do gadania. Więc
od razu po treningu pojechaliśmy do mojego mieszkania pakować rzeczy.
Oczywiście to też nie mogło poczekać.
-
A może pozbędziesz się niektórych rzeczy?
Popatrz na tą bluzkę, jestem pewny, że nigdy jej nie ubierzesz.-
oznajmił spokojnie.
-
Skąd to możesz wiedzieć.- odparłam oburzona.- Skoro przeszkadza Ci ilość moich
rzeczy to lepiej w ogóle zrezygnujmy z tej przeprowadzki.
-
Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi i już nie wykręcaj kota ogonem. Jest tu mnóstwo
rzeczy których nie włożyłaś na siebie ani razu i obije wiemy, że tego nie
zrobisz, więc miło by było gdybyś je oddała na przykład do domu dziecka. To
bardzo szlachetny cel.
-
Ale…- już chciałam coś powiedzieć, tylko mi przerwał.
-
Nie ma żadnego ale. To co Ci nie jest potrzebne spakuj, a potem komuś to
oddamy.
-
No dobrze.- odparłam niechętnie i z miną smutnego psiaka wzięłam się za porządkowanie.
Fakt
zadziałało, bo spokojnie zmieściłam się w cztery walizki w dodatku bez żadnego
upychania. Natomiast obok stały pełne dwa worki rzeczy ,,niepotrzebnych’’.
-
No widzisz i dałaś radę.- obdarował mnie buziakiem w usta.
-
Było ciężko, ale się udało.- uśmiechnęłam się.
-
To w takim razie jedziemy.- wziął moje walizki, a ja targałam ciężkie wory.
Droga
do domu zajęła nam ponad pół godziny. Trwało by to krócej, ale musieliśmy się
jeszcze pozbyć tych gigantycznych worków. Powiem szczerze, że kiedy zobaczyłam
miny tych szczęśliwych dziewczyn w mniej więcej moim wieku momentalnie
przestalam żałować utraty większości mojej garderoby.
-
Witaj w domu.- na te słowa aż mi się zakręciła łezka w oku. Nie byłam tu
przecież pierwszy raz, ale teraz oficjalnie jestem mieszkanką tego jakże
okazałego domu.
-
Chodź, Pokażę Ci gdzie będziesz mogła trzymać swoje rzeczy, a i pamiętaj od
dzisiaj mamy wspólną sypialnie.- poruszał zabawnie brwiami, na co ja się
zaśmiałam i podążyłam za nim na górę.
Mario
był tak życzliwy, że ustąpił mi większą połowę swojej garderoby, która nie
powiem była bardzo duża. Oprowadził mnie potem po całym domu. W sumie już
kiedyś to zrobił, ale było to dawno więc nie pamiętam. Najpierw zaczął od już
naszej wspólnej łazienki która znajdowała się tuż obok sypialni. No i tak
dalej, zwiedziłam chyba każdy zakamarek tego domu. W sumie zakończyliśmy na kuchni gdzie właśnie w leżaczku spała sobie słodko maleńka Vicktoria.
Mario
na widok swojej córeczki podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w skroń.
Ten
gest tak mnie rozczulił, że mimowolnie się rozpłakałam.
-
Dlaczego płaczesz?- zapytał po czym otarł łzy z mojego policzka.
-
Bo to takie słodkie.- rozryczałam się na dobre.
-
Jak się kogoś kocha to zawsze tak jest.-
przytulił mnie i pocałował.- To też było słodkie?
-
Bardzo.- zaśmiałam się i uczyniłam to samo.
-
Dobra koniec tych czułości, chodź coś zjeść.
Po
skończonym oraz jakże pysznym obiedzie poszliśmy z Vicktorią na spacerek. Nie
mogłam się napatrzeć na to jak Mario znakomicie zajmuje się małą. Karmi,
przebiera. Jest świetnym ojcem. Widać jak bardzo kocha ta maleńką istotkę.
-
To co, możemy już iść księżniczko?- wyrwał mnie z zamyśleń.
-
No pewnie.- przytaknęłam.
Nie
ukrywam spacer nie należał do najprzyjemniejszego. To słodkie maleństwo
pokazało swoje prawdziwe oblicze. Płakała niemiłosiernie, żadne smoczki, Przytulanki
albo inne rzeczy tego typu nie pomagały. Wreszcie zdezorientowany Gotze
zadzwonił do opiekunki małej, ona na pewno będzie wiedziała jak zaradzić
wrzaskom małej Vicktorii.
-
Prawdopodobnie ma kolkę.- oznajmił.
-
Aha… a co z tym trzeba zrobić?- no tak, nie miałam pojęcia o zajmowaniu się
małymi dziećmi.
-
Musimy iść do domu i podać jej jakieś kropelki.
Po
upływie dziesięciu minut zasapani byliśmy już pod naszym domem. Wszyscy troje
płakaliśmy. Mała z powodu, że boli ją brzuszek, a my dlatego, że płacze.
W
trybie natychmiastowym podałam jej te kropelki które już po pięciu minutach
zaczęły działać. Mała przestała płakać, po czym natychmiast zasnęła. Mario
włożył ją do kołyski po czym usiadł obok mnie.
-
Jestem padnięta.- oparłam się o jego ramię.
-
Ja też. I wyobraź sobie, że tak jest każdy dzień.
-
Nie chce sobie tego wyobrażać. Tylko zastanawia mnie jedno, opiekujesz się
córeczką, trenujesz i masz jeszcze czas na spotykanie się ze mną? Nie mam
pojęcia jak Ty to robisz.
-
Bo widzisz. Kocham moją małą córeczkę, kocham to co robię no i kocham Ciebie.
Nie umiałbym zrezygnować chociażby z jednego. Za dużo dla mnie znaczy.
-
Mówiłam Ci już jaki jesteś słodki?- uśmiechnęłam się.
-
No z kilka razy.- zaśmiał się po czym pocałował mnie namiętnie. Nasze pocałunki
były coraz zachłanniejsze. Chciałam tego, ale w ostatniej chwili przypomniałam
sobie o małej.
- A jak Vicktoria się obudzi?- wyszeptałam
pomiędzy pocałunkami.
-
Nie martw się, ma mocny sen.- zaśmiał się po czym powędrowaliśmy do sypialni
dając upust naszej miłości.
***
Wybaczcie, że racze was takim ścierwem, ale ostatnimi czasy mam małe problemy z weną. Jest mi niezmiernie przykro, ze liczba komentarzy tak gwałtownie spadła, dlatego taki mały szantażyk. 6 komentarzy= następny rozdział.
Rozdział świetny,taki rodzinny ach.. *_* czekam na nn ;)))
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Mario pomyślał o tym domu dziecka. Przydadzą się im te ubrania.
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTĘPNY.!!!!!
OdpowiedzUsuńMmm.Jakie słodziaczki. So sweet.=)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.:)
To wcale nie jest ścierwo! Rozdział cudowny jak zwykle ;P :)
OdpowiedzUsuń6 komencik!!!!!!!!!!!!! dawaj następny! ! !
OdpowiedzUsuń