.

.

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 34



~Największym szczęściem jest dziecko. Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego.~





Wstałem niechętnie rano około dziewiątej. Niestety zaczęliśmy już treningi i opuszczenie choćby jednego skutkowałoby wyrzuceniem z pierwszego składu. Moje dziewczyny jeszcze smacznie spały, więc musiałem być cicho, aby ich nie obudzić. 
Oczywiście jak to rano wykonałem poranną toaletę, zjadłem śniadanie które zrobiłem też dla Martyny. W jakiś sposób chociaż postaram się ją odciążyć. Teraz w tym stanie powinna dużo odpoczywać. Może i jestem troszkę przewrażliwiony, ale martwię się o nią, tym bardziej, że ma jeszcze małą na głowie. 
Do treningu zostało mi jeszcze niespełna czterdzieści pięć minut więc wziąłem gazetę, usiadłem na kanapie i począłem ją czytać. Po około dziesięciu minutach na dół zeszła zaspana Martyna. 
- Cześć kochanie.- powiedziałem nie odrywając wzroku od gazety. 
- No hej.- odpowiedziała przeciągając się. 
- Na stole jest śniadanie i także jedzenie dla małej, a i jeszcze zrobiłem Ci herbatę leży na szafce, tylko wypij póki jest ciepła.
- Oj kochany jesteś.- posłała uśmiech w moją stronę. 
- Oj tam od razu kochany. Po prostu muszę dbać o moja ciężarną narzeczoną.- przytuliłem ją.- W takim razie lecę na trening. Pa. I pamiętaj żadnych kaw i tego typu rzeczy. Musisz się zdrowo odżywiać. 
- No ok. Leć już.- zaśmiała się. 
- Kocham cię.- pocałowałem ją przelotnie w policzek i wyszedłem z domu.


Dzisiaj wyjątkowo pierwszy byłem na stadionie. Nawet trener nie zaszczycił jeszcze swoją obecnością. No, ale nie dziwie się, trening miał się zacząć o 10.00, a jest 9.35, a nikt raczej nie przyjeżdża przed czasem, ba, często drużyna jest w komplecie kilkadziesiąt minut po czasie. Przebrałem się w strój treningowy i wyszedłem na murawę. Bardzo lubię takie momenty, gdzie jestem tylko ja i piłka. Chociaż wtedy mogę na moment się odstresować i zapomnieć na jakiś czas o wszystkich problemach które mnie trapią.
Niestety sielanka ni trwała długo, bo już o piętnastu minutach przyjechał Kuba i Piszczek. Tuż za nimi Robert, a potem już reszta drużyny. Oczywiście na końcu przyjechał Reus, który spóźnił się o całe dwadzieścia minut, lecz trener i tym razem przymknął na niego oko.  Jak zwykle zaczęliśmy od ćwiczeń, potem rozegraliśmy pomiędzy sobą mecz i tak minęły trzy godziny. Zmęczeni udaliśmy się do szatni i pędem pod prysznic. 
- A wiecie co muszę wam coś powiedzieć.- krzyknąłem.- Zostanę ojcem.- powiedziałem z radością.
- Przecież już jesteś.- odpowiedział Kevin.
- Kevin, idioto, ale po raz drugi.- upomniał do Marco.
- Aaaa. Teraz rozumiem. No to gratulacje stary. 
- Dzięki.- odparłem z uśmiechem.
- Ale wiesz co, jak będziesz się w takim szybkim tempie mnożył to musisz kupić większy dom.- palnął i stąd ni zowąd Hummels.
- A co zazdrościsz?
- Oczywiście. Przecież Ty sam jesteś duże dziecko i potrzebujesz opieki. Najlepiej naszej i to w jakimś dobrym klubie. Mam nadzieję, że chociaż nam drinka postawisz na tego typu okazję, godną do świętowania.- powiedział szczęśliwy Mats.
- Oczywiście, że tak. To o której idziemy?
- Proponuję siedemnastą. Ni to za wcześnie, ni za późno, pora idealna.- zaproponował Kevin. 
- Mnie pasuje, a wam?- zapytałem.
- Nam też.- odpowiedzieli wszyscy chórem.
- A więc o siedemnastej, przed tym klubem niedaleko domu Reus'a.  


Dzisiaj postanowiłam zrobić sobie dzień lenistwa i wreszcie zadbać o siebie. Razem z Cathy i Lisą umówiłyśmy się do kosmetyczki oraz na mały zabieg odprężający w SPA. Miałam tylko nadzieję, że Mario nie ma żadnych planów i zostanie z Victorią, ale co tam i tak nie będzie miał wyjścia.
- Cześć skarbie.- usłyszałam kroki w korytarzu.
- Hej młody. W kuchni jestem jak coś.
- Tylko nie młody, stara.- pocałował mnie w policzek. 
- Nie przeginaj.- pokiwałam mu palcem.- Siadaj do stołu. Zaraz podam Ci obiad. 
- A co jest dobrego?
- Risotto szpinakowe.- odpowiedziałam stawiając mu talerz przed nosem.
- Boże, musisz?
- Nie jojcz tylko jedz. Sam kazałeś mi się zdrowo odżywiać, a skoro ja to i Ty. Smacznego.- odparłam z uśmiechem.
- Nie dziękuję.- odpowiedział i zaczął jeść. 
- A właśnie, muszę Ci o czymś powiedzieć. Dzisiaj po południu wychodzę z dziewczynami i proszę Cię, abyś został z Victorią. 
- Ale jak to? Gdzie wychodzisz?
- No do SPA. Sam przecież mówiłeś, że mam o siebie dbać.
- Ale ja już miałem na dzisiaj plany. Chcieliśmy iść z chłopakami do klubu. 
- Oj, przykro. No to niech wpadną tutaj, pod warunkiem, że będziesz pilnował małej.
- Naprawdę? Mogą?
- No oczywiście. Nie martw się, nie jestem taka straszna na jaką wyglądam.
- Jesteś najukochańszą dziewczyna pod słońcem.
- Wiem.- zaśmiałam się i poszłam się przebrać.


Dochodziła już siedemnasta. Martyna już dawno poszła. Wszyscy powoli zaczęli się schodzić. 
- Tylko pamiętaj. Nie płacz, nie krzycz i nie obśliń znowu wujcia Kevina, jasne?- tłumaczyłem Victorii jak ma postępować, lecz ona tylko głupio się uśmiechała. Coś czuje, że da nam dzisiaj popalić. 
Pierwszy przyszedł Marco. Poprosiłem go, aby porozstawił w salonie przekąski które zrobiła moja ukochana. Ja natomiast w tym czasie karmiłem Victorię jakąś kaszką, papką czy cokolwiek to tam jest, w każdym bądź razie niesmaczne. 
- Patrz mała. Wujek Marco idzie do Ciebie.- powiedziałem do małej za co z zamian opluła mnie tą swoją papką. 
- No super, muszę się jeszcze przebrać.- mruknąłem do siebie.- Marco, przypilnuj małej.
- O stary, Ty sobie z jednym dzieckiem nie radzisz, a co będzie jak pojawi się drugie.
- Milcz.- uciszyłem go i poszedłem na górę.
Po ponad dziesięciu minutach wróciłem i widok który zastałem ucieszył mnie niezmiernie. Moja kochana córeczka wesoło dreptała sobie po salonie przy asyście swojego ulubionego wujka podśpiewując pod noskiem po swojemu jakąś piosenkę. 
- Nie wierzę.- krzyknąłem.- Ona chodzi. Jak Ty to zrobiłeś geniuszu?
- Wiesz, ma się to podejście do dzieci.- odparł dumnie.
- Ej, a gdzie ona teraz jest?
- Pewnie gdzieś poszła.
- Boże, same problemy.- mruknąłem sam do siebie i tak zaczęliśmy poszukiwania małej Victorii. Powoli schodzili się kolejni goście i kolejni i wreszcie byli już wszyscy, a małej jak nie ma tak nie ma. Spanikowany nie wiedziałem co robić, wreszcie Nuri wpadł na pomysł, aby poszukać jej w szafach. Mówił, że jego mały synek często tam się chowa. I bingo! Mała była w szafie na korytarzu. Spała. Wreszcie mogliśmy zacząć imprezę, ale Victorii nie spuszczałem z oczu, więc zbytnio nie piłem. 
- A więc wypijmy za nienarodzone dziecko które zmajstrował nasz tu oto obecny przyjaciel.- krzyknął Mats który miał już dosyć zresztą jak każdy, nawet ja. 
Mała spała na górze, a więc pozwoliłem sobie na więcej. Impreza trwała. 
- Mario, Mario gdzie masz miskę?- to jedyne co pamiętam.

- Hej. Wstawaj śpiochu.- poczułem jak ktoś mną potrząsa. Chciałem otworzyć oczy, ale ogromny ból głowy uniemożliwił mi to.
- Kto mnie budzi?- spytałem ledwo żywy.
- Tata.- usłyszałem dziki pisk.
- O Boże.- zdążyłem wypowiedzieć te słowa i poczułem jak jakieś małe łapki miziają mnie po twarzy i po włosach.- Victoria, na litość boską, zejdź z taty.- jęknąłem. 
- Nie trzeba było tyle pić. Chodź do mamusi, tatuś jest chory.- sytuację uratowała moja ukochana. Postanowiłem zwlec się z kanapy i poczłapałem do kuchni. 
- Hej.- usiadłem na krześle. 
- Hej, hej. Ja to się czuje jak nowo narodzona po wczorajszym dniu, a Ty? Szkoda gadać. Masz tabletkę i wodę. Dzwoniłam już do Kloppa i powiedziałam, że złapałeś jakąś grypę i nie pojawisz się na treningu. 
- Skarb nie kobieta.- mruknąłem pod nosem.- Kocham Cię.- uśmiechnąłem się lekko.



***

A więc kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Osobiście nie jestem zadowolona z niego bo troszkę nudny, ale ostateczną ocenę zostawiam wam. Liczę na wasze komentarze.
Pozdrawiam :*






8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny! Nie mogę się doczekać następnego!

    ola

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam ;*

    czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział , jak zwykle świetny !
    Ale chyba po ostatnich rozdziałach nastawiłam się wrogo do Mario i dziwnie mi się teraz czyta jego wyznania miłosne ...
    No nic ;D Czekam na kolejny rozdział ! <3

    Pozdrawiam, Karinka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świietnyy ;*

    czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział :)
    Ale fajnie że Martyna jest w ciąży ;P
    Mam nadzieję że Martyna i Mario nie będą się już kłócić chociaż...
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział, czekam na następny i zapraszam http://pomimowszystkokocham.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń