.

.

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 29

Nie spodziewałam się tego, że nasz związek będzie się tak szybko rozwijał. Wiedziałam, że wkrótce dojdzie do przeprowadzki, ale nie sądziłam, że nastąpi to w takim rekordowym tempie. Naturalnie próbowałam jeszcze przekonać Mario, iż to nie jest najlepszy pomysł, ale się uparł i nie miałam nic do gadania. Więc od razu po treningu pojechaliśmy do mojego mieszkania pakować rzeczy. Oczywiście to też nie mogło poczekać.
- A może pozbędziesz się niektórych rzeczy?  Popatrz na tą bluzkę, jestem pewny, że nigdy jej nie ubierzesz.- oznajmił spokojnie.
- Skąd to możesz wiedzieć.- odparłam oburzona.- Skoro przeszkadza Ci ilość moich rzeczy to lepiej w ogóle zrezygnujmy z tej przeprowadzki.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi i już nie wykręcaj kota ogonem. Jest tu mnóstwo rzeczy których nie włożyłaś na siebie ani razu i obije wiemy, że tego nie zrobisz, więc miło by było gdybyś je oddała na przykład do domu dziecka. To bardzo szlachetny cel.
- Ale…- już chciałam coś powiedzieć, tylko mi przerwał.
- Nie ma żadnego ale. To co Ci nie jest potrzebne spakuj, a potem komuś to oddamy.
- No dobrze.- odparłam niechętnie i z miną smutnego psiaka wzięłam się  za porządkowanie.
Fakt zadziałało, bo spokojnie zmieściłam się w cztery walizki w dodatku bez żadnego upychania. Natomiast obok stały pełne dwa worki rzeczy ,,niepotrzebnych’’.
- No widzisz i dałaś radę.- obdarował mnie buziakiem w usta.
- Było ciężko, ale się udało.- uśmiechnęłam się.
- To w takim razie jedziemy.- wziął moje walizki, a ja targałam ciężkie wory.

Droga do domu zajęła nam ponad pół godziny. Trwało by to krócej, ale musieliśmy się jeszcze pozbyć tych gigantycznych worków. Powiem szczerze, że kiedy zobaczyłam miny tych szczęśliwych dziewczyn w mniej więcej moim wieku momentalnie przestalam żałować utraty większości mojej garderoby.
- Witaj w domu.- na te słowa aż mi się zakręciła łezka w oku. Nie byłam tu przecież pierwszy raz, ale teraz oficjalnie jestem mieszkanką tego jakże okazałego domu.
- Chodź, Pokażę Ci gdzie będziesz mogła trzymać swoje rzeczy, a i pamiętaj od dzisiaj mamy wspólną sypialnie.- poruszał zabawnie brwiami, na co ja się zaśmiałam i podążyłam za nim na górę.
Mario był tak życzliwy, że ustąpił mi większą połowę swojej garderoby, która nie powiem była bardzo duża. Oprowadził mnie potem po całym domu. W sumie już kiedyś to zrobił, ale było to dawno więc nie pamiętam. Najpierw zaczął od już naszej wspólnej łazienki która znajdowała się tuż obok sypialni. No i tak dalej, zwiedziłam chyba każdy zakamarek tego domu. W sumie zakończyliśmy na kuchni gdzie właśnie w leżaczku spała sobie słodko maleńka Vicktoria.
Mario na widok swojej córeczki podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w skroń.
Ten gest tak mnie rozczulił, że mimowolnie się rozpłakałam.
- Dlaczego płaczesz?- zapytał po czym otarł łzy z mojego policzka.
- Bo to takie słodkie.- rozryczałam się na dobre.
- Jak się kogoś kocha to zawsze tak jest.-  przytulił mnie i pocałował.- To też było słodkie?
- Bardzo.- zaśmiałam się i uczyniłam to samo.
- Dobra koniec tych czułości, chodź coś zjeść.
Po skończonym oraz jakże pysznym obiedzie poszliśmy z Vicktorią na spacerek. Nie mogłam się napatrzeć na to jak Mario znakomicie zajmuje się małą. Karmi, przebiera. Jest świetnym ojcem. Widać jak bardzo kocha ta maleńką istotkę.
- To co, możemy już iść księżniczko?- wyrwał mnie z zamyśleń.
- No pewnie.- przytaknęłam.

Nie ukrywam spacer nie należał do najprzyjemniejszego. To słodkie maleństwo pokazało swoje prawdziwe oblicze. Płakała niemiłosiernie, żadne smoczki, Przytulanki albo inne rzeczy tego typu nie pomagały. Wreszcie zdezorientowany Gotze zadzwonił do opiekunki małej, ona na pewno będzie wiedziała jak zaradzić wrzaskom małej Vicktorii.
- Prawdopodobnie ma kolkę.- oznajmił.
- Aha… a co z tym trzeba zrobić?- no tak, nie miałam pojęcia o zajmowaniu się małymi dziećmi.
- Musimy iść do domu i podać jej jakieś kropelki.

Po upływie dziesięciu minut zasapani byliśmy już pod naszym domem. Wszyscy troje płakaliśmy. Mała z powodu, że boli ją brzuszek, a my dlatego, że płacze.
W trybie natychmiastowym podałam jej te kropelki które już po pięciu minutach zaczęły działać. Mała przestała płakać, po czym natychmiast zasnęła. Mario włożył ją do kołyski po czym usiadł obok mnie.
- Jestem padnięta.- oparłam się o jego ramię.
- Ja też. I wyobraź sobie, że tak jest każdy dzień.
- Nie chce sobie tego wyobrażać. Tylko zastanawia mnie jedno, opiekujesz się córeczką, trenujesz i masz jeszcze czas na spotykanie się ze mną? Nie mam pojęcia jak Ty to robisz.
- Bo widzisz. Kocham moją małą córeczkę, kocham to co robię no i kocham Ciebie. Nie umiałbym zrezygnować chociażby z jednego. Za dużo dla mnie znaczy.
- Mówiłam Ci już jaki jesteś słodki?- uśmiechnęłam się.
- No z kilka razy.- zaśmiał się po czym pocałował mnie namiętnie. Nasze pocałunki były coraz zachłanniejsze. Chciałam tego, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie o małej.
- A jak Vicktoria się obudzi?- wyszeptałam pomiędzy pocałunkami.

- Nie martw się, ma mocny sen.- zaśmiał się po czym powędrowaliśmy do sypialni dając upust naszej miłości.     


***

Wybaczcie, że racze was takim ścierwem, ale ostatnimi czasy mam małe problemy z weną. Jest mi niezmiernie przykro, ze liczba komentarzy tak gwałtownie spadła, dlatego taki mały szantażyk. 6 komentarzy= następny rozdział. 

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 28

Usłyszałam ciche chrząknięcie, po chwili dopiero zorientowałam się, że to ja wydałam ten dźwięk. Mimo iż był środek lata na dworze wydawało się być dosyć chłodno oraz ponuro. Wtuliłam się głębiej pod skotłowaną już kołdrę, przymknęłam powieki, chroniąc oczy przed blaskiem letniego poranku, lecz błoga idylla nie potrwała długo. 
Przez chwilę coś mi nie pasowało, potem jednak doszłam do wniosku, że właśnie zaczął się sezon o wypadałoby mi iść do pracy lub też się nie spóźnić pierwszego dnia. Niechętnie się przeciągnęłam i poczęłam wstawać z łóżka. Niestety nie szło mi to najlepiej. Sturlałam się na podłogę by po chwili móc na niej znowu odpłynąć w krainę morfeusza. No i znowu coś przerwało tą piękną chwilę, a może ktoś. Poczłapałam niechętnie do drzwi. Otworzyłam je i z powrotem poszłam do mojego pokoju. Rzucając się przy tym na łóżko.
- Czemu jeszcze nie wstajesz?- zapytał Mario.
- Spodziewałam się milszego powitania.- mruknęłam pod nosem.
- Na przykład jakiego?- posłał mi uśmiech.
- No może na przykład: Cześć kochanie, jak się cieszę, że Cię widzę, umierałem z tęsknoty.
- Zabawna jesteś.- zaśmiał się.- Ale skoro już nalegasz to hej skarbie.- pocałował mnie. 
- Miło.- powiedziałam zirytowana.- Tak właściwie to która jest godzina?- wymruczałam zaspana.
- Dokładnie jest 10.30 więc jeśli chcesz zdążyć to radzę Ci się pospieszyć.
- No fakt. Masz rację.- przyznałam niechętnie.- W takim bądź razie ja się ubiorę, a Ty kochanie zrobisz mi śniadanie.
- Marzenie kochana.- zaśmiał się.
- Pozwolisz, aby Twoja najukochańsza na świecie dziewczyna poszła do pracy głodna?- zrobiłam minę a'la kot ze Shreka. 
- No dobrze, niech Ci będzie. W takim razie co księżniczka sobie życzy? 
- Poproszę owsiankę z rodzynkami i suszonymi jabłkami.- uśmiechnęłam się. 
- Jak sobie życzysz.- głośno westchnął i udał się do kuchni.
- Zimno jest czy ciepło?- zawołałam tak głośno, aby usłyszał.
- Średnio, więc lepiej weź ze sobą jakąś bluzę.- odparł.
- Ok dzięki.- odpowiedziałam i zaczęłam poszukiwania. 
W ostateczności zdecydowałam się na to. Szybko wykonałam poranną toaletę, włosy spięłam w niedbałego koka i ruszyłam do kuchni by po chwili móc zajadać się pyszną owsianką. Co jak co, ale to mu wyszło znakomicie.
- Świetne to.- mówiłam z pełnymi ustami, zachwycając się.
- Widzisz skarbie, ma się tą rękę do gotowania.- pocałował mnie w policzek.
- Tak, tak. Wlewaj sobie.- zaśmiałam się.- A gdzie jest moja księżniczka?
- No a gdzie ma być? Jest w domu z opiekunką. Nie zabiorę jej przecież na trening. 
- No a czemu nie? Chociaż raz byś mógł. 
- Nie przesadzaj. Ma dopiero dwa miesiące, jeszcze się nachodzi na te treningi. 
- A nie chciałbyś chociaż raz pochwalić się swoją córeczką?
- Kiedyś tak. Teraz jest za mała na wypady bez opieki tatusia.- oznajmił dumnie.
- Troskliwy tatuś.- odparłam kończąc śniadanie. 
- Dobrze, w takim razie się zbieramy. Chodź.- chwycił mnie za rękę, ledwo co zdążyłam zabrać torebkę
Szybkim krokiem wyszliśmy z mieszkania i zmierzaliśmy wprost do samochodu  Mario.
Jak na dobrze wychowanego przystało otworzył mi drzwi, ja natomiast szybko wsiadłam do środka, zaciągając się przyjemnym zapachem zapinając przy tym pasy. 
Dobre dziesięć minut zajęła nam droga. Oczywiście nie obyło się bez małego spóźnienia. Bez tego nie bylibyśmy sobą. Po przekroczeniu progu stadionu każde z nas rozeszło się w swoją stronę żegnając się przy tym namiętnym pocałunkiem.  Po wejściu do gabinetu szybko wzięłam swój sprzęt i poszłam na stadion. Oczywiście trener wygłosił ,,krótkie'' przemówienie dotyczące nowych osób w kadrze oraz takich formalnych rzeczy. Nie słuchałam ponieważ mnie to nie dotyczyło, ale kiedy zwrócił się do mnie i oznajmił, że od tego sezonu moją pracę zacznie nowy fotograf zamurowało mnie.
- Ale jak to?- wydukałam.
- To nie jest moja decyzja tylko zarządu. Sprzeciwiłem się, ale uwierz moje prośby na nic się nie zdały. Z przykrością Ci o tym mówię, ale to ostatni dzień Twojej pracy w Borussi. 

,, Ostatni dzień Twojej pracy w Borussi''.- Po tych słowach po moich policzkach popłynął potok łez. Nie dość, że przyzwyczaiłam się do moich zwariowanych chłopców to jeszcze straciłam jedyne źródło utrzymania. Jak ja teraz opłacę studia, mieszkanie. Kątem oka zauważyłam, że Mario próbuję jeszcze coś wskórać i prowadził zaciętą konwersację z trenerem, ale jak mniemam na nic to się nie zda.   Po chwili objął mnie mocno. Wtuliłam się w niego i pozwoliłam moim oczom wylać kolejną dawkę łez. Dobrze, że chociaż w nim mam wsparcie. 
Zdruzgotana całym zajście, chwyciłam aparat i przystąpiłam do mojego obowiązku. 
Z racji, że dzisiaj trening był krótszy, więc po trzech godzinach chłopcy udali się do szatni, a ja po resztę swoich rzeczy. Statywy, obiektywy, pokrowce. Miałam tu wszystko. Wkładałam w tą pracę całe serce, ale tak to jest. Jak już się zacznie układać, zawsze coś stanie na drodze, co musi wszystko zniszczyć.
- No już nie płacz skarbie.- przytulił mnie Mario widząc jak bardzo cierpię.
- A ja tak się starałam.- wydukałam.
- Nie przejmuj się. Jeszcze zrozumieją, że pozbyli się świetnego fotografa.- starał się mnie pocieszyć.
- Ale to już nie chodzi o to. Ta praca to było moje jedyne źródło utrzymania. Z czego zapłacę studia, czynsz. To wszystko kosztuję, a ja nie znajdę tak szybko pracy. 
- Przeprowadzisz się do mnie.- oznajmił.
- No Ty chyba żartujesz?- odparłam zszokowana.- Nie mogę być na Twoim utrzymaniu.
- Nie będziesz. Jesteś moją dziewczyną, kocham Cię nad życie i zamieszkasz ze mną czy chcesz tego czy nie. Chyba na tym polega związek, aby pomagać sobie w tych trudnych chwilach.
- Jesteś pewny?
- Niczego nie byłem bardziej pewny. Zamieszkamy we trójkę i stworzymy szczęśliwą, kochającą się rodzinę.- pocałował mnie w czoło.

***

I znowu szczęśliwie. Bardzo dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze. Dzięki temu mam chęć do pisania oraz motywację. 
Jeszcze jedno CZYTASZ- KOMENTUJESZ.
Gorąco pozdrawiam :*

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 27

~Miłość nie powinna prosić [...] ani żądać. Miłość musi posiadać siłę, dzięki której dojdzie sama w sobie do pewności. I wtedy nie ją cokolwiek ciągnąć będzie, lecz ona zacznie przyciągać.~ 



- To co robimy?- zapytał już znudzony Mario moim zachowaniem między innymi. 
- Spacer.- krzyknęłam.
- Przez te dwa dni mała mała przywiązała się bardziej do Ciebie niż do mnie.- powiedział nie ukrywając niezadowolenia. 
- Zazdrosny jesteś o swoją córeczkę?- poruszyłam śmiesznie brwiami. 
- Nie no nie jestem zazdrosny, co Ci przyszło do tej ślicznej główki.- zaśmiał się.
- Teraz już się nie wymigasz. Dobrze wiem, że jesteś.- pokazałam mu język.
- Dobrze, niech Ci już będzie. Jestem. Przyznałem się tylko po to, bo nie chce się z Tobą kłócić.
- Słodki jesteś wiesz?- pocałowałam go w policzek.
- A to za co?- zapytał zdziwiony. 
- Za całokształt.- zaśmiałam się.- Pakuj Vicktorię i idziemy na spacerek.
Jak kazałam tak zrobił. Włożył małą do wózka i po chwili byliśmy już w drodze na spacer. Oczywiście poszliśmy do parku. Wiadomo świeże powietrze, a to służy najbardziej maleństwu. Vicktoria szybko usnęła więc przysiedliśmy sobie na jednej z ławek. 
Panowała między nami cisza, ale każde z nas wiedziało co chcę drugiemu powiedzieć. Kocham Cię- jedyne co mi przychodziło na język. Dobrze wiedziałam, że Mario jest mężczyzną z którym chcę spędzić resztę życia, ale mam wrażenie, że rana po zdradzie jest jeszcze za świeża, co prawda minął już prawie rok, ja jednak dalej nie mogłam się z tym pogodzić. Jednak musiałam szybko działać, bo znowu napatoczy się jakaś panienka. 
- O czym myślisz?- zapytał.
- A skąd wiesz, że o czymś myślę?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bo mówię do Ciebie od pięciu minut, a Ty nic. Kompletnie, nawet przez chwilę pomyślałem, że przestałaś oddychać.- zaśmiał się. 
- Bardzo śmieszne.- odparłam z sarkazmem.- Tak sobie myślę. O przyszłości. Czas się ustatkować. 
- Co masz na myśli?
- Muszę sobie kogoś znaleźć. Inaczej zostanę stara panną z mnóstwem kotów i kociątek. 
- Chyba żartujesz. Masz dopiero dwadzieścia lat. Na wielką miłość masz jeszcze czas.
- A Ty kiedy ją przeżyłeś? To znaczy tą wielką miłość?
- Dalej ją przeżywam.- posłał mi niewinny uśmiech.
- Tak? A kto jest tą szczęściarą?- Głupia się jeszcze pytam. Dobrze wiem, że to ja.
- Dobrze wiesz, że Ty.- zaśmiał się, zapewne z mojej bezmyślności. 
- Powtarzam się, ale jesteś słodki, mega przystojny i cały mój.- pocałowałam go namiętnie.- Kocham Cię i nie oddam Cię żadnej, nigdy więcej.- powtórzyłam czynność. 
- Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tych słów z Twojej strony, ale jednocześnie jestem zadowolony. Kocham Cię, nigdy nie przestałem i nigdy nie przestanę. Jesteś dla mnie całym światem, Ty i Vicktoria. Nie wyobrażam sobie życia bez was, dlatego chciałbym żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Tylko czy Ty chcesz?
- Oczywiście, że chcę.- pocałowałam go.
- Dlatego mam coś dla Ciebie.- wyjął z pudełka przepiękny naszyjnik, po czym zapiął mi go.- Jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.- wziął mnie na ręce i złożył na moich ustach pocałunek. 

Byłam taka szczęśliwa. Wreszcie los się do mnie uśmiechnął. Mam nadzieję, że już nigdy nie stracę tego co mam. Warto było pokonać tyle przeszkód by teraz móc powiedzieć ,,w końcu jestem szczęśliwa''.

- Razem już na zawsze?- zapytał Mario.
- Oczywiście. Nikt już nam nie przeszkodzi.- uśmiechnęłam się.
- Kocham Cię.- pocałował mnie w czoło.
- Ja Ciebie też. Bardzo...


***
Ot i takim miłym akcentem kończę ten rozdział. Musieli wreszcie do siebie wrócić, ja już sama nie mogłam wytrzymać. Wybaczcie tez, że taki krótki, ale ostatnio jakoś brakuje mi czasu na cokolwiek. Jeszcze do bloga, myślę, że pociągnę go do 30 rozdziałów i epilog? Co o tym myślicie?

Pozdrawiam :*



poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 26






 Znowu, to zrobiłam. Zachowuję się jak zwykła kobieta uprawiająca najstarszy zawód świata. Nie kocham Marco, wręcz przeciwnie. Jest moim przyjacielem na dobre i na złe. Nie chciałam, aby robił sobie nadzieję, ale jak zawsze robię potem myślę.  Znowu cholernie go ranię, w sumie ranię dwie osoby, bo przecież jest jeszcze Mario do którego chyba coś czuję. Ba! Na pewno coś czuję. To coś czym jest miłość. Ale ja jak zwykle musiałam wszystko zepsuć. Powoli zaczęło się układać, wydawało się, że już nic nie stoi mi na drodze do bycia szczęśliwą, a jednak. Z moich przemyśleń wyrwał mnie ochrypły głos towarzysza.
- Hej mała.- pogładził lewą dłonią mój policzek.
- Witaj.- uniosłam lekko kąciki ust.
- Jak się spało?- pocałował mnie, lecz tego nie odwzajemniłam.
- Nie najgorzej, a Tobie.- zapytałam.
Jednak w odpowiedzi dostałam tylko jego smutny wzrok. Chłopak szybko się ubrał i ruszył w stronę drzwi. Jednak byłam szybsza i jakoś zdołałam go zatrzymać.
- Po co to robisz?- chwycił mnie za nadgarstki.
- Nie możesz po prostu od tak odejść.- oznajmiłam.
- Wybacz, wczoraj troszkę mnie poniosło. Zapomnimy i będzie ok.
- Nie. Nic nie będzie dobrze. Znowu Cię stracę, a tego nie chcę.- przytuliłam go.- Jesteś najwspanialszym człowiekiem jakiego w życiu spotkałam, a zarazem jesteś moim przyjacielem. Nie pozwolę na to, aby seks kolejny raz przekreślił naszą przyjaźń. I jeżeli liczysz na to, że tak łatwo się mnie pozbędziesz, to się przeliczyłeś Reus.- powiedziałam jednym tchem.
- Posłuchaj mnie uważnie teraz.- objął dłońmi moją twarz.- Kochasz Mario tak?- zapytał.
- Tak, kocham.- przyznałam.
- I wyobraź sobie, że on tego nie odwzajemnia. Co byś w takiej sytuacji zrobiła?
- Starałabym się o jego względy. - odpowiedziałam pewnie. 
- Dobrze, a co byś zrobiła, gdyby Twoja najlepsza przyjaciółka też go kochała? Dałabyś jej wolną rękę, a sama byś cierpiała?
- Chyba...- zawahałam się.- W sumie nie mam pojęcia. Pewnie bym ustąpiła.- przyznałam.
- Widzisz. Ja zrobiłem to samo. Usunąłem się w cień i uznałem, że najważniejsze będzie Twoje szczęście, no i oczywiście szczęście najlepszego przyjaciela, dlatego odpuściłem. Mario dobrze wiedział, o moich uczuciach wobec Ciebie, ale mimo to nie chciałem stawać wam na drodze do szczęścia. Nie powinienem Ci tego mówić, ale za każdym razem kiedy Cię widzę, moje serce bije mocniej, o wiele mocniej. Naprawdę mam ogromną słabość do Twojej osoby. Kocham Cię i doskonale wiem co czuję.- pocałował mnie, tak delikatnie, a jednocześnie namiętnie.- Ale nie chce psuć tego co między nami jest. Wiem wczoraj to zrobiłem, chwila słabości, ale ja również wierzę, że mimo wszystko będziemy się przyjaźnić. Tylko pytanie czy chcesz?
- Oczywiście, że chcę. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, gdybym Cię straciła nie wybaczyłabym sobie tego. Tylko dobrze wiesz, że nie potrafię odwzajemnić Twojego uczucia, kocham Cię, ale jako przyjaciela.- powiedziałam, a z moich oczu wypłynęła jedna, samotna łza.
- Spokojnie maleńka, nie płacz. Niczego więcej nie oczekuję. Będzie ciężko, ale przyjaźń z Tobą zastępuję mi wszytko. Przy Tobie mogę być sobą, dla nas związek nie jest odpowiednim rozwiązaniem i zdaję sobie z tego sprawę, że nigdy nie będziemy razem. Po prostu chcę, abyś wiedziała co do Ciebie czuję.
- Jesteś wspaniały.- przytuliłam go.
- Wiem.- zaśmiał się.- A teraz się ubierz i chodź. Zrobimy śniadanie Twoim rodzicom. 
A więc ubrałam się, wykonałam poranną toaletę i udałam się do kuchni. Wraz z Marco przygotowaliśmy pyszne omlety ze szpinakiem, oraz naleśniki. Specjalnie dla mojego taty, który lubi taką odskocznię od zdrowego żywienia. Zachowywaliśmy się normalnie, nawet dosyć głośno czym obudziliśmy moich rodziców. Bezsprzecznie jednak usiedli przy stole i wszyscy razem zaczęliśmy konsumpcje. 
- Ale dzisiaj się nie wyspałam.- narzekała mama.
- Ja również. Ciekawe dlaczego.- wtórował jej tata.
- Może przez te krzyki z sąsiedniego pokoju?- oboje spojrzeli się na nas. 
Zrobiło mi się głupio, a nawet bardzo, za to mojemu towarzyszowi dopisywał humor, wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- No słucham wyjaśnień.- mówiła dalej mama.
- To dość śmieszna historia.- mówił Marco.
- Jaka znowu historia?
- A wie pani, Zapomniałem.- znowu wybuchł śmiechem. 
Mama rzuciła mi krzywe spojrzenie, tacie natomiast udzielił się humor Reus'a i sam powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, a ja siedziałam zdezorientowana zupełnie. Było mi strasznie głupio i nie chciałam dłużej przebywać w towarzystwie rodziców, a szczególnie mamy więc wzięłam się za sprzątanie. 

Siedziałam na kanapie i oglądałam jakiś durny program w dodatku po niemiecku. Marco już dawno poszedł oznajmiając, że ma coś ważnego do załatwienia, a rodzice poszli zwiedzać miasto. Nagle wpadłam w szał i jak głupia zaczęłam przeskakiwać z kanału na kanał śmiejąc się przy tym głośno. Nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł. Zorientowałam się dopiero kiedy usłyszałam płacz.
- Moja księżniczka.- wrzasnęłam i pobiegłam do korytarza. Szybko odebrałam ślicznotkę od Mario i zaczęłam ją tulić.
- A ja?- zapytał z udawanym smutkiem Gotze.
- Cześć tygrysie.- pocałowałam go w policzek.
- Od razu lepiej.- rozpromienił się.
- A co was do mnie sprowadza?- zapytałam.
- Wyszedłem z małą na spacer i ona stwierdziła, że chce iść w odwiedziny do cioci, a wiesz z tym małym diabełkiem nie warto się sprzeczać, więc musiałem przystać na jej prośbę.- zaśmiał się i pocałował małą w czoło.
- Tak, tak, teraz mówi, że jej tatuś jest idiotą i, że nie mam go słuchać.- zaśmiałam się.- Napijesz się czegoś?
- Tak, poproszę wodę.
Poszłam do kuchni, nalałam Mario wody i oczywiście przy okazji sobie dalej trzymając na rękach małą Vicktorię. Dopiero teraz zauważyłam jak ślicznie jest ona ubrana. Miała na sobie różowy dres który wyglądał na niej bosko i do tego maleńkie air max'y. Wyglądała prześlicznie. Widać, że tatusiek ma gust.- zaśmiałam się pod nosem i udałam się do salonu.
- Twoja córeczka jest przecudowna. No po prostu bym mogła ją schrupać.
- Może spraw sobie taką.-poruszał zabawnie brwiami.
- Nie chce. Wy mi w zupełności wystarczycie.- uśmiechnęłam się do niego i się przytuliłam. 


***
No i znowu mi nie wyszło, ale ostateczną ocenę zostawiam wam. Pamiętajcie CZYTASZ- KOMENTUJESZ. Bardzo wam dziękuję za te 13 tysięcy wyświetleń, jesteście wspaniali :) 

        

hjfgbwekjgfhef <333 Kocham, uwielbiam i wszystko razem <3