.

.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 36

~Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu. ~





- Tato, tato.- poczułem jak ktoś szarpie mnie za włosy, wiec natychmiast się obudziłem.
- Co się stało kwiatuszku?- zapytałem małą lecz w odpowiedzi dostałem jej smutną minkę. 
Położyłem się jeszcze na chwilę i... no właśnie. Powoli zaczynało mi coś nie grać. Czyżby ostatnie wydarzenie które wydarzyło się do tej pory zwyczajnie mi się przyśniło? Nie, to nie możliwe, było to zbyt realne, ale na wszelki wypadek upewnię się.
- Słońce, a wujek Marco jeszcze jest?
- Tiak. 
- To pewnie jest na dole.-mruknąłem sam do siebie.
Wziąłem mała na ręce i zszedłem na dół. Miałem rację,w kuchni urzędował mój przyjaciel.
- I jak się czujesz?- zapytał.
- A jak mam się czuć? Normalnie, jak zawsze.- odpowiedziałem niezbyt przyjemnie.
- Pytam się, bo wczoraj schlałeś się jak messerschmitt. 
- Doprawdy? Może i masz rację, bo mało z wczorajszego dnia pamiętam. A zrobiłem coś niepokojącego? 
- Nie wydaję mi się. Kiedy miałeś już dosyć usiadłeś na sofie i siedziałeś do końca imprezy, nigdzie się nie ruszając, a wiem to bo cały czas dotrzymywałem Ci towarzystwa.
- I nie zrobiłem nic głupiego? Nie całowałem się z nikim?- zapytałem niepokojąco.
- Ależ skąd. Cały czas siedziałeś przy barze. A dlaczego się tak wypytujesz?
- Bo miałem zły sen, w sumie to koszmar. Śniło mi się, że zdradziłem Martynę z przypadkowo poznaną dziewczyną.- wyznałem. 
- Za dużo bajem się naoglądałeś.- roześmiał się. 
- Ale jesteś pewny, że nic głupiego nie zrobiłem?- zapytałem jeszcze raz dla pewności.
- Na pewno nie. Nawet na minutę Cię z oka nie spuściłem, więc byłoby to niemożliwe. 
- To dobrze. Kamień z serca.- wypuściłem z płuc zbędne powietrze.



- Chodź mała idziemy na spacerek.- powiadomiłem Victorię i zacząłem ją ubierać. Po chwili stała już zwarta i gotowa, i w rączce trzymała swojego ulubionego misia

Nerwowo spojrzałem na zegarek, dochodziła piętnasta, a ja jeszcze nie na treningu. Pospiesznie chwyciłem w jedną rękę torbę, a w drugą Victorię i pobiegłem do samochodu. Zapiąłem młodą w fotelik i mogliśmy ruszać. W czasie drogi cały czas zamartwiałem się jak to trener zareaguje na to, że przyprowadziłem na stadion małe dziecko. Mam nadzieje, że nie będzie miał nic przeciwko temu, może byłby nawet na tyle dobry, aby się nią zająć. Kto wie, zobaczymy. Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Zabrałem swoje rzeczy oraz córeczkę i pobiegłem na boisko. 
- Dziesięć minut spóźnienia to dziesięć dodatkowych kółek.- krzyknął trener. Chyba nie jest dziś w dobrym humorze.
- On mnie zabije.- mruknąłem sam do siebie.- Posłuchaj mała.- zwróciłem się do istotki o prześlicznym uśmiechu.- nie hałasuj, nie płacz, bądź grzeczna i nie pluj, wtedy wszyscy będą szczęśliwi, a chyba nie chcesz żeby tatuś stracił pracę co nie? Ktoś musi zarabiać na Twoje kaszki maleńka.- ucałowałem ją w czoło, wypuściłem powietrze z płuc i poszedłem w stronę trenera. 
- Przepraszam za spóźnienie, ale...
- Czy Ty jesteś szalony? Czemu przyprowadziłeś na trening małe dziecko?
- Bo nie miałem jej z kim zostawić.- zacząłem tłumaczenie.
- Czy Ty wiesz czym grozi przyprowadzenie dziecka do tej bandy matołów? Zdemoralizują Ci to śliczna istotkę.- zaśmiał się.- No dobra nie ma czasu, idź się przebrać.
- Tak jest.- zasalutowałem i wcisnąłem małą w ręce trenera. 



Po trzech godzinach męczący wysiłek zakończył się i spokojnie mogliśmy udać się pod prysznic. Lecz zanim to nastąpiło usłyszałem dźwięk mojego telefonu i chcąc nie chcąc musiałem odebrać.

- Hej kochanie.- usłyszałem głos w słuchawce.
- No cześć.- odpowiedziałem.
- A Ty co taki zmęczony? Mała dała Ci wycisk?
- Nie, właśnie trening się skończył.
- Mhm. A gdzie mała?
- U Kloppa. Wziąłem ją na trening. A Ty jak się czujesz?
- No powoli zaczynam odczuwać objawy ciąży. Mdłości i te sprawy.
- Oj współczuje, ale dasz radę. Dobra muszę kończyć, bo idzie trener i nie ma zbyt szczęśliwej miny. Pa, kocham Cię. Ucałuj nasze maleństwo.- rozłączyłem się.




~Trzy miesiące później~




Mamy właśnie grudzień. I to nie byle jaki dzień, ale 24 czyli wigilia. Z racji tego, że oboje pochodzimy z katolickich rodzin obchodzimy ten dzień tak jak nakazuje tradycja. 
Jest już grubo po szesnastej, a o osiemnastej mieli przyjść goście. Zaprosiliśmy moich rodziców oraz rodziców Mario wraz z braćmi no i my, nasza mała rodzinka. Miał przyjść jeszcze Marco, ale bardzo mu zależało, aby te święta spędzić ze swoją własną rodziną. 

Właśnie dokańczałam robienie barszczu kiedy z kuchni wyrwała mnie niemała kłótnia. 
- Nie tato, ja załoze gwiaźdkę.
- Victoria, nie spieraj się z tatą, jestem starszy i to ja decyduję. 
- Ale ja jestem malutka, a to zawse malutkie dzieci zakładają gwiaźdki. 
- Ale ja już to robię odkąd byłem taki mały jak Ty.
- A telaź ja jeśtem mała, nie Ty. Ty jeśteś śtaly. 

Z rozbawieniem przyglądałam się tej zabawnej konwersacji. Czasami mam wrażenie, że mała doroślej zachowuje się od swojego taty. Wreszcie postanowiłam zabrać głos w tej sprawie, bo niebawem dojdzie do rękoczynów. 
- Mario, daj spokój, przecież ona jest malutka. 
- Ale to ja zawsze zakładałem gwiazdkę. 
- Przestań się zachowywać jak dziecko. Przecież dobrze wiesz ile jej to sprawi radości.
Nie martw się Victoria, od dzisiaj Ty zakładasz gwiazdkę na choince. 
- Dziekuje mamusiu.- podbiegła i wtuliła się we mnie.
- Nie ma za co kwiatuszku.- pogłaskałam ją po główce.- Teraz musisz sie pospieszyć ze strojeniem choinki bo zaraz dziadkowie przyjdą i wszystko musi być gotowe dobrze?
- Dobzie.

  
Po godzinie wszystko już było gotowe. Przepiękna, żywa choinka ozdabiała salon.
Stół wigilijny również był niczego sobie. Wszystko tak jak powinno być. 
Pozostało tylko ubranie się w odświętne stroje i czekanie na gości. 
Ubrałam się w sukienkę która ładnie wyeksponowała mój ciążowy brzuszek który z dnia na dzień był coraz większy. Victorię ubrałam również w sukienkę,a Mario jak to Mario postanowił ubrać zwykły t-shirt i jeansy, ale kazałam mu się przebrać w garnitur.
Po osiemnastej zaczęli schodzić się wszyscy goście. Około dziewiętnastej już razem usiedliśmy do stołu. Mój ukochany zaczął czytać fragment pisma świętego po czym wszyscy zaczęli dzielić się opłatkiem oraz składać sobie życzenia. I tak najwspanialsze życzenia otrzymałam od Mario: ,, Aby było tak, jak jest teraz. Fantastycznie, rodzinnie, do końca''. Nie powiem, aż uroniłam kilka łez. kto by pomyślał, że nawet mój narzeczony potrafi być tak uczuciowy. Po złożeniu sobie życzeń wspólnie zasiedliśmy do wigilijnego stołu zaczynając konsumpcje. 
No i wreszcie nadszedł upragniony czas- czas na prezenty. W rolę mikołaja zabawił się mój tatuś. Na pierwszy ogień poszła Victoria, nieco przestraszona, ale dumnie podeszła do mikołaja. Od moich rodziców dostała dom dla lalek oraz lalkę w zestawie, natomiast od rodziców Mario zestaw dla małej kuchareczki. My postawiliśmy na inny prezent. Chcieliśmy, aby te święta były dla niej wyjątkowe i żeby zapamiętała je na całe życie dlatego podarowaliśmy jej piękne srebrne kolczyki do tego bransoletkę oraz wisiorek no i tradycyjnie mnóstwo zabawek. Rodzice jak to rodzice, każdy z ojców dostał zegarek, a mamy bransoletki, natomiast bracia Mario również dostali zegarki. 
- Teraz kolej na nasze prezenty.- szepnął mi do ucha mój narzeczony. 
- Mhm.- mruknęłam i wręczyłam mu paczkę. Podarowałam mu zestaw perfumów od Calvina Kleina oraz bransoletkę.
- Trafiłaś w dziesiątkę, a to dla Ciebie.- podał mi opakowanie. Była w niej kolia oraz bilety na wakacje na Ibizę, tylko dla dwojga.
- Naprawdę nie musiałeś.- zwróciłam się do mojego ukochanego. 
- Ale chciałem.
- Kocham Cię.- pocałowałam go namiętnie.
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.



***


Pewnie się zdziwiliście czytając. No cóż, nie mogłam ich znowu rozdzielić. Postanowiłam napisać też troszkę świąteczny rozdział, może chociaż troszkę wam się atmosfera świąt udzieli bo jak mniemam jest z nią kiepsko.




A więc wszystkim moim czytelnikom pragnę złożyć najlepsze życzenia na nadchodzące święty. Zdrowych, wesołych, spokojnych, pełnych śniegu świąt. Aby ten wspaniały czas był wyjątkowy dla was wszystkich. No i oczywiście bogatego mikołaja! :*












niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 35



Mamy właśnie początek września. Postanowiłam, że wybiorę się na kilka dni do rodziców. Przyda mi się troszkę odpoczynku, zwłaszcza w tym stanie, ale nie tylko o to mi chodzi. Ostatnio nasz związek przechodzi ,,kryzys'', a żeby go umocnić wymyśliłam sobie plan z wyjazdem. Cały czas zajmuję się Victorią, domem, nie jest to łatwe zadanie, a Mario cały czas narzeka, że nic nie robię, że się lenię. Powoli naprawdę miałam tego dosyć i postanowiłam go zostawić na cały tydzień z małą do tego z obowiązkami domowymi, tym bardziej cieszy mnie to, że ma jeszcze treningi i nijak nie będzie z kim miał zostawić małej, ponieważ surowo zabroniłam mu zatrudniania jakiejkolwiek niani. 
Dopakowywałam do końca walizkę, ubrałam się i zeszłam na dół, aby jeszcze raz wszystko wytłumaczyć mojemu ukochanemu, który jak zawsze myśli o niebieskich migdałach. 

- Pamiętaj, ani na minutę nie zostawiaj jej samej. Dobrze wiesz, że potrafi narozrabiać.- dokańczałam swój monolog. 
- Dobrze, dobrze. Przecież wiem.- odparł znudzony. 
- Ja już wiem jak Ty wiesz, w ogóle nie wiesz! Masz jej nie spuszczać z oczu zrozumiano?! Jeżeli coś jej się stanie osobiście Cię uduszę.
- Chyba zapomniałaś, że to moja córka, nie Twoja.- powiedział chytrze. 
- No nie wydaje mi się. Tak bardzo to Twoja córka, że aż wcale. 
- Cały czas mi coś tłumaczysz, a może lepiej jakbyś zabrała ją ze sobą? Przynajmniej byłaby bezpieczna.- zaproponował. 
- A z Tobą nie jest bezpieczna?
- Jest ale...
- No właśnie. Nie ma żadnego ale. Wreszcie poczujesz smak ojcostwa.
- Brzmi strasznie. 
- I o to chodziło, a teraz ubieraj małą i zawieźcie mnie na lotnisko.
- Czemu Ty nie możesz jej ubrać?
- Bo chcę, abyś Ty się przyzwyczaił. No już, streszczaj się. 

I tak po dwudziestu minutach byliśmy już na lotnisku. Drugie tyle trwało pożegnanie, niby to tylko tydzień, ale jakoś trudno mi się rozstać z moją małą rodzinką. Wreszcie poszłam na odprawę obserwując jeszcze mojego ukochanego, który trzymał za rączkę wesoło dreptającą Victorię. Aż łza spłynęła mi po policzku, lecz szybko ją otarłam, wsiadłam do samolotu i odpłynęłam w krainę morfeusza.




- Będziesz tęskniła za mamusią?- zapytałem małej, kiedy byliśmy już w samochodzie.
- Tiak.- odpowiedziała po swojemu. 
- Ale mamusia niedługo wróci i będzie już z nami cały czas, nie smuć się. To co tera jedziemy na lody?
- Pewnie.- jak na swój wiek bardzo dużo mówiła. Pewnie ma to po mnie. 
A więc na życzenie Victorii ruszyliśmy do mojej ulubionej lodziarni. Szczerze, nie mam pojęcia czy małe dzieci mogą jeść lody, ale nawet jeśli nie to od razu nic jej się nie stanie. 
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Zamówiłem lody dla małej oraz siebie. 
Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem, że to będzie takie trudne. Mała zamiast jeść normalnie jak człowiek, zaczęła się brudzić oraz wszystko dookoła. Chcąc nie chcąc musiałem jej pomóc. Wreszcie po męczącej wizycie w lodziarni udaliśmy się do domu. Victoria zmęczona zasnęła w natychmiastowym tempie, więc będę miał troszkę czasu dla siebie. 
Położyłem małą do łóżeczka, a sam zadzwoniłem do Marco. Nudziło mi się więc zaprosiłem go do siebie na piwo. 
- Zanim przyjedzie posprzątam tu troszkę.- pomyślałem i wziąłem się za sprzątanie. Nie zważając na nic włączyłem odkurzacz i zacząłem odkurzać salon podśpiewując sobie pod nosem. Tak mnie wciągnęło to odkurzanie, że postanowiłem odkurzyć cały dół, począwszy od kuchni. Po kilkunastu minutach z transu wyrwała mnie sylwetka Marco która coś do mnie mówiła. 
- Czego wrzeszczysz?
- Jestem tu dobre pięć minut. Ty sobie jakby nigdy nic odkurzasz, a na górze Twoje dziecko się drze pacanie.- nakrzyczał na mnie.
- Pewnie przez Ciebie się obudziła. Nie krzycz tak, może jeszcze zaśnie. 
- Przeze mnie? Bo to ja hałasuję odkurzaczem tak, że słychać mnie na drugim końcu osiedla. Na co czekasz. Idź do niej, bo jeszcze coś dziecko sobie zrobi. 
- No dobra dobra już idę, ale weź zrób jej mleko ok?
- Ok.
Poszedłem na górę i widok który zastałem przyprawił mnie o zawał serca. Victoria leżała na podłodze obok łóżeczka, jak mniemam wypadła z niego. Nie ruszała się, tylko płakała. 
- Marco!- wrzasnąłem jak najgłośniej się dało, szybko biorąc małą na ręce, tak aby nic nie uszkodzić. 
- Czego się tak drzesz? O w mordę, co Ty temu dziecku zrobiłeś? 
- Ona chyba wypadła z łóżeczka.- odpowiedziałem.
- Boże, człowieku, jaki Ty jesteś głupi. Przecież nic jej się nie stało.Zwyczajnie wyszła z tego łóżeczka. Jakbyś nie zauważył to ona umie chodzić pacanie. Victoria chodź do wujaszka.- wyciągnął do niej ręce, ta jakby nigdy nic podeszła do niego i wtuliła się. 
Ja nic nie mówiąc zszedłem na dół, przygotowałem dla małej mleko i pozwoliłem mojemu przyjacielowi nakarmić małą. Ja w tym czasie zadzwoniłem do mamy, aby przyjechała zająć się Victorią. Miałem zamiar iść dzisiaj na imprezę jak za dawnych czasów. Na szczęście mama się zgodziła, więc zaprosiłem jeszcze kilku i przyjaciół i tak ośmioosobową grupą mieliśmy się wybrać do naszego ulubionego klubu. 
Poinformowałem o tym Reus'a i bez problemu się zgodził. Kiedy przyjechała mama zacząłem się szykować. Wziąłem kąpiel, ubrałem się, ułożyłem włosy i stwierdziłem, że wyglądam całkiem nieźle. 
- No to ja się będę już zbierał.- powiadomiłem mamę. 
- Tylko uważaj na siebie synku i pamiętaj. Masz córeczkę i narzeczoną w ciąży. Żebyś przypadkiem tego nie stracił.- ostrzegła mnie.
- Przecież wiem mamuś. Dobra lecę, bo już taksówka jest.- pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z domu.
Po dwudziestu minutach byłem już pod klubem, gdzie czekali już wszyscy znajomi. Zapłaciłem taksówkarzowi i wyszedłem z auta. Przywitałem się ze wszystkimi i razem weszliśmy do środka. Jak zwykle o tej porze było dużo ludzi, że nawet nie można było się dostać do baru. Zasiedliśmy w loży którą wynajął Robert, by po chwili rozkoszować się pysznymi drinkami. Panowie jak to panowie do klubu idą tylko po to, aby poderwać jakąś ładną dziewczynę, oczywiście większość z nich liczy na coś więcej i niestety często ich pragnienia się spełniają. Niestety w tych czasach mało jest porządnych dziewczyn. 
Z moich zamyśleń wyrwała mnie prześliczna brunetka kładąca dłoń na moim ramieniu. Nie chciałem być niemiły, ale musiałem jej dać do zrozumienia, że nie podoba mi się jej zachowanie, więc delikatnie strąciłem jej dłoń, no co ta tylko się uśmiechnęła i przywitała się. 
- Hannah jestem. Miło mi.- wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Mario, mnie również.- uścisnąłem jej dłoń. 
I od tej pory rozmowa się sama potoczyła. Dowiedziałem się, że Hannah jest początkującą modelką i, że szuka jakiejś stałej pracy w Dortmundzie, a tak naprawdę pochodzi z Ukrainy. Było ich jeszcze więcej, ale niestety przez alkohol który co chwilę donosiła zapominałem niektóre momenty. Jednak w pewnym momencie poprosiłem ją na parkiet. Tańczyliśmy w rytm muzyki kiedy nie mam pojęcia jak moja ręka powędrowała na jej pośladki. Widać, że jej się to spodobało, więc pozwoliłem sobie na więcej i pocałowałem ją namiętnie. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, ale nie mogłem, a nawet nie chciałem przestać. Delikatnie włożyłem jej ręce pod koszulkę nadal całując. Potem udaliśmy się do pobliskiego hotelu i dalej...nic nie pamiętam. 

Obudziłem się rano, w miejscu zupełnie mi obcym obok zupełnie obcej kobiety i to w dodatku całkiem nagi. Zauważyłem, że brunetka jeszcze śpi więc szybko się ubrałem i poszedłem do domu. Po przyjściu wziąłem szybki prysznic. Chciałbym, aby to wszystko okazało się tylko głupim snem. Nie wierzę, że mogłem coś takiego zrobić. 

- Jestem zwykłym skurwysynem.- krzyknąłem sam do siebie w wyniku czego usłyszałem płacz Victorii. Poszedłem do jej pokoiku i wziąłem ją na ręce. Momentalnie się uspokoiła. 
- Kocham Cię maleńka.- powiedziałem cicho, na co mała posłała mi swój uśmiech i wtuliła się we
 mnie.




***

Wiem, przepraszam. Kompletnie zawaliłam, ale jakoś ostatnio nie potrafię nic sensownego naskrobać. Przepraszam za to coś u góry. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale doskwiera mi cholerny brak weny.

Ps. Chciałabym polecić wam fantastycznego bloga. Czytajcie, przede wszystkim komentujcie bo jest co. http://dortmundczycy.blogspot.com/. Bardzo proszę jeszcze raz, komentujcie!
Dziękuje i pozdrawiam :*