.

.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 33


~Kilka miesięcy później~



Wszystko poszło po naszej myśli. Po dwóch rozprawach sądowych sąd uznał, iż najlepszym rozwiązaniem jest to, że Victoria zostanie z nami. Niezmiernie się z tego faktu ucieszyliśmy, oczywiście finałem tego była huczna impreza na której Mario niestety, ale złamał sobie nogę. Biedaczek był pijany jak messerschmitt. No, ale nie dziwie mu się, taka okazja do świętowania nieczęsto się zdarza, a dziś z kolei świętujemy kolejną uroczystość. Czternastego sierpnia- moje dwudzieste pierwsze urodziny Strasznie szybko to zleciało. W Dortmundzie jestem już dwa lata. Przez ten czas nauczyłam się być matką, oraz co najważniejsze zostałam narzeczoną jednego z najlepszych piłkarzy niemieckich. 
Na całą imprezę zaprosiliśmy rodziców moich, oraz jego, najbliższych znajomych, miała nawet przyjechać Oliwia, ale mówiła, że to nic pewnego. Wynajęliśmy mała, kameralną restaurację na obrzeżach Dortmundu. Oczywiście nie byłam za tym, aby taką drobną uroczystość świętować tak hucznie, ale Mario się uparł i chcąc nie chcąc musiałam mu ulec. 

- Jesteś już gotowa?- krzyczał z salonu zniecierpliwiony Mario z ubraną już Victorią.
- Jeszcze chwilka. O już jestem. I jak wyglądam?- zapytałam szczęśliwa.
- Bardzo ładnie, ale wiesz, mogłaś tak bardziej oficjalnie. Ten strój jest dobry na spotkanie z przyjaciółmi. 
- No, a co to jest?! Wydaje mi się, że właśnie spotkanie z przyjaciółmi idioto. 
- Nie denerwuj się, chodzi mi o to, że po prostu mogłaś ubrać szpilki chociażby. 
- Jak chcesz tak narzekać, to sam sobie tam idź, beze mnie. Proste.- skrzyżowałam ręce i usiadłam na fotelu. 
- Oj misiu, no nie gniewaj się. 
- Jak to się nie gniewaj? Mam dosyć, co chwilę się mnie czepiasz. Czasami o byle gówno.
- No już spokojnie, chodź, jedziemy bo wszyscy już czekają. 

Droga zajęła nam niecałe pół godziny, zapewne byłoby szybciej, gdyby nie korki. Była dziewiętnasta, ale były one nadal ogromne. Dojechaliśmy na miejsce, zaczęła się zabawa, wszyscy byli szczęśliwi. Żyć nie umierać po prostu. Lecz dla mnie nie był to zbyt szczęśliwy dzień. Wiadomo, że powodem była ta kłótnia przed wyjazdem, ponieważ takie kłótnie zdarzają się coraz częściej. Czuję się jak w starym małżeństwie z co najmniej dwudziestoletnim stażem. Czasami mam ochotę się spakować i wyjechać najlepiej do Polski i nigdy nie wrócić. Wiem, że każde pary mają swoje wzloty i upadki, ale bez przesady.
- Coś się stało?- zapytała Agata Błaszczykowska i usiadła naprzeciwko mnie.
- Nie, a dlaczego pytasz?- wymusiłam uśmiech.
- Siedzisz już chyba z godzinę i tępo patrzysz się w jedno miejsce, stąd te przypuszczenia.- odparła.
- Po prostu troszkę źle się czuje.- skłamałam.
- Na pewno? Mnie się wydaje, że to coś innego Cię trapi.- dociekała.
- Nie, wszystko jest ok. Victoria śpi?- próbowałam zmienić temat.
- Tak. Może powiesz co się stało. 
- Możemy wyjść na zewnątrz? 
- Jasne.

Chwyciłam torebkę i udałam się za Agatą. Kiedy byłyśmy już na świeżym powietrzu powoli wyjęłam z torebki paczkę papierosów i odpaliłam jednego zaciągając się dymem.
- Od kiedy Ty palisz?
- Od kiedy moje problemy sięgnęły zenitu. 
- Wiedziałam, że jednak coś się stało. No mów, na pewno Ci ulży. 
- Mam już tego dosyć.- powiedziałam kolejny raz się zaciągając.
- Nie bardzo rozumiem.
- Wszystko się sypie. Nasz związek to już tylko przyzwyczajenie. Ciągła monotonia. 
- No wiesz przy dziecku często tak jest.- oznajmiła Agata nie rozumiejąc co mam na myśli.
- Tu nie chodzi o małą. Ją kocham jak własną córeczkę. Chodzi o Mario. Cały czas się kłócimy, znaczy on bo ja już nawet nic nie mówię, boję się, że mógłby podnieść na mnie rękę. Już raz to się zdarzyło. W przypływie emocji otrzymałam siarczyste uderzenie w policzek. Co prawda żałował tego, ale ja do tej pory mu nie wybaczyłam. Mam już tego dosyć rozumiesz?- podniosłam głos i wybuchnęłam płaczem. 
- Spokojnie. Już nie płacz.- przytuliła mnie.- Nie wierzę  po prostu w to co mówisz. Przecież to taki spokojny chłopak, wydawałoby się, że kocha Cię nad życie. 
- A widzisz jednak nie. I do tego doszedł jeszcze jeden problem i to nie mały. Jestem w trzecim tygodniu ciąży. Nie mam zielonego pojęcia co mam zrobić. 
- W tej sytuacji nawet nie wiem czy mam Ci pogratulować. Może przeprowadź się na jakiś czas do nas? Sytuacja się uspokoi i będziesz mogła wrócić, a tym bardziej w tym stanie nie powinnaś narażać się na stres. 
- Nie zostawię Victorii no i kocham go.- powiedziałam stanowczo.
- W takim razie musisz mu powiedzieć o ciąży. 
- Tak myślisz?
- Tak, właśnie tak myślę, a teraz wyrzuć tą fajkę bo trujesz to maleństwo.- wskazała na mój brzuch.
Mimowolnie się uśmiechnęłam i weszłyśmy do środka. Ja jako osoba niepijąca musiałam wszystkich odwieźć do domu. Najpierw wszystkich znajomych, a potem rodziców i Mario.


Na drugi dzień zanim wszyscy zwlekli się z łóżka było już południe. W potwornych nastrojach ze strasznym bólem głowy przechadzali się bezcelowo po mieszkaniu. Nawet moja mama która rzadko piję tym razem dała sobie upust i troszkę przesadziła z alkoholem. Wszystkim podałam tabletki przeciwbólowe oraz po butelce wody mineralnej która zniknęła w ułamku sekundy. Leczyłam ich domowymi sposobami, a mianowicie domowym rosołkiem i już o godzinie czternastej wszyscy byli jak nowo narodzeni. 
Postanowiłam zrobić obiad, a przy nim oznajmić wszystkim, że jestem w stanie błogosławionym. Po skończonym posiłku wstałam od stołu i zaczęłam swoją przemowę.
- A więc moi drodzy tutaj zebrani.- chciałam zacząć tak oficjalnie.- Muszę wam coś powiedzieć.
- Coś się stało córeczko?- zapytała z niepokojem mama.
- Właściwie to nic, a może jednak.- spojrzałam na Mario.- Chciałam wam powiedzieć, że jestem w trzecim tygodni ciąży.- odparłam jednym tchem i czekałam na reakcję reszty.
Rodzice niemniej zdziwieni tym faktem, jednak również ucieszeni zaczęli mi gratulować, tak samo moi przyszli teściowie. 
- Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę.- uśmiechnęłam się szeroko.
- No i zrobiłaś. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.- przytulił mnie.

Dochodziła godzina dwudziesta druga. Rodzice Mario już dawno pojechali do domu, natomiast moi rodzice już od godziny siedzieli w samolocie. Victoria spała, a my siedzieliśmy przy kominku rozkoszując się swoją obecnością. 
- Mam coś dla Ciebie.
- Co takiego? 
- Poczekaj momencik.- szybko pobiegłam do kuchni i z szuflady wyjęłam dość dużą białą kopertę. Wróciłam i podałam ją mojemu ukochanemu.
- Co to jest?- zapytał z ciekawością.
- Otwórz to zobaczysz.
W środku znajdowało się pierwsze zdjęcie USG naszego maluszka.
- Prawie nic nie widać, ale czuje, że to będzie chłopczyk. Nasz kochany synuś.
- Ja wolę kolejną dziewczynkę.- zaśmiałam się.
- Nie. Musi być chłopczyk. Mój pierworodny syn.- odparł dumnie.- Kocham Cię i to maleństwo też, najbardziej na świecie. 
- Też Cię kochamy. 

Cieszyłam się chwilą, lecz nie miałam pojęcia, że szczęśliwa sielanka niedługo się skończy.



***

Po dość długiej przerwie dodaje nowy rozdział, ale to dlatego, iż jest mi niezmiernie przykro, że nie komentujecie. Liczba wyświetleń cały czas wzrasta, a komentarzy mało. Chciałabym pisać z myślą, że komuś się to podoba co piszę, a tak moje marzenie spala się na panewce. Proszę was komentujcie. Daje mi to siłę to pisania. Nie będę przecież pisała dla siebie.

6 komentarzy:

  1. świetny ♥
    fajnie by było jakby to był synek xD
    Mario miałby kogo uczyć grać :P
    do następnego <3
    weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm.Jaka nowina.! =*
    Nie...Ich szczęśliwe chwile nie mogą się skończyć.!

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg, nie mogę uwierzyć w to, że Mario podniósł rękę na nią ;c Końcówka bardzo mnie zaintrygowała, więc nie patrz na komentarze i pisz kolejny rozdział! ;**
    Czekam na nn ;*

    Pozdrawiam, Karinka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział,dobrze że Mario dowiedział się o dziecku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam <3


    czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały ! Nie przestawaj !

    OdpowiedzUsuń