.

.

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 37




~ Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej...~





Dzisiaj mamy dwudziestego szóstego stycznia, a dokładnie jest sobota. 
Obudziły mnie promienie zimowego słońca, które wpadały do sypialni przez okno, które niestety ktoś odsłonił. Był środek zimy, ale pogoda była piękna. Biały puch przykrył cały Dortmund od góry do dołu do tego jeszcze świeciło słońce, no po prostu cudownie. 
Chwyciłam telefon do ręki w celu sprawdzenia godziny. Jak się okazało była dopiero godzina 7.30, a na dole słyszałam przeróżne głosy oraz szepty. Niechętnie podniosłam się z łóżka, ubrałam się i podreptałam na dół. 
- Cześć wszystkim?- powiedziałam troszkę zmieszana, ponieważ w kuchni jakby nigdy nic była moja mama, mama Mario, moja ciotka, Oliwia i wszystkie moja przyjaciółki z Dortmundu.
- Cześć kochanie.- przytuliła mnie.- A czemu Ty jeszcze nie ubrana?
- Ubrana? Przecież jestem ubrana.- oburzyłam się.- Może mi ktoś wyjaśnić co tutaj się dzieję? - zapytałam podirytowana. 
- Wszystko w swoim czasie słońce, a teraz idź się odśwież, potem pogadamy.
- A gdzie jest Mario?
- Tutaj go nie ma.- odpowiedziała chytrze Ola.

Chcąc nie chcąc musiała je posłuchać i udałam się do łazienki. Wzięłam prawie godzinną kąpiel i po raz kolejny tego dnia ubrałam się po czym zeszłam na dół. 
- No dobrze już jestem, czy teraz może mi ktoś wyjaśnić co tu się dzieję?
- Siadaj proszę na tym fotelu. Kosmetyczka oraz fryzjerka zrobią Cię na bóstwo.- uśmiechnęła się mama Mario.
- Ale po co to?
- Nic nie mów, bo makijaż nie wyjdzie.- pouczyła mnie Lisa.
Chcąc nie chcąc cały czas musiałam siedzieć cicho, cały czas zastanawiając się po co ta cała szopka. Może Mario chce mnie wziąć na jakąś kolację? No, ale wtedy nie ściągałby wszystkich wedle jednej kolacji. Wreszcie przestałam o tym myśleć, bo kosmetyczka oznajmiła mi, że makijaż oraz fryzura są gotowe. Podała mi lustro i musiałam przyznać, że obydwie panie wykonały kawał dobrej roboty. Fryzura była przepiękna, makijaż też niczego sobie, tylko dalej zastanawiam się po co to wszystko.
- Może wreszcie powiecie mi o co chodzi, bo ciekawość mnie zżera. 
- No dobrze.- mama spojrzała znacząco na pozostałe osoby płci pięknej.- Dzisiaj wychodzisz za mąż.
- Słucham?! Jak to jest możliwe?- niemalże krzyknęłam.
- Spokojnie, nie denerwuj się.- uspokajała mnie Oliwia.
- Jak ma być spokojna?! Sala, ksiądz, przecież na to wszystko potrzeba czasu. A suknia? Przecież nic nie planowałam.
- Spokojnie kochanie, Mario wszystko zorganizował. Sukienka też jest kupiona.
- Mario? Ten Mario który nawet buta nie potrafi zawiązać?- zaśmiałam się.- To gdzie ta sukienka?
- Zaraz ją przyniosę.- powiedziała Ania. 
I po pięciu minutach przyszła z wielkim białym pokrowcem w którym jak mniemam znajdowała się sukienka. Rozpięła pokrowiec i moim oczom ukazała się przepiękna sukienka. Była idealna. 
- Co nie podoba Ci się?- zapytała z przerażeniem Cathy. 
- Nie no skąd. Jest cudowna, wprost idealna.- zachwycałam się. 
- To możesz już ją ubrać.- zaproponowała Oliwia.
- Za chwilę. najpierw zjem śniadanie, bo maluszek domaga się jedzenia.- wskazałam na dość spory już brzuszek.- A właśnie. Gdzie jest Victoria?
- Lisa ją ubiera. Też chciała wyglądać jak księżniczka. 
- Dobrze.- odpowiedziałam. Chciało mi się płakać. Nie miałam pojęcia, że mój ukochany wpadnie na tak szalony pomysł, ale powiem szczerze, ze podoba mi się to.
Sprawnie zjadłam śniadanie i ponownie udałam się do salonu. Kątem oka zobaczyłam w łazience małą Victorię i uroczymi kucykami w ślicznej sukience. Aż łza zakręciła mi się w oku.   
Gdy byłam już w salonie kosmetyczka sprawnie pomalowała mi paznokcie i już po godzinie mogłam ubrać sukienkę. Nie chwaląc się wyglądałam prześlicznie. Sukienka idealnie podkreślała mój ciążowy brzuszek. No po prostu idealnie. Teraz wystarczyło poczekać na Mario. Po godzinie przyjechał mój narzeczony wręczając mi bukiet.
- Jesteś nienormalny wiesz?- szepnęłam mu do ucha.
- Wiem. I za to mnie kochasz.- zaśmiał się i razem wsiedliśmy do limuzyny.
Po półgodzinnej jeździe byliśmy już przed kościołem. Spodziewałam się kilku fotoreporterów potocznie zwanymi paparazzi, ale ich były tabuny no dosłownie. 
Jakoś z pomocą ochroniarzy dostaliśmy się do wejścia i w spokoju mogliśmy zacząć uroczystość. 

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.- to najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek słyszałam.



~ Miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. 
Po prostu kochaj.~



Po pięknej uroczystości zaślubin nadszedł czas na wesele. Z tym Mario również się postarał. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do miejsca w którym był położony przepiękny dworek. Wyszliśmy z samochodu i tradycyjnie zostaliśmy przywitani chlebem i solą. Widać, że Mario dużo musiał się naczytać o polskich tradycjach. Po wszystkim weszliśmy do sali. Widok który zobaczyłam sprawił, że zaniemówiłam. Wystrój był przepiękny. Bajkowy po prostu. 
Po skończonym obiedzie nadszedł czas na pierwszy taniec. Mario chyba czytał w moich myślach ponieważ wybrał  piosenkę. Oboje bardzo ją lubimy. 
No i tak impreza się rozkręciła. Wszyscy świetnie się bawili do białego rana dosłownie. 
Około godziny piątej wszyscy goście poszli spać, my również. 
Zmęczona opadłam na łóżko, a zaraz po mnie Mario.
- Masz jeszcze siłę na noc poślubną?- zapytał.
- Wybacz, ale nie.- zaśmiałam się.
- Ja też. 
- To idziemy spać.- postanowiłam.
- Zgadzam się. Dobranoc.
- Wiesz co?- zapytałam po chwili.
- Co?
- Dziękuję za ten wspaniały ślub, wesele. Jesteś najlepszą osobą jaką w życiu spotkałam. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też kocham i nawet nie wiesz jak bardzo.- pocałował mnie namiętnie.- Dobranoc kochanie.




***


No tak, znowu romantyczny rozdział, ale nie na koniec nie mogłam ich rozdzielić. No właśnie, jeszcze dwa rozdziały i epilog. Nie chciałam kończyć tego bloga, ale stwierdziłam, że za długo go już ciągnę, ale założę nowy i mam nadzieję, że również przypadnie wam do gustu. Może macie jakieś propozycje, kto mógłby być głównym bohaterem?
Pozdrawiam :*